Pod eskortą surrealizmu
Magiczna rana. Dorota Masłowska, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2024.
8/10
Odbiło mi. Będę chwalił prozę Doroty
Masłowskiej. Odczuwam tremę, bo do tej pory byłem, wobec tego
pisania, bezwzględnie krytyczny.
Raz,
dwa, trzy — teraz smutnym jesteś Ty.
Tak, to książka o smaku
metalicznym, kwaśnym, bolesnym. Ta proza jest irracjonalna, a z
drugiej strony wiarygodna, bo większość historii jest sensowna.
Większość, bo im bliżej ostatniej strony, tym większy
surrealizm. A ja kocham – podobnie jak słony karmel i dzikie
maliny – surrealizm, który otacza nas jak dojrzewająca
winorośl.
Jorge Luis Borges napisał m.in. „Historie
prawdziwe i wymyślone”; dalej: „Historię wieczności”,
„Powszechną historię nikczemności”. I gdyby spojrzeć tylko i
wyłącznie na tytuły, to można dojść do wniosku, że Dorota
Masłowska za jednym zamachem zrobiła to, co Argentyńczykowi zajęło
dziesiątki lat.
„Magiczna rana” porusza kwestie nikczemności?
A jakże, bo jak zaszufladkować zachowanie męża – policjanta w
opowiadaniu „Wszystko za 5 złotych”?!
A gdzie u Masłowskiej
wieczność! Łatwe pytanie! Najlepiej ogarnąć temat czytając po
sobie, dwa teksty z tej książki, tzn. „Wyspy” i Wyspy
II”.
Najłatwiejsze nawiązanie do tytułów książek Borgesa
to nazwanie całości historiami prawdziwymi i fikcyjnymi.
Jestem
zaskoczony „Magiczną raną”. Przyznaję i wyznaję: byłem
negatywnie nastawiony. Kipiała we mnie złość, że Masłowska
wydała kolejną książkę (w domyśle: znowu: tragedia?!!!).
Kipiałem ze złości (teraz lepiej?), że czytam i czytam (wszystko)
Masłowską i żadnej pociechy, tylko udręka i worek (moich)
kompleksów.
Wszystko
w piach...
Po kilkunastu stronach „Magicznej strony” zacząłem
się zastanawiać, co się tu właściwie zadziało? Wiedziałem, że
mi się podoba, ale jak to ogłosić światu, bo czytałem dalej i
już na siłę (czytaj: złośliwie) szukałem minusów, potknięć,
niekonsekwencji. I gdybym miał odpowiedzieć na pytanie: - Stary, a
co tutaj jest do d...? - to ze skwaszoną miną orzekłbym, że
powiązania i nawiązania między opowiadaniami. Początkowe uznałem,
że każda nowela jest samodzielnym bytem, ale NIE; myliłem się.
Nie ma kruchości i lichości w tej literackiej symbiozie.
Kolejne
zaskoczenie? Język! Język giętki i wrażliwy, budujący napięcie
i cholernie dobrze przemyślany i użyty. Neologizmów tutaj nie
uświadczysz, chyba że się uprzesz, zaprzesz i założysz
uprzęż.
Coś, co niektórzy uwielbiają w pisarstwie
Doroty Masłowskiej, mnie od początku jej kariery, wkurzało
(delikatnie rzecz ujmując). Do dzisiaj nie rozumiem fenomenu
(popularności) niektórych jej książek, ale to mój problem, a nie
autorki, czy Wasz – Drodzy Czytelnicy!
Książka składa się
z dziesięciu opowiadań. Można dodawać, odejmować i mnożyć.
Czytelnicza matematyka jest na miejscu, bo nagle (czym głębiej w
las...) okazuje się, że ta smutna (lecz niczego sobie) książka ma
w sobie niezły klej, że wątki się łączą i plączą ze sobą,
lepią do siebie. Jest klajster jak nic.
Melancholia
ma inny wydźwięk. Depresję trudno rozszyfrować, a smutek widać
łatwiej. Bo oczy, bo mimika, bo zawieszanie się.
„Magiczna
rana” - smutne gawędy, bardzo smutne przypowieści z ukrytym
morałem, bo surrealizm to nie groteska. To inna kategoria wagowa.
Dorota Masłowska przekazała nam książkę surrealistyczną, fabułę
typu „Polska mistrzem Polski”, narrację pełną smutnych
obrazów.
Czy radość Damiana jest łzawa? Dlaczego Damian
woli śmierć od udawanego dzieciństwa? Gdzie schylić, pochylić,
by pojąć ten stan i jak zastanawiać nad jego nazwaniem.
Okiełznanie śmierci? Może...
A (może) inaczej: „Nietrwałość
– niepewność – smutek”. Tytuł pracy Sławomira Raube pasuje
tutaj jak pszczoła do ula. Dopasowanie bez zbędnych
przymiarek.
Raube pisze tak: „Zgorzkniały Artur
Schopenhauer, chodząc po Frankfurcie, dał się raz pogryźć psu.
Wtedy, jak się zdaje, zrozumiał, że ból jest przecież
metafizycznym miejscem, gdzie odsłania się prawda. Zatem smutek
może być piękny”. (Białystok, 2016)
Zbędny jest
teleobiektyw. Tutaj nawet ślepcy zauważą szczegóły i gdy je
posegregują, doją do wniosku, że od początku to bujda była z
„tymi opowiadaniami”. To powieść opowiedziana w stylu Quentina
Tarantino.
Kolejna książka Masłowskiej mająca potencjał
filmowy.
Konstrukcja „Magicznej rany” jest staroświecka, ale
wykonanie sprytnie, z nadzieją i wiarą godną wyznawców New
Age.
(Przesadzam? Nie! Szukam kątów, kontekstów, odpowiedniej
mapy).
Jeśli teleobiektyw jest zbędny, to jakie fotosy
zachowam, jaką techniką wykonane? Fotografia natychmiastowa.
Polaroid. Raz-dwa i trzy. Oglądasz ty. I pinezką do
korkowej ściany.
I wtedy widzimy całość i musimy (powinniśmy)
wybrać ten jeden, wyjątkowy kadr. Wewnętrzna rywalizacja zmysłów.
Mój wybór padł na (rozdział) opowiadanie „Kuracja
doktor Pokerfejs”. Tekst do bólu rzeczywisty. Zamienić,
podmienić scenografię i aktorów i mamy coś, co w nas się
zachowało, uchowało i nie chce nas opuścić.
Każdy z nas ma
arsenał smutnych ludzi i zdarzeń z nimi związanych. Upychamy to w
szafie; niech leży, niech kwiczy, Zapominamy (na moment), a gdy
wszystko wypada i ląduje na środku pokoju, po prostu zalewamy się
łzami. Z bezradności.
Bezradność – smutek; magiczne rany.