Rodzi prawdę w oczach



Szczelinami. Wit Szostak. Wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2022.

Czuła narratorka prowadzi nas za rękę. W tle ktoś gra na skrzypcach. Praprzyczyna tkwi w samotności. Kulisy są bogate w przodków, autobusy pekaesu, pociągi, piwnice. Rekwizytów nadmiar. A jednak dusza, przede wszystkim wnętrze. Wspomnienia i napomnienia utkane w po nienumerowane strofy wiersza.
Wolny taniec. A potem oberek. Tango. Z lekka paso doble i jive.


Wit Szostak dlatego jest twórcą wyjątkowym, że odrzuca konwenanse. Jego twórczość jest od Sasa do Lasa. A jednak zawsze na poziomie. Zawsze używa chwytaków duszy.
Wit Szostak ma przypadłości luminarza. On to wie, my to wiemy. Zatem jego eksperymenty przyjmujemy z uwagą. A „Szczelinami” zasługują na skupienie i przeczytanie tego poematu dwa razy. Natychmiast, po kolei.
Pierwsze czytanie to rozpoznanie. Drugie to rozkoszowanie się detalami.
Spróbujcie!

Zacznijmy od sugestywności okładki. Tłum oblegający („w autobusie”) kobietę. Jest w tej grafice sensualność, niedopowiedzenie, ale i pewnego rodzaju krzyk, pisk.
Te odgłosy są rozpisane w przedziwności tego utworu. Niby to monolog wewnętrzny niby opowieść przy świecach. Diariusz podróżny.
Czuła narratorka używa banałów, ale przede wszystkim używa głosu uwięzionego, skrytego. Schowanego dla świata.
Mówi wszystko i nie mówi nic. Zło i dobro. Mieszanie, wymieszanie, pomieszanie. Stany pośrednie. Charles Dickens i jego „Opowieść o dwóch miastach”.
Tak, wiem! Dalekie to nawiązanie. Ale co zrobię, jak nic nie zrobię. Skoro mnie dopadło i chwyciło za gardło.
Dickens, stosując antytezę, opisuje skrajności. Wiek rozumu i stulecia głupoty. Jedna i druga strona medalu. Czas wiary i etap zwątpienia.
W „Szczelinami” mamy też to rozwarstwienie, to poróżnienie. ...osobowość borderline.

Kobieta, dziewczyna, dziewczynka. Córka, wnuczka, siostra. Kochanka...
Czuła narratorka odsłania się bez reszty. Czuła narratorka nie pokazuje nam nic?! Dlatego trzeba zawziąć się w sobie, dlatego „zmusić” do odczytania tego tekstu na dwa razy, na różne sposoby. Spróbujcie ten poemat czytać na głos. Spróbujcie przed zaśnięciem i po przebudzeniu. W samotności i w tumulcie (wrocławskiego) rynku…
Ja tak zrobiłem.
Terapia słowem spisanym w męczarniach. Bo niby Wit Szostak włada piórem, jakby miał w dłoni szpadę, to jednak widać i czuć, że „Szczelinami” nie jest spisane w „dwa popołudnia”, że to tekst, który się rodził ...w umęczeniu.

Oto gryps, który sprzedaje się publiczności (cytuję w całości):
Założenie jest czysto powieściowe: spisać życie – autoportret poetki, lecz zrobić to z założenia za pomocą form niepowieściowych krótkich i pełnych przemilczeń, a potem czytelnika zaprosić do niezwykłej gry w sklejanie życia narratorki z okruchów jej najintymniejszych doświadczeń: dojrzewania, miłości i rozstań rozczarowań i macierzyństwa, trudnych relacji rodzinnych długiego cienia przeszłości losu kobiety w świecie rządzonym przez mężczyzn. Zmysłowa i cielesna, niedopowiedziana i bezkompromisowa, nieoczywista i prawdziwa. Ta książka jest jak kobieta”.

I niby się zgadza, ale nic się nie zgadza!
Tak to jest „o tym książka”. Marketingowy blubr odpowiada prawdzie, ale… Wit Szostak napisał tak nieoczywistą książkę, że gdybym napisał, że Ta Książka Jest Duszą, to też byłaby prawda. A dusza nie ma płci.
Dusza jest wolna lub uwięziona. Ale jej widok to ułuda, jej ujęcie literackie, to zadanie, którym parali się starożytni Grecy. Do tego chóru Szostak pasuje jak ulał.
Alkman opisywał przyrodę. Jego hymny zaginęły. Ale duch pozostał. Jego chóry wciąż słychać. Szostak usłyszał, złapał, wyłapał, dopadł i zamiast o kwiatkach, pagórkach, wzgórkach – pisze o Duszy. O Kobiecie. O mnie. O Tobie. O „Innym”, o „Drugim”.

