Mam w domu złość
Skończyło
się na całowaniu. Ewa Jarocka. Wydawnictwo papierwdole –
Katalog Press, Wrocław 2021. Seria Doki. 264 strony
To
jest literatura ustna. Gadana, rozgadana. Gęsta.
Malwina Cukier
ma w rękach klucze wariactwa, zatem używa ich notorycznie i otwiera
kolejne furtki, drzwi to światów wyobrażonych. Włazi do krainy
duchów i tam czuje się sobą, bo życie w pojedynkę – z taką, a
nie inną matką, z taką, a nie inną przeszłością – uwiera ją
i daje jej w kość.
Malwina Cukier vel Ewa Jarocka uczestniczy
w dyskursie z aniołem, z nieżyjącą babcią, z pałętającym się
w zaświatach dziadkiem, z bogiem chrześcijan. Ale przede
wszystkim ta narracja to burza w mózgu kobiety porzuconej,
odrzuconej, rozszczepionej.
Naprawdę
rzadko zdarza mi się najpierw wysłuchać twórcy, mówiącego o
swoim tworzywie, którego nie poznałem i nie rozpoznałem. Książka
„Skończyło
się na całowaniu”
ukazała się w grudniu. W ubiegłym tygodniu byłem na spotkaniu
autorskim Ewy Jarockiej. Nie odzywałem się. Słuchałem. Bo jak
miałem „skrzeczeć” skoro nic nie wiedziałem. A pisarka mówi,
że „pisząc, nie pisała”. Ona przelewała na papier myśli „z
dnia na dzień”. Niby bez planu, ale z instrukcją, którą –
moim zdaniem – skleciła w swojej duszy lata temu. I przyszedł
czas by ten ból, tę tęsknotę z siebie wyrzucić.
Na
spotkaniu padło nazwisko Jerzego Pilcha. Że niby Jarocka
pisząc, chciała go „naśladować”. Głupota. „Wiele demonów”
to odniesienie bardzo dalekie, wątłe.
Że anioły, że zwidy?
Pilch pisał przez ostatnie lata wciąż „to samo”. A Jarocka
pisze „od początku”.
Szukając punktów stycznych w literaturze, dopadły mnie takie zakorzenienia, skojarzenia:
* "Dom
Lalki", Henrik Ibsen,
* „Trąby Jerychońskie”,
Unica Zürn,
* opowiadania Christine Lavant.
*
„Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami”, Gabriel Garcia
Marquez.
Starczy.
W
ostatnim numerze „Helikoptera” Ewa Jarocka przekonuje, że „kicz
też może opowiadać o prawdzie”.
Nie wiem skąd w pisarce
ten masochizm? Dlaczego używa pojemnego, ale nieadekwatnego słowa
„Kicz”? Czy tak podsumowuje swoje pisanie? Bez sensu.
„Skończyło
się na całowaniu” nie jest kiczowatą literaturą. Jest
surrealistycznym wyciem, w którym za otuliną groteski, odkrywamy
ból i cierpienie. Widzimy niemoc. Czujemy strach.
Opowieść o
„polskiej rodzinie” z jej historią i nieumiejętnościami. Z
nieradzeniem sobie w wyzwaniami rodzicielstwa.
Semantyka
utworu jest jasna i przejrzysta. Moje „ja” i „ja” Malwy
Cukier to ten sam odgłos, pogłos, syk – lament.
Tu nie ma
mowy o „dystansie”. Paranoja groteski jest tylko „z wierzchu”
śmieszna. Pod spodem kryje się...zło i złość! Niemoc.
Jarocka
stara się żartować, a tak naprawdę ona (jej bohaterka) płacze.
Wyobraźnia jest jej jedyną deską ratunku. Nawet „spółkowanie”
musi się jej przyśnić. Najpierw jest myśl, a czyny? One są
często zbyt nierealne, by mogły być prawdziwe.
Czy to
proza neurotyczna? Tak i nie. Symbioza ducha i ciała. Pospieszny
szkic życia „na dnie smoczego brzucha”.
