Owoce zagubienia
Pociecha rzeczy okrągłych. Clemens J. Setz. Przekład:
Agnieszka
Kowaluk. Wydawnictwo Filtry. Warszawa, 2024
9,5/10
„Szczegóły
stały się bardzo wyraźne". Czy na pewno? Niemal w każdym
opowiadaniu mamy „widok za oknem"... Zamazany, rozmazany,
jakbyśmy mieli wadę wzroku, albo plamkę, jak jeden z bohaterów
tych fabuł.
Czyli zmruż oczy. Każda drobnostka jest możliwa do
opowiedzenia. Czytając, czujesz jakbyś, oglądał filmy
Jarmuscha.
A tak w ogóle to wszyscy jesteśmy wariatami.
Lektura
uwodzącą i zwodząca. Bohaterowie tych opowiadań mają swoje
fobie, należą do świata zasuszonych samotników, nawet wtedy, gdy
są w związku lub codziennie rozmawiają przez telefon z
matką.
Życie, które uwiera, boli. Życie na umysłowej
krawędzi.
W tym wciągającym zestawie problematyczne (dla
mnie) jest tylko jedno opowiadanie. Otóż nie zaprzyjaźniłem się
z „Dzielonym nieszczęściem". Coś mi w tym tekście
zgrzyta, nie trybi. Rozumiem, że pisarz ma swój styl, oparty o
niedopowiedzenia, o rozmyślne dwuznaczności, gdzie ludzie,
zwierzęta i przedmioty zlewają się w jedno, ale.. No właśnie -
„ale”.
W „Dzielonym nieszczęściu” (niestety) skupiłem
się na ciekawostkach niż samej narracji. Od dzisiaj wiem, że do
sporządzenia Biblii Lutra potrzebna była skóra z trzystu owiec
albo że jeden izotopów wodoru nazywa się tryt. Zweigl i
jego synowie; przypowieść biblijna, ale naprawdę w tym tomie są
lepsze „kawałki".
Całość tego zbioru to jam
session. Zaskakujące puenty poprzedzają opisy wyobrażeń, sennych
spojrzeń.
Jedna nowela „niezrozumienia” na ponad dwadzieścia
to naprawdę niezły wynik. Skoro tak, to które podoba się
najbardziej? Trudny wybór, bo palmę pierwszeństwa bije się
kilkanaście utworów. Przyjąłem w tym opisie taktykę
sportową, a więc numerem jeden tej rywalizacji jest opowiadanie
zatytułowane „Czarodziej".
Tam
śnieg odrasta, a nie spada, a gdzie „powszechna pociecha z
rzeczy okrągłych to coś, na co szczęśliwe nie da się uodpornić,
nie wystarczy na to długości normalnego ludzkiego życia".
I
w takt muzyki... Slayera, („chłam, monotonny i nudny, ale z
odpowiednim rytmem”).
W tych literacko — sportowych igrzyskach
„Czarodziej” ujął i przekonał mnie do siebie swoją szaloną
przewrotnością. Powieść Noir? Jak najbardziej! Jednakże jest to
opowieść pełna bezsilności i boleści duszy. Matka (Annamaria) i
syn (Mario). Przejmująca opowieść, w której motto „innego
świata nie będzie” kaleczy nam zmysły. Bezsilność czy siła
matki? Niemy krzyk, którego nie jest w stanie zagłuszyć bardzo
głośny trash metal.
Anna/Maria — święte imiona w
chrześcijaństwie. Święte matki.
Tu zamiast Jezusa mamy Mario,
którego ciało zdaje się "toksyczne, czymś w rodzaju
programu awaryjnego, mechanizm samozniszczenia, jak w filmie o
agentach".
Wszystkie utwory tego zbioru są oparte o
niedopowiedzenia. Inteligentne zaproszenie do rozmyślania nad
światem szczegółów. Transcendentalne niuanse.
W
„Czarodzieju” treść powoduje, że swędzi nas dusza. Bo jak się
mają nasze depresyjne stany i rozmyślania do sytuacji kobiety i jej
syna?
A pojawienie się w tym pejzażu męskiej dziwki przywołuje
na myśl atmosferę „Miasteczka Twin Peaks".
A
fantazja matki, by uprawiać seks w pokoju chorego, sparaliżowanego
chłopca, to jak zbawienne oszustwo, jak miecz prosto w zagubioną,
rozwarstwioną samotność Annymarii.
