Tłum widzów. On spokojnym wzrokiem metę mierzy...


 

Śmierć Viveka Ojiego. Akwaeke Emezi. Przełożył Rafał Lisowski. Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2022.

Świadomy praw i obowiązków wynikających ze złożenia deklaracji, uroczyście oświadczam, że „Śmierć Viveka Ojiego” na pewno trafi na moją shortlistę 2022 roku!
To, co uczyniło ze mną to pisanie, to czytanie to niewyobrażalny rollercoaster.


Akwaeke Emezi i Rafał Lisowski oddali nam książkę wyjątkową. Bolesną, ale..wspólnotową!

W światowej antologii literatury queer jej pozycja jest niepodważalna. W zestawach prozy o „pułapkach tożsamości” bez wątpienia już jest. Bo to pisanie tak dobre, tak pyszne, tak gorzkie, tak uwodzące, bolesne jak tajemnice doświadczeń, które powierzamy tylko terapeutom…

Wydawnictwo Filtry głosi, że: Ta głośna powieść misterną konstrukcją przywodzi na myśl „Kronikę zapowiedzianej śmierci” Gabriela Garcíi Márqueza, od początku wiemy bowiem, że Vivek Oji nie żyje. Ale co właściwie doprowadziło do jego śmierci?
Ok. Zgoda: Márquez, ale gdy czytałem, wciąż wracała do mnie powieść „
Ani złego słowa” (Wydawnictwo Poznańskie, 2019). Tam Uzodinma Iweala i Piotr Tarczyński piszą podobnie. Rozwodzą się nad niezrozumieniem, odrzuceniem. Nad tajemnicą. A wszystko (niestety) spowite jest śmiercią.
Tak, te dwie książki są bliźniacze. Autorzy nie bazują na fantazji; „zawiązują znaczenie relacji z rzeczywistością”.

Deformująca perspektywa czasu, którą posłużyła się Akwaeke Emezi, stwarza wrażenie, że słowa o śmierci chłopca-mężczyzny-Nnemdi nie są pewnikiem. Że może To się zmieni, odmieni, zamieni.
Nic z tego. Kompozycja, któr
ej używa pisarka, pozwala nam się oswoić z cierpieniem i bólem. Z rozwarstwieniem (wnętrza) poszczególnych bohaterów tej świetnej prozy.
Słyszymy odgłosy, pogłosy. Czujemy, że tajemnica dwóch mężczyzn jest powierzona nam. Stajemy się powiernikami miłości. Ale także jesteśmy bezradni wobec ludzkiej nieuważności, głupoty i destrukcji uczuć, które widzimy, czujemy, wyczytujemy.

Afrykański krajobraz afrykańskim krajobrazem to tylko (i aż) miejsce zdarzeń. Ta historia mogła, a może nawet wydarzyła się Tu, w Polsce.
Nasza powierzchowność, obojętność, a przede wszystkim homofobiczne polactwo prowadzi do zdarzeń, których nie można odwrócić, cofnąć, naprawić.

 Akwaeke Emezi nie pisze o Nigerii. Pisarka dokonuje wiwisekcji ogólnoludzkiej, powszechnej. Tej, w której rodzicielstwo jest ułomne, w której brak rozmowy, zrozumienia i porozumienia rodzi nieodwracalne konsekwencje.

Czy można mieć zastrzeżenia do tej powieści? Zawsze warto być wybrednym, ale wszystkie argumenty, które gromadziłem podczas czytania (przeciwko takiej narracji), zostały, przez pisarkę, wytrącone i unieważnione.
Ekspiacja bólu. Czułem się po tej lekturze, jakbym schodził, po liczeniu, z ringu. Po przegranej bohatera, bo jego… wygranej. Bo, nawet gdy już realnie
go ma, to on wciąż mówi, pociesza nas, swojego kuzyna, swoich bliskich. Nas, czytelników.