Autorka w
dedykacji dla mnie napisała: „Jarku, żeby bolało”. Nie znamy
się na tyle, bym potraktował te słowa indywidualnie. Po
przeczytaniu książki rozumiem, że Ewa Jarocka chce zarażać swoim
bólem. Bo chce – z całych sił pragnie – być zrozumiana. Tak
jak Malwina Cukier szuka akceptacji. Nie tylko w oczach czytelnika,
ale – ogólnie – „Innego – Drugiego”.
Takie pisanie
jest pełne pułapek, sideł. Bo jeśli – podczas lektury –
będziemy tylko chichotać, rechotać, to cel pisarski nie został
zrealizowany. Te żarty, te wygłupy to dekoracja, make-up.
Pod
spodem, w środku – między literami, między wersami – zajdziemy
prawdziwy przekaz: - Usłysz mnie, człowieku! Zauważ!
Cała
historia ma konwencje komedii, bo czy nieżyjąca babcia w ciąży z
aniołem – nie bawi, nie rozśmiesza? Czy próba natapirowania
anielskich skrzydeł w zakładzie fryzjerskim nie jest zabawna?
To
śmiech przez łzy. Ucieczka przed prawdą. Przed samotnością.
Przed matką. Przed przeszłością. Przed „domami z betonu, w
których nie ma wolnej miłości”.
Czy kobiety w
„Skończyło się na całowaniu” kiedykolwiek były sobie
bliskie? Czy to tylko ułuda, igraszka, zabawka blaszana?
Czy
mężczyźni w tej prozie mają swoje racje? No może dziadek, na
pewno Maciej? A reszta, pozostali? Są obojętni, obojnaccy,
zapomniani.
Ewa Jarocka tworzy „kolonie” pragnień.
Podbija świat wyobrażony. Jest zdobywczynią, odkrywczynią
surrealistycznych krain. Jest królową rozpędu… Nie potrafi –
zbyt często – skupić się na myśli przewodniej. Wyrzuca z siebie
serie z kałasznikowa. Serie słów z pozoru zabawnych, a tak
naprawdę pełnych rozczarowania i zwątpienia.
To
wzruszająca opowieść. Dziecko w ciele czterdziestolatki…
Dojrzała kobieta i umysł dziewczynki.
Pułapki
tożsamości. Wygadanie się. Rozgadanie się. Wykrzyczenie.
Wyryczenie. Terapeutyczne manipulowanie.
Książka, która jest
pisana z trzewi, z serducha. I tylko trochę „z głowy”.
Za
Nietzsche:
„Stawanie się, czym się jest, zakłada, że w
najmniejszym stopniu nie przeczuwa się, czym się jest. Z tego
punktu widzenia nawet pomyłki życiowe mają własny sens i własną
wartość, okresowe zejścia z drogi i manowce, opóźnienia,
„skromności”, powaga, roztrwoniona na zdania, które leżą poza
tym zdaniem […]”.
Heroizm Malwy Cukier jest odwagą
Ewy Jarockiej. Maski opadły. Jest, jak jest. Jest prawdziwie.
W
końcu…
Pragnienia/marzenia. Troski/cierpienia.
Kogel-mogel. Oko kamerki internetowej ukrytej w boskim spojrzeniu.
W
każdym momencie, w którym autorka próbuje pozorować groteskę,
pamiętajmy, że robi to celowo. Że myli tropy, że literatura jest
potrzebna jako forma wyrażenia samej siebie.
To odruch
zdrowy, praktykowany od tysiącleci.
Ważne, by nie
potraktować tego głosu jako parodii bólu. Co śmieszne jest
smutne. Co smutne może przynieść radość.
7,5/10
*Tytuł recenzji to wers z wiersza „Instynkty” Ewy Jarockiej
*Zdjęcie
pisarki -
https://opt-art.net/helikopter/5-2022/ewa-jarocka-wywiad/?fbclid=IwAR1r1gUBJJOovkl9aICMfz7RDSyqhQ-zB1Krrrs1LSwSF4uBd95jpUZXHoY