Osobisty bedeker
Berlinowanie. Zapiski z doświadczania miasta. Bernadetta Darska. Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, Olsztyn 2022.
Najpierw
na autorkę zezłościłem się jak dzieciak, bo skoro pisze o
Berlinie, który uwielbiam, to dlaczego tak!?
Jak?
Z pozycji rozgadanej autorki, która polemizuje z innymi, a sama
niczego nowego nie wnosi do opowieści. BŁĄD. Nawet wielbłąd.
Bernadetta
Darska bardzo rozwinęła moją wiedzę o stolicy Niemiec. Napisała
bardzo osobisty (i specyficzny) bedeker.
Słowa
„osobisty” wyjaśniać nie muszę, natomiast specyfika tej
publikacji polega na połączeniu dyscypliny akademiczki z pasją
historyczki, podróżniczki. Odkrywczyni. Medioznawczyni.
Dzieje
się to w czasach niedawnych jakby wczoraj. Podczas szalejącej
pandemii, więc autorka czasami bywa osamotniona w „zwiedzaniu”
wielkiego miasta.
Dzieje
się to teraz. Bo zapiski są świeże, aktualizowane, i jak na
profesorkę przystało, dokładanie skatalogowane.
Dzieje
się w momencie, gdy rysuję prywatną mapę miejsc, które mnie
rozbierają do kości – ości. Ekspiacja przeszłych czynów i
wyjazdów, podróży, zamieszkiwania. Na krótkiej liście zawsze
będzie miejsce dla Berlina.
Pankow –
to
tam mieszkałem moment, Spandau – tam dłużej, no
i Neukölln…
Ale to
nie moja opowieść…
„Mauerweg to
droga ciągnąca się przez Berlin śladem zburzonego muru. Idąc
nią, można się przekonać, że rana dzieląca miasto przez ponad
ćwierć wieku zarasta bardzo powoli” – tak kilka lat temu swój
tekst, na łamach „Polityki”, zaczynał Filip Springer.
Odniesień
do słów
tego
autora znajdziemy bez mała w książce Bernadetty
Darskiej. Ale przede
wszystkim z pisania znanej literaturoznawczyni i krytyczki
literackiej, nie może zniknąć MUR.
Najpierw
mnie ta „oś” pisania irytowała, bo jest taka (jakby) oczywista,
ale z czasem nabrałem przekonania do takiego wyboru opisywania
„swojego Berlina”.
W
Berlinie byłem pierwszy raz jako młokos, gdy Mur Berliński jeszcze
istniał i nikt nie sądził, że kiedykolwiek upadnie, ale potem,
kolejny raz,
zaledwie dwa miesiące przed jego zburzeniem.
Autorka
„Berlinowania”
jest
ode mnie młodsza, zatem opisuje klimat upadku z chmury przypuszczeń,
dopuszczeń i źródłostanu.
Zdarza
się, że zupełnie z profesorką się nie zgadzam, bo we mnie słynny
„pocałunek
Honeckera i Breżniewa” (z rozmysłem daję frazę w cudzysłów)
nigdy nie powodował traumatycznych przeżyć. Gdyby używać
dzisiejszej retoryki, to zawsze miałem „bekę” z tej i innych
śliniących się par komunistów z bożej łaski. Podobnie zresztą
jak dzisiejsza młodzież. Oczywiście, że konteksty są ważne, ale
czasami (podczas lektury) miałem wrażenie, że autorka stara się
być świętsza od papieża. W pewnych sytuacjach, sprawach Darskiej
brakuje poczucia humoru. Odzywa się profesorskie „ą – ę”.
Nie
lubię też uogólnień i powierzchowności (sic!), a takie stany
mnie dopadały w okolicach setnej strony, gdy trafiłem
na Pankow.
Utarte
i wytarte kalki pojawiają się w tym opisie, ale może być i tak,
że zbyt emocjonalnie podchodzę do (drobnej jednak) sprawy.
