Czynne sylaby. Język wody
"1,1”.
Szymon Bira. Wydawnictwo Convivo
Co
jest po przecinku?
Jaka
jest liczba pierwsza? Co jest niedomiarem?
Jak
z tej maligny słów wydobyć istotę uśmiechów i bezradności
jednocześnie.
Książka
Szymona Biry zewsząd
wywyższana. Nominacje, laudacje, wiwaty. Czym uwiódł innych, to
sprawa tłumu. Czym przekonał mnie? Sylabami! I Czynnościami!
A
jeszcze dokładniej: tom „1,1” to dla mnie plaża pełna
otoczaków. Kamieni wypłukanych, wyróżnionych przez czas. Mogłoby
się zdawać, że to tanie błyskotki natury. Że takich „sylab”
jest pełno w chińskich sklepach. Otóż nie, bo gdy przyjrzeć się
każdemu kamykowi
z
osobna, to mamy do czynienia z całą historią złożoną z sylab
wody.
Trochę
grafomanii wkradło się w ten opis. Ale cóż,
nie ja tu jestem poetą!
Dlatego pozwalam sobie na tekst inny, nieoczywisty… porwany i rozerwany.
Szymon Bira wybrał
do swojego tomu wiersze z całej plaży, swojej szuflady… I czuć
sól na języku, na palcach… Wokół szum i próba ujarzmienia
czynności…
Niby
„wszystko” jest minimalne, a jednak „wszystko” jest wielkie,
wręcz
przeogromne.
Zapachy.
Ruch. Woda. Przystań.
Wokół
tych „czterech dogmatów” czytałem ten tom.
A
zaczyna się tak:
„A
statek płonie”
Paa.
Miłość. Ale najwięcej
to
język,
którego używasz
ten
statek, który
ślizga
się po wodzie (ślini się do wody?)
płonie
jak wielki
książę,
który mówi:
bum
bum bum
(woła)
spadamy
w pełni na koniec
[…]
Poeta
nie potrafi opanować tumultu. Finał jest przewidywalny. Wiadomy.
Jest toń. Jest pokład. A całość ulotna, tymczasowa. Nawet
„książę” plecie „bum, bum”. To
nawet nie jest wołanie. To echo nieuniknionego.
Czytam Birę od
kilku tygodni. Na początek dnia i tuż przed snem. Codziennie jest
inaczej. Bo jakbym patrzył przez kolorowe szkiełka pod światło i
codziennie widział coś innego. Wszystko zależy od światła. Od
temperatury, od mojego nastawienia. Od
wybranej godziny.
Obracam
te wiersze w dłoni jak otoczaki.
Mielę w ustach jak świeżą
kromkę chleba.
I
raz się spieszę, by potem powoli „sylabizować”. Puszczam frazy
na wiatr. Jak pióro. Jak liście. Jak morski piach.
I rzucam przed siebie i za siebie. Jak kamienie.
I
wtedy dzieje się to; mam wrażenie, że jestem instrumentem w rękach
poety. Igraszką, zabawką blaszaną. Jarmarczną głową
diabła, która,
gdy się
ją
naciśnie,
to pokazuje język.
To
wszystko zaplanowana kpina. Bolesna rozkosz.
Pytania
zawieszone w próżni… odpowiedzi każdego dnia inne…
Ten
wiersz poniżej zapisuję w ciągu bo
czytany zgodnie z propozycją poety, czyni zupełnie inne
spustoszenie. Daje inne odpowiedzi/podpowiedzi...
[lamety
czy lament] lamety czy lament
(tu bez znaku zapytania) nie polegaj, remiks (remis) czka, puchnie,
trąca żywą rankę, tę, od bloku po parczek – chwile leżące
wchodzą? zachowuj się na dłużej dawno temu zaczęliśmy
– wchodzą,
najbardziej, jak się da
I
„każde zdanie zawiera błędy
błędy mają zęby goryla
(…)”
Szymon Bira używa
sytuacji lirycznych, w których byliśmy, będziemy, jesteśmy.
