Wejście do gabinetu krzywych luster
Moja
żona nie tańczy. Tove Ditlevsen.
Przekład Iwona Zimnicka. Seria Klasyka. Wydawnictwo Czarne,
Wołowiec, 2022.
Nie
zadaje pytań. Znam odpowiedzi! Mamy literackie wydarzenie roku!
Genialnie przetłumaczone i zredagowane opowiadania Tove Ditlevsen.
Klasyka? Nie, to jest świeże, to jest spécialité zakładu,
Wydawnictwa Czarne!
Ukłony
i pokłony dla Iwony Zimnickiej. Wiwat: Małgorzata Poździk i
Jakub Bożek!
Czytając,
nie mogłem uwierzyć, że teksty prezentowane w zbiorze powstały
tak dawno temu.
„Moja
żona nie tańczy” nie jest antologią nowel, które opisują
wyłącznie doświadczenia pisarki. W „Trylogii kopenhaskiej” był
biograficzny skowyt, w „Ulicy dzieciństwa” były wspomnienia
zamienione na tekst literacki. Teraz mamy bombę!
W
ten sposób Tove Ditlevsen pokazuje,
że była – jest – zostanie pisarką, która widziała, czuła i
potrafiła To opisać, zapisać, rozpisać.
Opowiadanie
„Ogródek działkowy” to mistrzostwo świata!
Tak,
jestem zaskoczony! Tak —
podczas
czytania — przecierałem
oczy ze zdumienia! Zaskoczyła mnie aktualność tych tekstów.
Opowiadań z każdorazową (poetycką) puentą.
Książka
jest podzielona na okresy, na wybory – zbiory. I tak na początek
mamy „Pełnię wolności” z 1944 roku. Następnie kompilacje
tekstów z 1948 roku, z zestawu „Sędzia”. Następnie –
wspaniała – „Parasolka” (1952) i na zakończenie „Złe
szczęście” (1963).
Nie
wiem ile, jest jeszcze książek Tove Ditlevsen,
które da się wydać, opublikować. I wiem, że teraz jest parcie na
krótkie formy noblistki Annie Ernaux,
ale żywię nadzieję, że „Czarne”
lub „Marpress”
pokażą
coś więcej, dadzą nam ponowne powody do szczęścia!
„Ogródek
działkowy”. Opowieść o relacji ojciec – dorosłe dzieci. Tuż
po śmierci żony/ matki następuje relatywna konsternacja. „Co
zrobić z ojcem, by nie czuł się samotny?”.
Jeden z braci wpada na pomysł podarowania staruszkowi ogrodu
działkowego.
Proszę
Państwa, Czytacze Drodzy! Nie czytałem – od czasów
Dostojewskiego – tak wykwintnej charakterystyki ludzkiej duszy.
Są
obrazy, są powidoki, skąpe słowa, lęki
i udawane gesty, gadanina i konsternacja. Nie będę streszczał
całości, bo nigdy tego nie robię, ale uznaję ten tekst za
wybitny!
A
najcudowniejsze jest to, że został napisany przy użyciu prostych
środków wyrazu.
Gdy
dopadnie Was „Moja żona nie tańczy”, to nie przegapcie „Ogórka
działkowego”.
Kolejnym
tekstem, który mnie uwiódł, jest „Fortepian”. Widać tu
reminiscencje z życia autorki, ale jest to tak podane, tak opisane,
że bez znajomości poprzednich książek Tove Ditlevsen,
przyjmiecie ten tekst z czytelniczą radością.
Jest
duńska Dulska. Jest uzdolnione dziecko. Są marzenia i wrażenia
niewypowiedziane. Jest gonitwa myśli i chciwość. Jest wypaczone
rodzicielstwo… Jest okupacja.
Dostajemy
naprawdę wysmakowane opowiadanie.
Dalej:
„Odpowiedzialność”. Zdawałoby się, że to tekst „o niczym”.
O kaprysach duszy i strachach z krepiny.
I
tu właśnie jest Tove Ditlevsen,
jaką znamy.
Konkretna, ale z wachlarzem niedomówień. Jest „on” – jest
„ona”. Występuje (w roli głównej) „uczucie”. I zaczynają
się schody, lęki. On wpada w popłoch. Ona jest za mgłą…
Przestrach przed wzięciem odpowiedzialności za siebie i drugą
osobę jest rozpisany bezkonkurencyjnie.
Amerykańskie
pisanie!
To
jest opowieść o „nim”, ale wątpię, by jakikolwiek mężczyzna
popełnił taką nowelę.
I
na przykład „Parasolka”. Helga, silna, ale pełna obaw. Szara
mysz, ale jednak „ukryty tygrys przyczajony smok”… Ona też
„nie tańczy”! A obok pojawia się Egon. Jeden z wielu, a może
to ten
„do tańca”...