Bo
to, co pisze autorka to schemat, a podobnie jak od reguły są
wyjątki. Bo to nie była tylko dzielnica kacyków, nawet tam, gdzie
stare wille świecą „pustkami”.
Bernadetta
Darska, pod płaszczykiem sentymentalnych wspominek, pisze
tak:
„Jesienią
2019 roku przez ponad miesiąc mieszkam w Pankow. Wiem, że
przelatujące co chwilę samoloty bardzo denerwują mieszkańców
dzielnicy. Spacerując po Majakowskiring, dawnym osiedlu
rządowym, dostrzegam wywieszone na niektórych willach banery
oprotestowujące bliskie sąsiedztwo lotniska. Jeden z nich znajduje
się prawie naprzeciwko Centrum Badań Historycznych PAN, do którego
często zachodzę. Po skończeniu pracy lubię przejść się po
spokojnych, cichych, jakby wyrwanych z czasu i konkretu uliczkach.
Dawniej ściśle strzeżone osiedle, w którym swoje domy mieli
przywódcy NRD, dzisiaj sprawia wrażenie mało ważnego. Ogromne
wille często stoją opuszczone, spadających liści nikt nie grabi,
po wąskich uliczkach rzadko kiedy przejeżdża samochód i jeszcze
rzadziej przechodzi jakiś człowiek. Spacerując w tym miejscu,
czuję się trochę tak, jakby całego Berlina wokół nie było, ale
i jakby to miejsce, w którym jestem, miało w sobie coś
nierealnego. To dziwne uczucie. Wzrasta, gdy przypomnę sobie, że
osiedle znajdujące się przecież w Berlinie Wschodnim otoczone było
ściśle strzeżonym przez strażników STASI murem. Miejsce za
Murem, które otoczone jest jeszcze jednym murem – tej izolacji
współcześnie pozornie nie widać, jednak wystarczy jeden spacer, a
klimat przeszłości, wyczuwany przecież tylko intuicyjnie, zaczyna
wracać. Tak, jakby nieproporcjonalnie wielkie wille zaczynały coś
opowiadać, jakby chciały zaświadczyć o zapomnianej i porzuconej
przeszłości, jakby wszechobecną ciszę próbowały przerwać
złudzeniem szmeru, który oddawać ma rytm dawnego życia”.
Miłe
dla oka i ducha, ale zbyt łzawe. Na pewno odgłos latających
samolotów się zgadza.
Jednak
żadnej mojej złośliwej riposty nie będzie, jeśli chodzi o
pisanie Darskiej o street arcie.
Tak naprawdę to jest busola tej fabuły. Mur i murale. Berlin kiedyś
podzielony, dzisiaj pięknie rozdzielony sprayem.
Nie
znam drugiego miasta, w którym mieszkałem, gdzie przestrzeń
publiczna zostałaby aż tak mocna przejęta przez artystów. I to
artystów, którzy pochodzą i wywodzą się z tak wielu kulturowo
różnych „opcji” i nacji.
Fascynacja
Darskiej muralami jest młodzieńcza, ale pamiętajmy z kim mamy do
czynienia, zatem wszystko jest dokładnie opisane… i
skatalogowane.
Wnikliwość,
sumienność, rzetelność to cechy tej publikacji, to znaki
szczególne autorki. Dlatego tak łatwo, a zarazem mocno, usilnie
oddajemy się lekturze „Berlinowania”.
Aby
całą przygodę przeżyć z zaciszy domowych pieleszy, wystarczy
uruchomić Instagram. Właściwe hasztagi i
za darmo jesteśmy u
brzegów Szprewy. (To tam chciałem sobie zrobić nie tak dawno nowy
tatuaż).
Bernadetta
Darska ułatwia nam to wędrowanie
po Berlinie i internecie, nawigując
„sobą i czytelnikiem”. Mamy zatem „przykłady
wyznaczania pozycji obserwowanej”.
