Którędy do Boga


* Sto jeden milczeń. Marek Lisiński, 100 stron. (Związek Twórców Ziemi Zawkrzeńskiej, 2017) Opracowanie graficzne: Maria Kuczara 
* Pantomima. Marek Lisiński, 68 stron. (Fundacja Otwartych Na Twórczość. FONT. , 2018) Opracowanie graficzne: Maria Kuczara 

"poprosiłaś 
wyciągnąłem pergamin 
z szuflady wyłożonej grypsem 

z abecadła
wybrałem szczerość 

prawdę 
odwagę 

pióro z czerwonym 
oto jestem 
w pędzie wsiadam do wagonu 
szyny wydarte 

dojadę 
ziemio rodząca ślepa
napiszę 
jeszcze nie jedną historię"
ślepota, Marek Lisiński 

Uwaga! Nie ma mowy o koterii. Jeżeli ktoś mi to zarzuci, to obrzucę go porównaniami, akcjami. I będę parafrazował nie tylko mój, ale także czyjś smutek.

Poetę Marka Lisińskiego, wysokiego i głośnego mężczyznę, poznałem dokładanie tydzień temu. O! Nawet godzina się zgadza. Miejsce tylko zostało wyrwane z kontekstu, a zatem...
Piątek. Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu i wystawa prac Marii Kuczary. W środę wysłała mi wiadomość zapraszającą. W czwartek zjedliśmy szarlotkę (piłem kawę, Ona czaj). Majkę poznałem około dziesięciu lat temu. Byłem - podobnie jak dzisiaj (nie, otóż; dzisiaj jest zdecydowanie gorzej) - w opłakanym stanie. Płakałem też skrobiąc na serwetkach, krawatach, fartuchach, blogach i w zeszytach. Pisałem dużo, Codziennie. Tusz mieszał (tak jak dzisiaj) się z łzami. Wtedy płakałem. Dzisiaj szlocham. I powody - jakże - różne. Okropne.
Wtedy, a także dzisiaj (teraz) pojawiła się Majka. Magnes empatii - czy coś równie podobnego, niewyobrażonego. Przed laty - z  synem - pojechałem do niej zimą . Był śnieg. Teraz jeszcze przed zimą, ale już czuję zimno "w swoim środku". (Wtedy ktoś kupił nam bilety. Dzisiaj latam na gapę.)
Majka kombinuje artystycznie jak może. Foci, skleja, dokleja, montuje i otwiera Serce przed innymi. Znalazłem się wśród Innych (zawsze czułem, że się odróżniam, ale nie wyróżniam). Do szerokiego grona towarzyszy Marii Kuczary dołączył także (minimalnie ode mnie straszy) Marek Lisiński.
Wydał dwa tomiki z poezją. Oba leżą tu obok. Oba skonsumowałem przy użyciu duszy.

<Jeżeli nie mogę spać po nocach, to nie z powodu książek, które czytam.> Nie zmrużę oka przez osamotnienie, przez niezrozumienie. A, gdy się nie śpi, gdy się szlocha, i gdy się błądzi w świetle księżyca - warto zapytać o drogę: - Którędy do Boga? Odpowiedź najczęściej znajduje się w wierszach. To metoda dojścia do celu - na skróty.
Pisanie Marka Lisińskiego nie jest tamą przed żalem i rozpaczą, ale podobnie jak w poezji Piotra Matywieckiego - mamy szansę na zrozumienie, na pogłębienie, na analizę. Niebezpieczeństwo jest takie: że pytania, które zadawaliśmy sobie wcześniej, po lekturze twórczości Lisińskiego, nadal będą w nas siedzieć. Nie wyplewimy ich. To przez tę głupią miłość. I dlatego będziemy je (pytania) znowu wykrzykiwać. Ludzki adresat pozostanie niemy i głuchy, a Bóg? Z Bogiem pan Marek ma swoje konszachty, ale ma też swoją boleść, o której niekoniecznie muszę (ja) tu pisać.

