Naszpikowana bliznami


Umrzeć, a potem wskoczyć na konia. David Bosc, 74 strony. Przełożyła: Anna Wasilewska. (Noir sur Blanc, 2018).

Nie często kosztuję gorących dań. Sięgam po długo-dojrzewające specjały. Tym razem dopadła mnie polska premiera (francuskie wydanie: 2016).
Książka trafiła do księgarń tydzień temu. Do mnie i we mnie wtedy, gdy kończył i zaczynał się tydzień.
Pokazałem okładkę na Instagramie, udostępniłem na Facebooku. Reakcja była jedna, podobna. Poza kciukami podniesionymi do góry, pojawiało się entuzjastyczne zdziwienie. "Świetny tytuł - O! Ten tytuł jest zajebisty - Intrygujący tytuł, ciekawe o czym jest ta powieść?"
Zanim opowiem w telegraficznym skrócie "o czym", chciałbym wyjaśnić, że ta frapująca fraza na okładce jest zapożyczeniem z twórczości Ospia Mandelsztama (Wiersze z Woroneża, czerwiec 1935). 
Tak się składa, że jestem członkiem pokolenia, które przymuszano do nauki rosyjskiego. Ale dla mnie wówczas to był "radziecki" i buntując się durnie - nie pojąłem tego melodyjnego języka. Miałem jednak szczęście do nauczycielek. To one rozumiały mój protest-song, ale wiedziały też, że przepadam za literaturą, poezją i innym słownymi dziwami. I właśnie wtedy poznałem kilka wierszy Mandelsztama. Moje gorące - jak gejzer - źródło sympatii skierowałem na Włodzimierza Wysockiego, Fiodora Dostojewskiego, Mikołaja Gogola, Lwa Tołstoja, Iwana Turgieniewa - ale przede wszystkim - zakochałem się w twórczości Michaiła Bułhakowa. 
Wyjaśnienie wspomnień gotowe, a teraz coś o książce. Piszę zawsze po swojemu, często o sobie, ale gdy czytam, to nie zapominam, by podzielić się z Wami: - O czym i dlaczego autor napisał taką, a nie inną (o)powieść? 

- Czym pachnie nóż?
- Chlebem, masłem, potem, krwią. 
- Dobrze. A jakie wyczuwasz zapachy na wysokości trzeciego piętra?
- Zapach słońca, much na szybie, moczu wydeptanego w chropowatość schodów, no i jeszcze  spadających na chodnik, niedopałków. 

Ułożyłem naprędce ten dialog, bo będzie mi pomocny. A wręcz niezbędny. Nie chcę streszczać prozy, ale spróbuję razem z Wami ją zrozumieć i zinterpretować.
Jest tutaj prawdziwa kobieta i kilka zdań o niej, zapisanych w weekendowym wydaniu "Daily Express" z 1945 roku. A reszta to blaga. Pisarz w posłowiu tłumaczy się ze swoich zmyśleń. Stworzył wyobrażony, fikcyjny pamiętnik Soni Araquistain, 23-letniej malarki z Hiszpanii.
I pojawia się tutaj głód zrozumienia. Sonia była słuchana, ale niewysłuchana. (Sam z autopsji wiem, że to uczucie depresyjne, kaleczące jestestwo).
Niewysłuchana, niezrozumiana, pełna sprzeczności, tajemnic, niedopowiedzeń odleciała. (Umarła - a dzięki pisarzowi - ożyła i... wskoczyła na konia...) 
(A może ona wcale nie skoczyła z trzeciego piętra? Może straciła równowagę fizyczną, a także duchową? Może przyciąganie ziemskie było na tyle silne, że musiała się temu poddać, oddać? Może to nie jej ciało spadało z wysokości osiemdziesięciu stóp na bruk Queensway w Bayswater?)