Skoro
trzeba spierać się o literaturę – to słowa samej autorki – to
pojawia się pytanie; dlaczego tak osobisty bedeker ukazał się
akurat w tej, a nie innej oficynie?! Nie, żebym się czepiał,
doszukiwał teorii spiskowych, czy coś sugerował – ale na pewno
są inni wydawcy dla takich książek.
Wydawnictwo
Uniwersytetu Warmińsko –
Mazurskiego
w Olsztynie i do tego ta naukowa otoczka z kolegium wydawniczym i
recenzentem…
Ale może
ja stary jestem i dziwaczeje?! Zatem wejdźmy na stronę „uniwerku”
i odwiedźmy pokój autorki.
dr hab.
Bernadetta Darska, prof. UWM - KATEDRA BADAŃ
MEDIÓW
Ur. w 1978
r. Literaturoznawczyni i krytyczka literacka. Absolwentka filologii
polskiej UWM (2002). W 2008 roku uzyskała stopień doktora nauk
humanistycznych w dyscyplinie literaturoznawstwo, specjalność
prasoznawstwo, a w 2015 roku uzyskała stopień doktora
habilitowanego nauk humanistycznych w dyscyplinie literaturoznawstwo.
W 2020 otrzymała stanowisko profesora uczelni. W latach 2002-2009
redaktor naczelna pisma literacko-kulturalnego „Portret”
(wcześniej od 2000 roku – sekretarz redakcji). Wykładowczyni w
Szkole Mistrzów Pióra w Collegium Civitas. Laureatka PIK-owego
Lauru, nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację
książki i promocję czytania w Internecie (2019). Jurorka nagród
literackich, m.in. Nagrody Literackiej Unii Europejskiej, Grand Press
w kategorii książka reporterska roku. Prowadzi blog
krytycznoliteracki „Nowości książkowe – Blog Bernadetty
Darskiej”: www.bernadettadarska.blogspot.com
***
Książka
Bernadetty Darskiej jest książką znakomitą i niezwykłą pod
wieloma względami. Pod względem formy jest rodzajem eseju, czy
raczej podzielonych na rozdziały serii esejów, zawierających
fragmenty spisywanych przez autorkę na gorąco wrażeń z wędrówek
śladami pozostałości po Murze Berlińskim, jej osobistego odbioru
umieszczonych na nim przedstawień street artu,
połączonych z głęboką refleksją (literaturoznawczą,
historyczną, medioznawczą, socjologiczną i kulturoznawczą)
nad „czytaniem
krajobrazu miasta" oraz
meandrami kultury pamięci zbiorowej - zarówno niemieckiej,
jak i europejskiej i globalnej - lecz także
własnej autobiograficznej pamięci autorki. (...) Dla
potencjalnego niemieckiego czytelnika - czy to
akademika-kulturoznawcy, czy to rozkochanego w swym mieście
‘zwykłego' berlińczyka - lektura książki
stanowić będzie ważne przeżycie, które pozwoli mu spojrzeć na
Berlin z innej perspektywy i być może odkryć ponownie berlińską
tożsamość przedzieloną ciągle niewidzialnym murem -
dziedzictwem upadłego
w 1989 r. Muru Berlińskiego.
(Z
recenzji wydawniczej prof. Igora Kąkolewskiego)
***
Dla
mnie Berlin to nie tylko Mur, murale, muzea, króliki, komunikacja.
Berlin to styl bycia, sposób na życie w mieszkaniach, których nie
sposób wynająć.
Berlin
to LUDZIE! Zewsząd i po wsze czasy.
To
kafejki, burgerownie i
kiełbaski, metro, sklepy ze starociami i ich tureckimi
właścicielami. To najwspanialsze Muzeum Żydowskie
(https://www.museumsportal-berlin.de/pl).
Berlin
to pierwsza moja wakacyjna miłość. I Berlin to płyta z 1985 roku.
Klaus Mitffoch, który był w Polsce nie do zdobycia, a trafił
mi się w samym centrum tego miasta.
Berlin
to jedno z najcudowniejszych miejsc na świecie!
8,5/10