Wit Szostak dlatego Wielkim Pisarzem Jest, bo Myśli. A to naprawdę, na rodzimej scenie literackiej, nie jest przypadłość powszechna.
Niektórzy wypełniają kontrakty i produkują szkolne dramaty. Inni wypisują się ze zgryzoty. A Szostak szuka kąta, potrzebuje kontekstu.
Pisanie dla samego pisania jest grafomanią. Tworzenie dla odbiorcy (choćby jednego!) jest sztuką.
Szostak nie pisze dla mas. Popisuje się dla grona, które czuje się powołane, wyłowione z tłumu.

W czasach, gdy wszystko jest powierzchowne, jednorazowe Wit Szostak składa pierwotny hołd słowu. Przywraca Jego Znaczenie.
Na początku było Słowo, a potem jakoś takoś się porobiło, że oddychamy sylabami, półsłówkami. Relacje zawieramy emotkami. Buźka, serduszko, kciuk do góry, słoneczko. Infantylizm, któremu hołdujemy, który pielęgnujemy, a w „Szczelinami” słyszymy: STOP!
Pisarz zebrał słowa i wyprowadził nas w tereny, które znaliśmy z dzieciństwa, z pierwszych miłości. To, co uleciało, wytarło się, spłowiało – zostało na nowo nazwane i przywrócone.

Droga! Podróż! To jest sens tej powieści. O sugestywność tu biega. Bo wyobraźmy sobie, że ta sama fabuła jest spisana prozą. To możliwe, ale wówczas nie poczulibyśmy tego, co jest zaklęte, ukryte w nieodpowiedzeniach poezji.

Czysta forma w nieczystościach życia. Nawrót – powrót do Oświecenia. Stare staje się znowu nowe.
Monolog wewnętrzny, a obok tumult, tłum. Trochę – troszeczkę jak w starych filmach Almodóvara. Kobieta pozostawiona samej sobie. Walcząca, zrezygnowana. Ze skrajności w skrajność. Z nieba na Ziemię. Z Ziemi do piekła.
Powidoki myśli, spostrzeżeń, wyobrażeń, pozorów.
Nadzieja w mroku”: „Pisarstwo bywa modelowym przykładem tego, że można wywierać skutki pośrednie, opóźnione, niewidzialne: nikt nie jest bardziej pełen nadziei niż pisarz lub pisarka, nikt nie jest większym hazardzistą”. (Rebecca Solnit, przełożyli Anna Dzierzgowska, Sławomir Królak)

Koncept tego utworu na pewno był obliczony na zaskoczenie. Nie widziałem o „Szczelinami” nic, zatem, gdy otworzyłem plik, rozwarłem japę, oczy jeszcze szerzej i „kartkuję”, idę w głąb, a tam nadal poezja, nadal nierzeczywistość: „tamtej dziewczynki”, „tamtej piwnicy”, „tamtych wspomnień i napomnień”.

bawię się myślą o mieście

martwych królów zlanym
po same dachy (trzeba było
się ubezpieczyć) w trupa

wyobrażam sobie całe
to rozczarowanie kiedy
już odejdą wody

ona zawsze będzie

moją starszą siostrą
choć
 nigdy nie była
w ciąży nie krwawiła nie
dotykała się nie wątpiła
w sens światła bo miała
tylko siedem lat
owego lata”

(Szczelinami; strony 217 – 218, w wersji pdf)

Odrębność kobiety i mężczyzny nie podlega dyskusji. I to w tym poemacie widać, czuć, słychać. Jednak dusza obojnacka krąży wokół. Ból, rozpacz, radość dotyka każdego. Śmierć też!

Oczywiście, że kategoria „Ojca” ma inne znaczenie dla kobiety. Kategoria „dziadka”, „babki”, „rodzeństwa”. Wszystko inne, a mianownik ten sam: - Samotność w odcieniach zagubienia i rozwarstwienia.

Narzekać na los można na manifestacjach, w bożnicach, w szpitalnych salach, na terapeutycznej kozetce. Można też napisać poemat epicki, próbując ogarnąć, zrozumieć. Starając się nazwać, to co zgubiliśmy, zatraciliśmy, wypaczyliśmy.
Ukłon Wita Szostka w kierunku George'a Byrona.
Mój pokłon w kierunku Wita Szostaka.

9/10



*Tytuł mojego tekstu to parafraza słów bohaterki „Szczelinami”

*Zdjęcie Wita Szostaka - https://wiez.pl/2020/10/17/smakowanie-jezyka-o-cudzych-slowach-wita-szostaka/


popularne