Kroniki miłosne

Małe pająki. Łukasz Barys. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.

7/10

Trzecia powieść Łukasza Barysa jest „niebarysowa"... I dobrze, bo autor pokazuje, że potrafi opowiadać na wiele sposobów. Zmienił wydawcę i styl? Nie przesadzajmy. Znowu jesteśmy w Pabianicach i... okolicach.


Gdy czytam, że to „młodzieżowa literatura” to niemal jestem pewien, że piszą to ci, którzy ogarnęli (góra) dwa rozdziały; a nawet jeśli przeczytali całość, to co w tym złego, że to opowieść o małolatach? Przecież jest też sporo o literaturze... Przecież jest co wspominać...
Warto przeczytać „Małe pająki” do końca. Do ostatniego dialogu.
Mnie to niespodziewanie ujęło. Czytadło rzeczywiste, rzetelne. Dobrze skrojona proza, chociaż nadto przewidywalna. I na pewno za kilka lat Łukasz Barys napisałby to inaczej, bardziej dojrzale (?), bardziej skrótowo (!), w bardziej wywrotowy sposób.


Na blisko czterystu stronach mamy przeróżne historie: miłości, klepania biedy i sporów o literaturę.
Ola i Tobiasz, kochankowie z wyboru i przyzwyczajenia. Gorączka, dreszcze, irytacja i fascynacja...

Ale wróćmy do przeszłości:
„Kości, które nosisz w kieszeni”, debiutancka powieść Łukasza Barysa, została okrzyknięta objawieniem. Autor zyskał „Paszport Polityki”. Byłem zdziwiony, że tak wiele osób pieje z zachwytu. Dlatego napisałem: - To powieść poprawna. Tylko tyle i aż tyle.
Potem przeczytałem książkę kolejny raz i mój krytycyzm zmalał.
Wydawnictwo Cyranka wydała następną fabułę; „Jeśli przecięto cię na pół”.
Pojawił się cukier i laurki. Powieść chwalono i wywyższano, a ja nie mogłem się zdecydować, czy się czepiać, czy dołączyć do peletonu wielbicieli. Sceptycznie ogłosiłem, że: „Jeśli przecięto cię na pół” nie jest epiką wielką, ale recenzenci piszą na jednym oddechu, że „wspaniałe, to i oryginalne”. Jedno i drugie jest mrzonką i czczym gadaniem.

Potem publicznie wyznałem, że jednak pisarza Barysa lubię. A on nie zwalniał tempa. Wcześniej nagradzany za poezję, dołączył do formacji dramaturgów i zgarnął główną nagrodę Konkursu o Nagrodę Dramaturgiczną im. Tadeusza Różewicza.
Dodatkowo w jasny i przejrzysty sposób wypowiada się o twórczości innych. Gada jak najęty o książkach starych i premierach. Jego krytyczne uwagi zaczęły mnie wciągać i przyciągać. Nie zawsze były zgodne z moimi odczuciami, ale uznałem (i nadal uznaję), że facet ma wiedzę i talent.
I tak doszedłem do przeczytania „Małych pająków”, kilka miesięcy po premierze, gdy opadł kurz i emocje.

Postaci u Barysa jest wiele, ale wspomniani Ola i Tobiasz, to główni bohaterowie tej narracji.
Zaczyna się w liceum (może stąd tyle głosów o młodzieżowym charakterze książki). Ona obserwuje jego, on jej nie dostrzega. Jedna impreza zmienia wiele, ale para ukrywa i skrywa przed światem swoje uczucia. Jeżdżą starą skodą po parkingach, leśnych duktach. Pocałunki, dotknięcia, spięcia. Potem matura; oboje zdają i trafiają do mieszkania zmarłej babci Tobiasza. Przez kilka dni zapominają o bożym świecie. Kochają się bez opamiętania, ale wstrzemięźliwie. On decyduje się na Kraków i prawo (chociaż chciałby zostać pisarzem), ona na pracę sekretarki (raczej z przymusu, niż z wyboru) i studia zaoczne w Bełchatowie... Zarządzanie czasem i przestrzenią...

Opis krakowskiego żywota Tobiasza, wśród nowych i nieznanych ludzi i miejsc, jest dobrze rozpisany. Kolejne znajomości, poznawanie literatury z odmiennej, akademickiej strony, a na marginesie ciągłe problemy finansowe. Jest w tej opowieści literacki klej. Logiczna układanka i kilka udanych zabiegów, których Tobiasz jest obserwatorem, a nie głównym bohaterem.

Nowy związek Oli. Nowi ludzi w Bełchatowie, potem w Pabianicach. Udana i chwalona praca licencjacka. Bliski ślub i przypadkowe spotkanie z Tobiaszem...
Wydawałoby się, że Łukasz Barys doprowadzi do definitywnego rozstania kochanków, ale jak to często bywa w kryminałach, od początku wiemy, kto zabił, tak w „Małych pająkach” wiemy, że tych dwoje są na siebie skazani...

Jako czytelnik wolę Olę. Tobiasz mnie irytuje. Jako czytelnik wolałbym, by Łukasz Barys znalazł w sobie siłę na opisanie historii dziadka Tobiasza i prababki Oli.
Postaci nietuzinkowe i mające (przynajmniej w założeniu) duży wpływ na opowieść „Małych pająków”.
Jednak pisarz idzie na skróty i wmawia nam, że Ola miała czas na napisanie książki, a Tobiasz (wiecznie zmęczony leń) nie dostrzegał swojego infantylizmu.
Ola dostała pamiętnik (zapiski) babki. Tobiasz spotkał dziadka dwa razy; na pogrzebie i podczas zaimprowizowanej przez ojca wizycie u człowieka, któremu Tobiasz poświęcał wiersze i opowiadania.
Chciałoby się więcej, zamiast przydługich opisów krakowskich przygód niedoszłego prawnika i zamiast kolejnych spotkań młodych w starej skodzie. Zamiast romansu Anety i doktora Jabłońskiego.

Najmocniejszą stroną „Małych pająków” jest realizm... społeczny... finansowy. Ola i Tobiasz wciąż wspominają o pieniądzach i dobrze, że tak się dzieje, bo to pokazuje, że ta książka nie jest oderwana od rzeczywistości. Bo to, co opisuje Łukasz Barys, jest prawdą. Młodzi ludzie, nie tylko z prowincji, często rezygnują ze studiów, bo ich zwyczajnie nie stać. Młodzi ludzie wciąż muszą liczyć na rodziców, którzy również walczą o każdą złotówkę.
Mamy zatem konwencję realistyczną, ale w tej książce są także elementy naturalistyczne, a także groteski (np. sen Oli o tonącym Tobiaszu).

Pisarz postanowił opisywać detale wydarzeń, ale i wyobrażeń, stąd mamy powieść „O treści wszystkich myśli i czynów!”. A jaki jest tego efekt?
„Małe pająki” czyta się łapczywie, jednakże zbyt łatwo...
 

popularne