W
tle stosunki rodzinne, marzycielstwo, fantazjowanie, wspominane, a na
przeciwnym biegunie szara rzeczywistość.
Trochę
mylę tropy! Ale nie
możecie pominąć „Parasolki”. Helga to trochę (i aż)
sama Tove Ditlevsen. Ale w
Heldze są także
cechy
przyjaciółek,
które opisała w „Trylogii kopenhaskiej”.
Bo
„Helga najbardziej lubiła słuchać o tym wszystkim, co znajdowało
się poza rozrzuconymi jej własnych wspomnień. O pierwszych
wypowiedzianych przez siebie słowach, o tym, jak przestała sikać w
majtki, o wszystkim, co w żaden sposób nie różniło się od tego,
o czym matki na całym świecie mogą opowiadać swoim dzieciom.
Matla Helgi często na zakończenie tych opowieści, wstając i
zbierając swoje rzeczy, dodawała: „Np. cóż,
ten czas, kiedy byłaś mała, już nigdy nie wróci i podobne
frazes, wypowiadane bez najmniejszego cienia żalu, które jednak
pozostawiały lekkie zadrapanie na tym woalu otaczającym najgłębszą
część duszy Helgi, jak błona płodowa otacza nienarodzone
dziecko”.
A
potem jest tytułowe opowiadanie „Moja żona nie tańczy”. Jest
powrót do przeszłości. Do biografii. W moim odczuciu tekst musiał
sporo kosztować pisarkę, by przykryć, nakryć, zakryć własne
doświadczenia, a jednak wpleść w narrację „całą siebie”. Na
przykład, gdy pada zdanie” „Wyrwała się z udręk dzieciństwa
i weszła do uprzejmego, pełnego wyrozumiałości świata
dorosłych”.
Albo:
„W uszach ciągle rozbrzmiewały jej słowa: »Moja żona nie
tańczy«. Czuła bezsilną gorycz, jakby on ją okłamał, jakby ją
zdradził […]”.
Zdrada
jest tu odmieniana przez wiele przypadków. Relacja jest pokazywana z
wielu stron. On – Ona – świat zewnętrzny – kraj
wewnętrzny.
Musicie
przeczytać ten niezwykle osobisty tekst! Nie ma w tym zbiorze
innego, tak poufnego opowiadania. Spersonalizowane wejście do
gabinetu krzywych luster.
Jest
w tej książce Kupidyn, jest Hestia. Gości tu Belfegor,
Bachus, Minerwa. Niektórzy dostrzegą Herę, Hermesa, Artemidę,
Apolla i Afrodytę.
Mieszalnia
bóstw i
bożków.
A jednak opowieści to jak najbardziej przyziemne, lecz napisane jak
bajki, mity i przypowieści.
Wydawca
sprzedaje to tak:
„Tove Ditlevsen jest
zjawiskiem nie tylko w literaturze duńskiej, ale i światowej.
Wychowana w rodzinie robotniczej, dzięki niespotykanemu talentowi
przekroczyła granice swojego przeznaczenia, zdobyła – i porzuciła
– literackie salony i osiągnęła w Danii status pisarki
kultowej.
W
jej oszczędnej, intymnej prozie nie znajdziemy wielkiej historii ani
przełomowych wydarzeń. Bohaterami są młode, zakochane dziewczyny
i zgorzkniali uliczni sprzedawcy, fryzjerki i profesorowie, kobiety
porzucone przez mężów i te, które dopiero planują rozstanie z
mężczyzną. Życie rodzinne, miłosne, a nawet wewnętrzne to
u Ditlevsen przestrzeń,
w której nieustannie rozgrywamy strategiczne szachy, to przestrzeń
walki i przemocy – nikt nie skrzywdzi cię tak jak własna matka
(chyba że mąż lub żona), a dzieci zdane są same na siebie.
Z
zaledwie kilku słów Ditlevsen tworzy
skomplikowany świat pełen zależności, trudnych decyzji i emocji
buzujących pod powierzchnią. Świat, w którym to, co wypowiedziane
na głos, jest dużo mniej istotne od tego, co przemilczane”.
Szukam
we własnym „zamku pamięci” odniesień i odnajduję jakieś
„odpryski”.
Gdzieś,
coś, kiedyś czytałem podobnego, ale nie będę wypisywał tym
razem moich skojarzeń. A to dlatego, że uznaję „Moja żona nie
tańczy” za zestaw opowiadań doskonałych! Zatem po co i dlaczego
zaśmiecać „własny zamek”.
Bo:
Czytajcie,
do
cholery!
10/10
@Zdjęcie
https://www.welt.de/kultur/article224577542/Tove-Ditlevsen-Ich-wusste-dass-du-mich-fuer-etwas-benutzen-wuerdest.html