Początkowo wydałem werdykt, że debiutancki tom jest słabszy od "Pantomimy", ale czym bardziej w las, tym większe wątpliwości. Rozstrzygnięcia nie będzie. Mieszam wiersze z obu książek i otrzymuję jeden soczysty zbiór. Zbiór, bo zebrałem plony i zbiór, bo pojemny, jak wątpliwości. Mieszczą się tu modlitwy, błahostki, radości, żale, chwilowe miłostki, zaszłe grzechy i prośby niedokończone.
Te wiersze są jak listy, wysyłane w morze, w pustych butelkach. Nadawca: Poeta. Adresat: Nieznany.
Pamiętacie, to odwieczne, infantylne pytanie: - Co poeta miał na myśli? Okazuje się, że niektórzy nadal mu hołdują. Otóż, przeglądałem - nie tak dawno - zestaw próbnej matury w 2019 roku (mój Syn podchodzi do egzaminu) i tam, w tych arkuszach jest to samo: Co miał namyśli, a potem: - Dokonaj analizy, no i oczywiście: - Porównaj (te-dwa) utwory. 
Moja radość z doboru twórców jest przesiąknięta wstrętem. Bo czy odpowiedzi na "takie" pytania w ogóle podlegają ocenie? Jakie są, do cholery, kryteria? Co na to "adresat", co na to "nadawca"?
Zatem nie szukam odpowiedzi, by dojść do konkluzji, że Marek Lisiński ma to i tamto w głowie, a w duszy gra mu jeszcze coś innego. Czytając ten spory zestaw, starałem się szukać w tych wierszach samego siebie.
Pierwszy swój "poemacik" napisałem w wieku 11 lat. Dla - do kuzynki Bożenki (kochałem ją jak szczenię), ale wtrącił mi się w linijki kolega Jezus (lubię Go nadal, ale po swojemu). Wyszło coś porównywalnego do szpagatu lub fikołka: - Kuzynka prowadziła Jezusa za rękę, a ja wariowałem z zazdrości. Ujadałem.
Potem - i tak do dzisiaj - pisałem na akord mojego smutku. Jestem nałogowym psujem życia swojego i innych, zatem mam ciągły materiał do "wierszowania". Tak było, jest i (cholera) zapewne będzie. Piszę - jak zwykle - dużo o sobie, ale dzisiaj przychodzi mi to z odrobiną wstydu, policzki już mam rumiane, a serce w opłakanym stanie. A i oczy szwankują (widzą Ciebie tutaj, nie tam).
O sobie piszę, a czytam wiersze Lisińskiego. I czuję się jakbym, to ja był z rzadka, ale jednak, ich autorem.
W tomiku "Sto jeden milczeń" jest "coś", co stanowi - od kilku dni- moją mantrę. Na głos, z poprawną dykcją, jak na konkursie recytatorskim, czytam, deklamuję, krzyczę, spinam się, nawołuję (Ciebie). Ten wiersz jest jak chusteczka potrzebna mi (teraz) stale do oczu, do łez. 

"jestem przelotnym faktem 
i to powinno mnie trzymać
w zastanowieniu
każdej postaci w życiu 
dać imię 

toczę własne ego 
moje ciało i zmysły 
sen niosę zdeptanymi butami 
jestem smugą mgły 

bez pytania
długo czy krótko istnieję 
żyć nazywając wszystko po imieniu"
Jestem smugą mgły, Marek Lisiński.

Każda (bez wyjątku) poezja ma wadę, bowiem nie można używać jej codziennie. To nie szczotkowanie zębów, ani picie porannej kawy. Poezja - także Lisińskiego - ma tę zaletę, że sięgamy do niej w odpowiednich momentach. Bo jak pisze autor w wierszu Pogmatwanie:
"dwie linie 
biegnące równoległe 
układają się 
w drogę życia"

Na stronach jest jeszcze jedna osoba - kobieta mi znana. Też pracowałem z Heleną Urban. Też mam jej numer telefonu i wielki podziw dla tempa w jakim żyje. (HU była na moim ślubie, ale teraz - jakie to ma znaczenie...? Hmm)
Helena na zdjęciach i grafikach Majki, jest jak zwykle, swobodna i pozostaje sobą, dokładnie jak poeta - pilnuje jednak dostępu do swojego wewnętrznego "ja".
Zwykłem do tej pory mówić, że gdy pisze się wiersze, to odsłaniamy się, a z czasem stajemy się nadzy. Moja hipoteza (chyba) legła w gruzach, bo Marek Lisiński nadal ma "sporo" na sobie i w sobie. Nadal może tworzyć i iść drogami, które puste lub przepełnione, czekają na jego kroki, na jego wiersze.
A na razie, ja - tak jak w kawałkach "bycie II" i "bycie" z tomiku "Pantomima": 

"uciekam w próżnię 
tam
będzie bezpiecznie 
i jakoś"
______________________________________

"istniejesz 
nie da się zmienić 
kolejności poukładanej przez 
fanatyków natury 

nadal 
rozebrani cieleśni
na deskach teatru 
pod gołym niebem"

Nota: 8/10

Zdjęcie pisarza pochodzi ze strony DzieńDobrytvn.pl

Aby "dostać się" do wierszy pana Marka, radzę byście się skontaktowali z nim samym, lub wydawcami jego książek.

popularne