Ułomności ludzkiego egoizmu są wypatroszone. Są wzięte pod mikroskop i ukazane w wysokiej rozdzielczości.
Podobnie jak w „Ani złego słowa” rodzice są zaślepieni, a potem zrozpaczeni. Religijne czary-mary to debilizm, ale przez długi czas ludzka wiara „w opętanie” jest tak silna, że pozbawia nas zdrowego rozsądku. Stajemy się ślepi na tajemnice najbliższych, które wcale nie musiały być szaradą – białą plamą,

Wystarczyło” zauważyć…wysłuchać…


Od początku wiemy o śmierci głównego bohatera, ale nie od startu pojmujemy nie tylko jej przyczyny, ale i skutki, które niesienie dla całej fabuły.
Jest niewinność dorastania, kilka historii rodzinnych. Jest wielogłos. Kilka perspektyw. Odmiennych, a w finale zbieżnych i nakładających się na siebie.

Ciągła gonitwa za szczęściem czyni nas ślepcami. Widzimy czubek własnego nosa, a tych, którzy są nam bliscy, traktujemy jako odmieńców, odszczepieńców. Bo jakoś nie pasują do naszych wyobrażeń, naszych planów.
Najdziwniejsze, że „odmienność” Viveka Ojiego toczy się w grupie ludzi, dla których Nigeria to nowy dom. Zatem tworzą enklawę odmieńców. Tworzą własne grono, kółko wzajemnej adoracji. Dopasowują się, poznają, popijają herbatki, podjadają rarytasy, przeżywają wzloty i upadki, a „Innego” nie dostrzegają. Bo tak łatwiej? Na pewno wygodniej. A gdy dochodzi do tragedii to większość, jest zdziwiona, rozkapryszona, obrażona…


Homoseksualizm nie jest żadną (do cholery!) chorobą. Nie jest stygmatem. A jednak nadal w wielu odmienna, od heteroseksualnej, orientacja pobudza agresję i… brak zdolności widzenia.
I wtedy dzieją się takie rzeczy, nieodwracalne:
„Moja matka zmieniła napis na moim grobie. Wyczuła, że tamten był kłamstwem. Wiecie, czasami miłość i poczucie winy mają taki sam smak. Teraz napis brzmi:
VIVEK NNEMDI OJI
UKOCHANE DZIECKO”


Albo to:
„Trudności w recepcji teorii queer w Polsce polegają na tym, że polityka podmiotowa oparta na esencjalizowanych tożsamościach wciąż postrzegana jest jako strategia nieposiadająca alternatywy, co prowadzi do formułowanych wobec teoretyczek i teoretyków queer oskarżeń o »polityczną impotencję«”.
(Queer Studies. Podręcznik kursu © Kampania Przeciw Homofobii 2010)

Od ponad tygodnia żyję tą prozą. Gdy skończyłem, zacząłem wracać do niektórych fragmentów, rozdziałów. Potrzeba porozumienia i zrozumienia. Wszędobylska i natrętna nieodzowność przyswajania sobie fabuły, która jest
zbyt bardzo prawdziwa.

Początkowo empatia, którą autorka obdarza „nieprzychylnych” drażni, ale potem ją rozgrzeszyłem, bo – nie dlatego, że nie miałem wyjścia – tylko że jest ona wiarygodna. Rozumna. A nawet powiedziałbym, że „chrześcijańska”.

Pamiętajcie, że to nie jest opowieść o „trudnych relacjach” na linii dziecko- rodzice. To jest fabuła o ślepocie.
Przetrzyjmy oczy! Uaktualnijmy własne oprogramowanie odczuwania, rozumienia, dostrzegania. Jeśli ktoś ma problem z tolerancją, to może po przeczytaniu tej książki mu się odmieni, zmieni. Może dokona resetu. Oby…
Czas skończyć z „homoignorancją”!

10/10

*Tytuł mojego tekstu to fraza z wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Dyskobol”


*Zdjęcie pisarki - https://www.exberliner.com/books/ilb-akwaeke-emezi/


popularne