Między słowami
Pomieszkanie. Greg Baxter, 196 stron. Tłumaczenie: Jędrzej Polak. (Czwarta Strona, 2016)
Taki czas. Żyję bez życia. Raczej z przyzwyczajenia. Skupiam się na bólu. Rozdrapuję strupy, rozrywam nici na niepogojonych ranach, silnie nacinam blizny na nowo. (Oczywiście, że mnie TO męczy i wytrąca z równowagi.) Nie potrafię obrać azymutu. Właściwie - właściwa droga ucieka mi, skręcając w nieznane, w niebyt. Wszystko co było ważne - zaciera się. Narkotyczny obraz, paraliżujący, jakbym był ofiarą ciężkiego wypadku. Jakby ktoś postanowił znowu uznać, że lobotomia, to właściwy pomysł na nowe życie. Z tym, że po takim zabiegu wszystko traci sens. Nie! Sensu nabiera określenie: "On już jest tylko rośliną".
W takim oto stanie zabrałem się za czytanie Pomieszkania. Jakiś czas temu książka trafiła do mnie, głównie za przyczyną pochwał i laurek, które tej prozie wystawili: Jarek Czechowicz i Michał Nogaś.
Teraz ich recenzje odstawiam na bok, a zajmuję się (jak zwykle) sobą. Bo pisanie Grega Baxtera, to właściwe lekarstwo. Zastępuje marihuanę, alkohole i inne nędzne uszczęśliwiacze.
Mój niepokój kontra spokój - a zwłaszcza cierpliwość - pisarza. Niebywałe spotkanie, a że trudno mi uwierzyć w przypadki, to nazywam to zaplanowanym dopełnieniem. Dopełnieniem bólu, niepokoju, ale także dopełnieniem patrzenia w przyszłość i pracą nad samym sobą.
Bardzo szybko Pomieszkanie skojarzyłem z obrazem Sofii Coppoli - Między słowami. Tłumacząc prosto i wprost: urok niedopowiedzeń, wyobrażenie dotyku, szukanie właściwego miejsca dla siebie i swojego ego. A góruje nad tym duch intymności. Cień spowity z planów, które ulegają i legną w rzeczywistości.
Poza tym to całe bycie... Amerykaninem... Ten oczywisty uśmiech na masce.
Nie bez znaczenie jest też miejsce, w którym bohaterowie swoje dylematy rozkładają na czynniki pierwsze. U Sofii jest to Japonia. U Baxtrea europejskie miasto. Oba ośrodki wprowadzają ograniczenia geopolityczne, ale by pokazać słabe i silne argumenty uczuć - te miejsca są w sam raz. Bo - jak wspomniałem - bycie obywatelem Stanów Zjednoczonych nie jest tu bez znaczenia. Gdy na srebrnej paterze układamy owoce, to potem odbijające się światło wyczynia ceregiele, tak w tej prozie wygibasy złożone z fantazji, uprzedzeń, truizmów i tematów tabu - są tu rzeczywiste i narysowane bardzo dokładnie.
Order autorowi wręczam nie tylko dlatego, że oderwał mnie od użalania się nad sobą, ale głównie ujął mnie swoim spokojem. Jego detaliczna umiejętność w nazywaniu świata po imieniu - urzeka. Spore wrażenie robi "usytuowanie" bohaterów z ich uczuciami, wśród rekwizytów codzienności.
"(...) domyśliłem się, że miłość będzie dla niej zawsze czymś podejrzanym, czymś w rodzaju odpychającego i obezwładniającego szaleństwa, które nie dość, że nie przynosi ekstatycznego szczęścia, to jest skrajnym nieszczęściem podającym się za szczęście: tymczasową euforią, która przez pewien czas wydaje się cudowna, a potem zabija jak mróz."
Tak. Tak, ten chłód, mróz jak w chłodni, jak w kostnicy (uczuć). Ale bliższe jest mi inne zdanie. Niektórzy uznają je za naiwne, ale wolę by zarzucano mi naiwność niż głupotę (a może to siostry bliźniaczki?). A zdanie, które wybrałem brzmi:
"Wyobrażam sobie, że miłość jest jedynym powodem, dla którego niektórym w ogóle chce się żyć.".
Przywołałem rozważania o miłości, ale w całej powieści tak dokładnych "wykładni" jest niewiele. Autor raczej unika bezpośredniego kontaktu z czytelnikiem. Nie dąży do zwarcia. To nie boks, ani zapasy, raczej (na pewno) partia szachów lub scrabbli. Greg Baxter w przekazie jest stonowany. Miarkuje przekazywanie informacji wprost "na talerzu". Nie ma banalnych komunikatów i haseł. Są za to inteligentne zwroty akcji, ale tak spokojne, że czasami wręcz można ich nie dostrzec. Nie tylko spokojem zwraca na siebie uwagę. Pisarz, jakby był święcie przekonany o swojej racji, prowadzi nas (czytelników) za rękę. Pozwala byśmy dokonywali porównań, byśmy analizowali swoje przeklęcia i zaklęcia. To nie poradnik, ale na pewno niezły zapis zmagania się ze samym sobą. W tej potyczce jest miejsce i na przeszłość i teraźniejszość, tylko przyszłość wciąż jest niejasna, niepewna. A do dlatego, że najpierw dokładanie, spokojnie i cierpliwie trzeba przepracować "to co było i jak to się skończyło?".
"Poza tym wszędzie było cicho (...) Ponieważ milczenie przygnębiało mnie, otworzyłem jedno z okien, aby posłuchać szumu wiatru, jeśli wiał. Ale nie było wiatru."
To cytat z "Pasterki", opowiadania Machado De Assis'a. Użyłem go dlatego i po to, by uświadomić sobie i Wam z czym mamy do czynienia w przypadku Pomieszkania.
Otóż: aby zmienić krajobraz, który nas otacza - dokonujemy prostych, najprostszych rozwiązań. Niestety. Nie zawsze ten ruch, te rozwiązania przynoszą oczekiwane efekty.
Bądźmy przygotowani, że wiatru po prostu nie będzie, ale to nie oznacza też, że trzeba rzucać się przez właśnie otwarte okno.
Nota: 8,5/10