Ona mówi - Nie wszystko stracone. 
On mówi - Dla nas czy dla świata? 
Ona mówi - To bez różnicy. 
(Jean Grosjean, Piłat) 

David Bosc ma strzępki informacji o Sonii. Gdyby nie jej śmierć, czy w ogóle zechciałbym ją ożywić, i to w tak elegancki sposób? Nie wiem, ale wiem, że nie osądza jej, nie wydaje wyświechtanych wyroków. Sprowadza sprawę do oczywistości - w życiu każdego z nas, pojawia się ochota by "odlecieć, wylecieć, zabić się". I nie jest to oznaka choroby. Nie od razu, nie w pierwszym momencie. To reakcja obronna organizmu (tej duchowej - dusznej strony) na to co nas spotkało. Gdy ochota staje się natrętna, to wówczas mamy poważny problem.  
Natręctwa większość omijają, Większość nie łyka antydepresantów, nie podcina sobie tętnic, nie wiesza się i nie skaczę przykładowo z trzeciego piętra secesyjnej kamienicy.
Po tych, którzy odchodzą ze swoimi natręctwami, zostaje niewiele. W tych poetyckich wspomnieniach i podsumowaniach odnajdujemy kufer. Kilka fotografii, grube teczki, jakieś szkice, rysunki, bazgroły, pozostałości po talencie.
(I po mnie spadek może być podobny. Z tym, że za mną ciągną się zeszyty, bruliony w kratę, w linie i śnieżnobiałe. Powyrywane kartki, karteczki, karteluszki, karty. Gra słowem. Gra słowna. A jakże; będą wiersze, opowiadania, listy wyznawców miłości i puste fiszki nienawiści i bólu. Tak, tak i fotografie. Tak, na pewno będą zdjęcia. Moich zaledwie kilka, Twoich setki wspomnień (...).)

Ojciec dziewczyny przekonuje, że tuż przed śmiercią "była zupełnie szalona". Była brakującym ogniwem między zwierzęciem a człowiekiem. Czy "zupełnie szalona", to wytłumaczenie? Mało dyplomatyczne, jak na ambasadora. Liche i źle dobrane słowa. Zamiast łez, pojawia się element mowy oskarżycielskiej.
(Znam <niestety> cenę jaką się płaci za nienawiść, za zło, za "bycie zupełnie <kompletnie> szalonym.)

Forma napisania tej książki - ni to opowiadania, ni krótkiej opowieści - jest zaskakująca. Na własny użytek wymyśliłem określenie: poetyckiej publicystyki. W mojej opinii, to dopasowany zwrot. Bo to forma niezwykła, która w tym wypadku bardzo się sprawdza. A całość jest doprawiona wyśmienitymi frazami. Są kąski porównań, przystawki alegorii i desery metafor!
Uczucia uczuciami. Poezja poezją. Ale w tym obrazie jest także miejsce na pragmatyzm. Brawo!

Poradzenie sobie z ciężarami jest niełatwym zadaniem. 23-letnia Sonia niczym anioł zrzuciła "wagę stroju" i naga pobiegła, pokazując się skrepowanemu dozorcy, na trzecie piętro (a gdzie wtedy był ojciec-ambasador?). Balkon, czy otwarte okna nie były wyimaginowanym rozwiązaniem. Chłód powietrza zapraszał jej ciało do poddania się, do oddania się chwili. Zatem poleciała. Niczego już nie pamięta, o wszystkim zapomina. Nawet nie bierze pod uwagę, że gapie będą się przyglądać młodemu nagiemu ciału, martwemu nagiemu ciału. W momencie śmierci nagość, ale i młodość umykają - zacierają się. Są skrzepy krwi, próby wyrwania się słów z gardła... Chór przechodniów nie plotkuje o kształtach ciała, widzi po prostu martwe, bezwładne kości, obleczone w skórę i włosy. 
Gdy będziecie czytać tę krótką opowieść, to z pewnością postaracie się poukładać elementy, które prezentuje David Bosc. Bo to próba zrozumienia, bez oskarżenia, obwiniania. 

"Zrobić dodatkowy krok, krok na tamtą stronę, wyskoczyć z siebie i z tempa, ze straszliwego tykania korowodu świata, któremu przeciwstawia się mój własny rytm, nie w porę, ze zgrzytem, na bezdechu, przy zwieraniu warg. Wydać na świat coś zupełnie innego, wydalić jakąś formę, ektoplazmę gryzmołów wyobraźni, w pośpiesznym grymasie metamorfozy, w skandalicznym, w nadzwyczajnym rozerwaniu poczwarki."

Nota: 8,5/10
Zdjęcie pisarza - z niemieckiej strony www. Schweizer Literaturpreise 



popularne