Przywodzi to na myśl mnogość zdarzeń i wydarzeń, a jednak jego
bohater jest indywidualny. Zwłaszcza gdy wraca
do domu, w którym wciąż dzieje się to samo: „lubię jeść
poza domem ale też
bardzo lubię jeść w domu”, bo wszystko zlewa się w jedno…
I
tylko otoczak trzymany w kieszeni pozwala nam się zorientować, że
„jest coś jeszcze”. I tylko smak języka, który wyczuwa słowa
i sól…
Niektórzy
silą się na przyporządkowanie tej poezji. Starają się ją
porównywać, zaszufladkować, a ja mam z tym kłopot. Bo jeśli
nadam czemuś nazwę, to przestaje być dla mnie tajemnicą. A
książkę „1,1” nadal traktuje jako teren niezbadany.
Każdy
wiersz traktuję jak kamień jak sylabę,
jak szklankę i wodę. I z takim bagażem wciąż wędruję. Od kilku
tygodni.
Liczę
strofy i zamieniam je między kolejnymi utworami, by potem – na
własny użytek – tworzyć własne, a jednak „szymonowe”
narracje…
Dlatego
pozwalam sobie na takie igraszki,
na takie interpretacje:
elementy
fauny i flory
łączą
się
w jednej osobie
grek dał mi muszlę
siadam na
chwilę
odkleja mi się lewy płatek
lamety czy lament
hop
siup kto na galery
Ta
marynistyczna osnowa jest przyklejona na tej poezji. Jakbyśmy do
poezji zaprosili Sindbada Żeglarza, który czasami zastanawia się,
czy nie uścisnąć mocno paczki z popcornem i zamiast zamorskich
podróży wybrać lenistwo przed telewizorem…
A
jednak trzeba „być pomocnym”…, bo „w języku żółwia
plastik jest gładki jak kość”… Empatia poety nigdy nie jest
wprost… Musi być gorzka i zwodnicza, jak tu: „wieszając
mieszkańców i nie paląc ich domów”.
Czyli
„okazjonalnie wojenka”.
„1,1”
jest tomem skromnym objętościowo, ale pojemnym metafizycznie, a
zwłaszcza literacko. Odwołuje się popkultury, a z drugiej strony
bawi się konwencjami tradycjonalistów. Zwłaszcza
gdy Szymon Bira pisze
to:
„cały
chodzę – tenis, ciężar, pole linii loop uwolniony”. Od
trywialności po mocny uścisk. Pada słowo „Uwolniony”, to
dlaczego ja – odbiorca – czuję się „Uwikłany” –
„Zapętlony” – „Uwięziony”?!
Zwykle
cenię w poezji „puentę”. Nie musi padać w finale, ale musi być
wyraźna, jak ostry dźwięk, jak
skalpel, ale
w
tej poezji puenty nie są pojedyncze.
Polifonia
poszczególnych utworów zazębia się, a to pozwala na łączenie
się „złotych myśli” i „sloganów”.
Dlatego
„ułożyłem kolejny manifest”
z wierszy Szymona Biry:
–
imadełko,
imago
zadyszka,
jednej jego części
metaliczny
wirnik
blady
element
Kuratorka
wydycha
wieczny
ruch
popychadło
Zabawa
może to nieuprawniona, ale dająca satysfakcję z możliwości,
jakie niesie za sobą ta
książka.
Sylaby
porozrzucane jak otoczaki na plaży.
A
może to wszystko to…
nauka rytmiki, bo „dysz czarna suko nie ufaj”.
Lub
jak jesienny krótki dzień, ponieważ „w metafizyce, mamy swoich
faworytów”.
A
innym razem jak twarz przetarta papierem ściernym, gdy „zgodność
w odruchach”.
I
tak dalej i dalej. Zastanawiam się, jak odczytam te wiersze dzisiaj
wieczorem i jak jutro, gdy wstanę, bo codziennie są inne.
…
A
liczba 1,1 jest przybliżeniem z niedomiarem pewnego
matematycznego zakrętasa
i błąd bezwzględny tego przybliżenia jest mniejszy od 0,01.
Czyli:
„–
Da się! – Nie da (to bajka)! Decyzje wydają się podjęte”.
Albo:
„albo bieg przez park rano i stylowe
zombie”...
…
9/10
Zdjęcie
https://www.dwutygodnik.com/artykul/8825-wiersze.html