Niekończąca się tęsknota
West Farragut Avenue,
Agnieszka Jelonek, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2024.
8/10
Agnieszka
Jelonek pisze: - To love story,
to moja historia, to moja miłość i moja Ameryka.
Powieść
opowiedziana obrazami. Festiwal bolesnych kadrów.
Czekam na
adaptację. Z tego literackiego ekshibicjonizmu powstanie naprawdę
dobry, smutny film.
Czym
jest miłość? W jakiej konfiguracji, w jakiej konstrukcji? To łatwa
do przyswojenia definicja, czy trudny do rozszyfrowania zamek do
sejfu?
A co jest w środku, co jest pomiędzy. Co było na
początku i dlaczego taki był-jest koniec?
„Jest
tylko osiem podstawowych historii […]. Albo decydujesz się na
Romea i Julię i lecisz tak: chłopak poznaje dziewczynę, chłopak
traci dziewczynę, chłopak odzyskuję dziewczynę; albo idziesz w
Kopciuszka czy inne brzydkie kaczątko, ale też trzymasz się
schematu”.
Tak, „West Farragut Avenue” to
odpowiedni adres, ostatni, pod którym mieszkał Drobny.
A ona
(Agnieszka) odwiedza to miejsce dwukrotnie. Po śmierci
ukochanego i dwadzieścia dwa lata później wtedy, gdy decyduje
się na spisanie tej story. Gdy pragnie słuchać tego, co naprawdę
wydarzyło się 16 listopada, między trzecią a czwartą nad ranem.
O
śmierci ukochanego dowiadujemy się prędko. A potem obrazy się
przenikają. Jest pięknie i czule, a w kontrze smutki topione w
alkoholu.
Ona od początku chciała jego miłości, czułości.
On, indywidualista, przy którym James Dean wypadał blado. Drobny –
taki ładny, taki przystojny, czuły, szalony, zachłanny życia,
nieroztropny.
Młodość! Branie garściami tego, co daje nam
życie.
On plus Ona równa się Ameryka. Ona wyjechała
pierwsza, on przyleciał, w czasach, w których zdobycie wizy było
wręcz niemożliwe. Ameryka wydawała się ósmym cudem świata.
Miejscem stworzonym dla pary, podróżującej pociągiem, od motelu
do hostelu, od domów krewnych po samolot powrotny do
Polski.
Odliczanie dni, godzin. Znowu USA. Razem pracują, razem
planują, śpią, palą, piją, słuchają muzyki.
Znowu powrotnym
do kraju wiślanego. I zaczynają się schody. Nie grają już w tej
samej drużynie, bo Drobnego Polska uwiera i go męczy. Zatem on
wraca za ocen, a ona porzucona, wyrzucona, rozrzucona. On już nie
chce wracać, ona chce usłyszeć: - Przyleć do mnie...
Ona
leci, wtedy kiedy już go nie ma, wtedy gdy wydarzył się ten
idiotyczny wpadek.
Czy Drobny mógłby odumrzeć?! Ona prosi, ona
błaga, ona śni, czuje i widzi. Żałoba rozciągnięta na lata,
ukryta w starych pudłach z historycznymi zapiskami, zdjęciami,
biletami.
Agnieszka Jelonek w sposób niezwykły oddaje nam
kawałek swojej duszy. Dzieli się z nami historią, która jest jak
wypalany w więzieniu tatuaż; niezmywalny, trudny do usunięcia,
chociaż z roku na rok blaknie, jednakże nie znika.
Ta smutna
opowieść pisana jest z wątroby, z serca i duszy, która swędzi,
piecze i szarpie.
Bo przeglądanie pamiątek, bo odwiedzania
Ameryki za pomocą Google i linii lotniczych jest, jak posypywanie
rany solą.
Czym ta książka jest dla autorki, to nie nasza
sprawa. Naprawdę! Ważniejsze, oczywiście, jest to, co „robi ona
nam”. Jak ta fabuła wpływa na nas, jak rozpływa i pobudza
wspomnienia.
Dwa lata temu, pisząc o innej książce
Agnieszki Jelonek („Trzeba być cicho”), w ostatnim akapicie
napisałem: […] „Jej życie, przez większość książki, jest
»nie-takie«, „nierzeczywiste”, „senne”, „obce”.
Czas na przebudzenie. Na bycie księżycem w pełni. Wyjście z
zaklętego kręgu.
Ta nadzieja się pojawia. W powieści. Życie
jednak odstaje od literatury. I dlatego ta książka jest wskazówką
dla kobiet zagubionych, strapionych, potrąconych,
przetrąconych.
Jest pewnego rodzaju instrukcją krzyku”.
Dzisiaj
w 2024 roku ostatnie zdanie wzbogaciłbym o jedno słowo i brzmi to
tak: „West Farragut Avenue to pewnego rodzaju instrukcja
obsługi krzyku”.
Wrzask w nowej książce Agnieszki Jelonek
jest niebywały, bo to nie historia wymyślona przy biurku podczas
bezsennych nocy. Ale gdyby pisarka zdecydowała się opisać
swoją znajomość z Drobnym wcześniej, to rejwach (moim zdaniem)
byłby nie do zniesienia.
Gdy daje się czas czasowi, wtedy można
przygotować się do ostatniego działania, do ogarnięcia chaosu i
spisanie książki, lub nagranie pieśni, lub nakręcenie filmu,
lub... zbudowanie domu, bo w tym starym zbyt wiele bólu, wszystko
się sypie...
Śmierć Drobnego nie jest prywatną sprawą
jednej osoby. Śmierć pociąga za sznurki, śmierć zostawia
ślady.
Agnieszka Jelonek nie zapomina o rodzicach Drobnego, na
chwilę (i w podziękowaniach) jest jego brat, jest też grono
znajomych i przyjaciół. Każdy, kto się był blisko Drobnego, jest
ujęty w tej opowieści. Także Blanka, kobieta, która jako ostatnia
widziała go żywym, która miała ponoć wyjść za Drobnego, by ten
zyskał amerykańskie obywatelstwo.
Domysły?! Plotki? Nieważne.
Istotne dla narratorki jest jedno: - spotkać Blankę, zasypać ją
pytaniami i odzyskać prawo jazdy Drobnego. Ale czy Blanka
też tego chce?
Szczerość to ogromny atut tej książki. Pisarka
mówi wprost i wielkimi literami. O tym, że zwolniła się z jednej,
drugiej pracy, że piła i nie chciała przestawać, że poznawała
kolejnych mężczyzn, ale długo nie rozpoznawała w nich partnerów.
Historia przeciwności i skrajności.
Zakup niszczarki do papieru
nie załatwia, nie kończy sprawy, a napisanie książki tak? A co z
tęsknotą, która nadal rezonuje, nadal nie pozwala spokojnie
zasnąć?
Tęsknota ever.