„Do zobaczenia w lepszych czasach”
Nic
drobniej nie będzie. Marcin Wicha. Wydawnictwo Karakter,
Kraków 2022.
Tylko
nie rzucajcie we mnie kamieniem. Bo poprawność polityczna
nakazywałaby, bym zachwycał się nową książką Marcina Wichy.
Jednak jestem umiarkowanie kontent. Bo to teksty, które znam od dawna.
Czytane indywidualnie były inspirujące i skłaniające do
refleksji. Jednakże złożone w książkę (czasami)
nudzą.
Dlatego radzę lekturę smakować powoli i pojedynczymi felietonami.
Wtedy pojawia się zaskoczenie i fascynacja.
Tylko
wtedy.
Nowa
książka Marcina Wichy to
w większości przedruki z „Pisma”. Jest kilka tekstów
publikowanych w innych miejscach. Są też nowości, ale tych jest
jak na lekarstwo. Czytałem je w czasach dawnych. Było
to insertujące doświadczenie.
Powtarzając
się: dzisiaj dziwi to, że młody (sic!) literat sięga to technik
wyjadaczy. Drukuje coś w rodzaju pamiętnika.
Jestem
zdania, że poprzednia książka Marcina Wichy została
niedoceniona, zbyt przeoczona. Bo „Kierunek
zwiedzania”
to sprytne, inteligentne rozpisanie życiorysu Kazimierza
Malewicza.
Dawno
nie czytałem takich trików, literackich sztuczek.
„Nic
drobniej nie będzie” tak nie zaskakuje, raczej brodzi w
felietonowej rzece. Bystrość, wymyślność potwierdzają talent
Marcina Wichy.
Tylko
ty i aż tyle.
Książka
reklamowana jest monotonie, bo tak:
„Nic
drobniej nie będzie” to kronika wydarzeń. Sprawozdanie z
ostatnich paru lat. Jest tu mowa o rzeczach, które działy się
tymczasem i mimochodem. Drobiazgach zwiastujących koniec epoki. O
zniczach w kształcie Polski i wojnie z dynią. Ale także
o żółwiach, klamkach, hotelach i wizytach u krewnych. O kubełku
na zmieszane, emotikonach, przedwojennej złotówce, strategiach
oporu, glinianych gwizdkach. O dorastaniu dzieci. O wspomnieniach. I
o tym, jak przetrwać tournée literackie. Jest też o prawdziwych
wojnach, prawdziwych lękach, nadciągającej przemocy. Czasami
poetycki język i humor dają na chwilę odpór brutalności
świata.
Na
książkę składają się felietony, które Marcin Wicha publikował
w latach 2017-2021 na łamach magazynu „Pismo” oraz nowe
teksty.
To,
co ujmuje i zajmuje w „Nic drobniej nie będzie” to zdrowy
rozsądek. Wicha, nawet gdy wydaje sądy ostateczne, to
pozostawia pole do rozważań. Jego pointy są świdrujące,
wibrujące, a jednak można w te teksty wtrącać własne „strzały”.
Własne deklaracje.
Felietonista
to zwykle literacki zawodowiec. Aby pisać wstępniaki trzeba mieć
warsztat, doświadczenie z brodą i przekonanie, że prezentowane
sądy zainteresują i skłonią do myślenia.
I
ten warunek Wicha na
pewno spełnia.
Ale w
tym tumulcie warto zauważyć, że autor jest przemądrzały. Jego
zapisy wykazują się erudycją, ale pisarz okazuje się literackim
skurkowańcem. Facetem mającym ZAWSZE rację. To niebezpieczna
technika.
Kiedy,
więc czyta te teksty, obawiam się, że mam się poczuć „gorszym”.
Może w ten sposób wychodzą na wierzch moje kompleksy, a może mamy
do czynienia z tekstami mistrza, który rządzi i dzieli.
Oto
fragment jednego z moich ulubionych tekstów zamieszczonych w „Nic
drobniej nie będzie”:
„Ameryka”
(Listopad)
Od
dwóch dni paski nawet nie drgnęły. Stoją twarzą w twarz i
mierzą
do siebie. W środku pas ziemi niczyjej, jakieś sześćdziesiąt
głosów elektorskich).