I te słowa
rozpaczliwego zawierzenia wobec chłopaka „zaproszonego na
seks": „Dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu spędzam,
wyobrażając sobie, że (Mario) ma świadomość wszystkiego, co się
wokół niego dzieje. Ten jeden procent, który zostaje, no
wiesz, próbuje jakoś wykorzystać rozumiesz?".
Pisarz
jedzie po bandzie. Nie ocenia swoich bohaterów, to zostawia nam
czytelnikom. Ale co tu oceniać? Znalazł się ktoś w
podobnej sytuacji; samotnej matki sparaliżowanego całkowicie
syna?
Jest to napisane niedosłownie, zresztą jak każdy
opowiadanie w tej książce, co czyni ten zbiór nad wyraz
interesującym.
Ale wprost mamy przekomarzanie i licytację.
Chris, męska kurtyzana jest zagubiony w świecie próśb, a raczej
żądań Annymarii.
Chris to młody, pełen kompleksów, ale
i zasad, chłopiec? A ona? To tylko i aż pokiereszowana kobieta.
Wieńczy to opowiadanie swoisty spis cudzołożnic.
Mocna
rzecz, mocna literatura, która jednak stawia pytania, czy Annamaria
nie jest szaloną w tym smutku, rozwarstwieniu? Gdy wkłada, układa
gitarę na nieruchomym cielesyna? Jedną ręką na strunach, drugą
na gryfie ma dać koncert... Czy chłopiec jest już tylko manekinem
lub zabawką? I w kubistycznym przekazie ona przeglądająca seks
oferty.
Jestem sobie w stanie wyobrazić, że Pedro Almodóvar
zrobiłby z tego niezły film, a jak nie on to reżyser " Cząstek
elementarnych” Oskar Roehler.
„Czarodziej” minimalnie wygrał z tekstem, który otwiera książkę; „Lazaret Południowy”.
Bohaterem
jest pisarz, który ma polecieć do Kanady na bliżej nieokreśloną
debatę literatów. Wcześniej, jeszcze w domu droczy się z żoną.
Nic wielkiego. Miły, normalny poranek małżeństwa w średnim
wieku.
Słówka, porwane dialogi, powidoki przeszłych zdarzeń i
poetyckie szukanie głębi w świetle i napotkanych
przedmiotach.
Potem korespondencja esemesowa z Marianne. Żona w
domu, on na lotnisku. Głos z megafonu informuje (i to wielokrotnie),
że lot jest opóźniony (problemy techniczne). Marianne odpisuje, że
jest na zakupach, co go wcale nie dziwi. „Zawsze tak robi, gdy
wjeżdżam” - myśli on, gdy jest już w samolocie, ale po pewnym
czasie kolejny komunikat; trzeba opuścić maszynę.
Pech czy
przeznaczenie. Bo on rezygnuje z Kanady i taksówką wraca do domu.
Już na klatce schodowej spotka go odór, jakiś fatalny zapach
dobiegający z jego mieszkania.
Wreszcie widzi cień żony. Ale czy
ona to ona, w domu pełnym cudzoziemców, uchodźców? Pachną morską
solą i wodorostami, śmierdzą potem, zgnilizną. Ale co
robią w jego mieszkaniu? Czy tak wyglądają zakupy Marianne?
Nie
potrafi się wysłowić, zresztą wszyscy milczą w tym zaklętym
kręgu, ale na twarzy żony dostrzega uśmiech. To go
uspokaja...
Clemes J. Setz pisze jakby po
amerykańsku. Jego opowiadania mogły stanąć w szranki z tuzami
tego gatunku. Przykłady:
Tak: BREECE D'J PANCAKE!
Tak: DENIS JOHNSON.
Czytajcie! Jest w tej książce kawałek
każdego z nas. Jak w biblii. Trochę bajdurzenia, a trochę prawdy,
schowanej za powłoką alegorii.
I
jeszcze jedno. Wydawnictwo chwali się, że Clemens J. Setz (ur.
1982) to dziś jedna z najjaśniejszych gwiazd literatury
niemieckojęzycznej. Ten pochodzący z austriackiego Grazu pisarz
jest już – mimo młodego wieku – laureatem całej feerii ważnych
nagród, na czele z tą im. Georga Büchnera, która w świecie
niemieckojęzycznym stanowi coś w rodzaju przepustki do
ekstraklasy. Büchnera otrzymali m.in. Peter Handke, Thomas
Bernhard, Elias Canetti i Elfriede Jelinek. Ta
ostatnia uważa Setza za najwybitniejszego żyjącego
austriackiego pisarza.