Mam
nadzieję, że Jimmy Carter czuje się dobrze. Skończył
dziewięćdziesiąt lat i ostatnio stale coś sobie łamie. Pamiętam
go z pisma „Ameryka” i ze zdjęć, na których witał się z
radzieckim kolegą. Ciągle się uśmiechał. Używał zdrobniałego
imienia. Uprawiał fistaszki. Przegrał wybory i z pogodną
rezygnacją wrócił na swoją fistaszkową farmę.
To była błyszcząca reklama amerykańskiej demokracji. Potem ktoś
napisał, że Jimmy Carter okazał się znakomitym eksprezydentem, aż
szkoda, że nie zaczął od eksprezydentury.
(Odśwież.
Dalej nic).
Już
drugi raz mi to robisz. Tydzień wycięty z życiorysu przez twoje
archaiczne procedury wyborcze. Tydzień gapienia się na wykresy.
Tydzień studiowania geografii kraju, w którym nigdy nie byłem i do
którego się nie wybieram.
Hej,
Ameryko, już ty wiesz, co możesz zrobić ze swoją bombą
atomową.
Obejrzałem
wszystkie sezony The Wire . Nie
przyjadę, nawet kiedy zaczniesz wysyłać wizy pocztą albo dodawać
je do pizzy Dominos.
Podoba
mi się, ale sądy ostateczne (że autor odmawia sobie podróży do
USA) są po prostu niewiarygodne. Bo wyobraźmy sobie, że pisarz
zostaje zatrudniony jako wykładowca na
jednym z amerykańskich uniwersytetów lub zostaje nagrodzonych jedną
z licznych literackich, i co nie pojedzie. Wątpię!
Wiem,
że tekst był pisany jakiś czas temu. Ale to
pisanie pod publiczkę, a tego nie ścierpię.
To
literacka „taniość”.
„Za
pierwszego kronikarza-felietonistę w Polsce uznaje się Wacława
Szymanowskiego. Ten mierny dramaturg i poeta, ale za to doskonały
dziennikarz, zamieszczający w „Dzienniku Warszawskim” kroniki
felietonowe pod nazwą Przegląd Tygodniowy, utorował Bolesławowi
Prusowi drogę do kronik tygodniowych. Od roku 1874 datuje się
drukowana w „Kurierze Warszawskim” Kronika tygodniowa Prusa,
autentycznego mistrza felietonu, najwybitniejszego kronikarza
ostatniego ćwierćwiecza XIX wieku”.
Marcin Wicha toruje
drogę tylko samemu sobie, do kolejnych antologii. A mój osąd
opieram o jego indywidualną pewność siebie, że jest nieomylny w
pisaniu do i dla inteligentów.
Oszczędna
w formie i treści okładka to znak firmowy Wichy. Profesjonalna
zawartość również. A jednak wygląda to tak,
jakby Wicha wywiązywał
się z kontraktu wydawniczego i po prostu musiał wydać „nową”
książkę.
Wcale
się nie pastwię. Bo polubiłem „Nic drobniej nie będzie”.
Lektura tej książki to jak jazda samochodem i patrzenie przez
szybę. Opisywanie widoków. Ale jest
także mnóstwo powidoków. Spacerowanych teksów.
Tu to, tam już coś innego. Przeszłość pomieszana z
teraźniejszością.
Felieton
to gatunek romantyczny, zatem jest w tych tekstach radość, jest
indywidualizm, jest rozpaczanie i zawodzenie.
Na
pytanie „jak napisać felieton” Wicha zna
sto odpowiedzi i wykorzystuje swoją wiedzę. Popisuje się nią.
Rozpisuję zdobytymi umiejętnościami.
Uwielbiam
pisanie Krzysztofa Vargi.
Często się z nim nie zgadzam, ale jego pisanie uwodzi.
Pisanie Wichy skłania
do refleksji. Bo pełno w tych tekstach odwołań do historii, zbiór
resentymentów i utartych prawd i półprawd.
Ale jest
też element zaskakująco piękny, to teksty osobiste, gdzie relacja
z dziećmi urasta do literatury pięknej. Gdzie żółw staje
się lwem.
8/10