Dwa oblicza Joanny Jędrusik


 50 Twarzy Tindera//Pieprzenie i wanilia – Joanna Jędrusik. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2019//Warszawa 2020. Stron 216// 360 stron.


Najpierw odpowiedzmy na pytanie: - Czy każdy może pisać książki? Banał! Truizm! Ok, ok! Niemal każdy. Joanna Jędrusik może i powinna.

Zajmijmy się literaturą popularną, która udaje psychoterapeutyczny poradnik dla kobiet. A wszystko zaczyna się na na portalu randkowym, a kończy w gabinecie, na kozetce.

Czyli TROCHĘ jak u mnie. A jakże byłem na Tinderze. Czego tam szukałem? Relacji, chociaż moja terapeutka twierdzi, że „upuszczania emocji”.

Z czym mamy do czynienia? Są dwie książki Joanny Jędrusik, które przeczytałem. Najpierw ta z fatalnym tytułem: „50 twarzy Tindera”, potem podróżnicza „Pieprzenie i wanilia”. I tak w kolejności: pierwsza słabiutka, bardzo. Druga bardzo dobra. Także dla facetów, a może głównie dla płci gorszej.


To przez Joanne Jędrusik. To przez nią. Ona jest winna. Nikt inny (sic!). Wziąłem jej „50 twarzy Tindera” na jedną noc, potem drugą, i było pozamiatane. Zainstalowałem znowu aplikację. Po latach głodu. I już mnie nie było. Kciuk w lewo, kciuk w prawo. Ta ładna, ta głupia, ta inteligenta, a tamta „taka żona”. Z drugiej strony ciekawi mnie co panie, które patrzyły na moje lico, orzekały? Jak klęły, jak się śmiały, a może radowały i spieszyły by w te pędy dobrać mi się do serca, rozumu i rozporka. Bo może, niestety, tylko tu o seks, zwłaszcza jednorazowy, chodzi?! Nie, nie – krzyczy moje „ja”,ale echo złego samca odpowiada mu: dlaczego nie.

Uznaje „50 twarzy Tindera” za słabą książkę, a niekonsekwentnie prowadzę wywód,bo po lekturze tek książki przystąpiłem do „akcji”. Jedno do drugiego ma się jednak nijak. Pewnie byłem na głodzie ponad trzyletniej samotności. Nie wiedziałem wyjścia, rozwiązania. Było jak było. Na Tinderze mnie nie ma. Nie szukajcie, drodzy panowie, szanowne panie.

Joanna Jędrusik przedstawia nam schemat; nieszczęśliwa, rozwiedziona kobieta sięga po używki, pożywki. I tak trafia na – do serwisu randkowego. Jest poligamistką (nie od razu to sobie uświadamia), czego nie kryje, dlatego (sic!) co moment „ma randkę, dopasowanie”. Jest pierwszym wyborem. Spłycam? A jakże!!! Pani Joanna to piękna kobieta, inteligenta, wykształcona, z biglem i pomysłem (jeszcze nie wtedy) na siebie. Jej opis wędrowania od randki na randkę to droga przez mękę. Nie wspominam, broń boże, o aspektach cielesnych, tylko typach, których spotyka. Cala palata depresyjnych buraków lub maminsynków. Są i normalni, jeśli można być normalnym na Tinderze?!

Autorka dokonuje w swojej książce segregacji, klasyfikacji i szereguje poszczególne typy. Niczym bydło hodowlane, facet dostaje blaszany znacznik w uchu. A uszy piekły i mnie, gdy to czytałem. Łatwo i przyjemnie napisane wypracowanie z elementami socjologicznej rozprawki. Nasz Kopciuszek szuka swojego księcia od pantofelka, tylko że buty stoją w szafie. Nie było żadnego balu, karocy z dyni, chrzestnej wróżki i dobrotliwego durnia w koronie. I w finale pisarka dochodzi do podobnych wniosków, ale zanim to się stanie, mamy festiwal utyskiwań i lewicowych, feministycznych peanów o wolności i wyzysku. Ten ideologiczny sos to pomyje. Niby bliski mojemu sercu, ale w książce brzmi sztucznie, błaho, głupio.

Nie wiem ile w tej mieszance jest zmyślenia, a ile prawdziwych przeżyć autorki, ale jakby nie było, wiem że książka była obliczona na sukces. Przygotowana pod publiczkę. I nie jest to zarzut do autorki, lecz do wydawcy, speców od marketingu i korporacyjnych dupków.

Podziały (wręcz) klasowe i to drażni, razi i wkurwia! Są chłopcy z dobrych domów, inteligenci, robole, etc. Spłaszczam?! Na pewno nie ja! Tak kiedyś pisało się w kolorowance o tyle „Bravo”.

Zostawmy debiut Jędrusik. Zajmijmy się kontynuacją przygód naszej bohaterki, wtedy, gdy rusza w świat niczym Tony Halik z Elżbietą Dzikowską. Pisarka rzuca wszystko. Rusza w podroż za jeden uśmiech. Do Stanów Zjednoczonych, do Meksyku, Ameryki Południowej. Sprzedaje mieszkanie i mówi selavi. Nie, nie. Ona mówi poprawnie i wyraźnie: c'est la vie. Żadnych półśrodków. Cała na przód. I teraz przestaje ona żartować. Przestaję żartować ja.

Pieprzenie i wanilia” to bardzo dobra kobieca/ludzka książka o samotności, o depresji, o odrzuceniu. O braku perspektyw (tak!). O zajebistym zagubieniu siebie i świata. Niby w tle karnawał, ale w duszy pustka. Nie pomaga seks, nie pomaga alkohol; nawet obecność ludzi nie pomaga. Nic jest nic, noc jest noc, a dzień nie chce nadejść.


Joanna Jędrusik drugą książka zaimponowała mi. Dała do zrozumienia, że nie po pierwszym zdaniu ocenia się człowieka. Należy dać mu skończyć, dokończyć.

Tak jest to literatura popularna, ale tkwi w niej trucizna, której kosztujemy wszyscy codziennie. Trucizna złego życia, pojmowania samego siebie. Bez szacunku – nie od innych – ale właśnie do własnego ja, nie da się niczego zbudować. Można tylko (łatwo) wszystko spieprzyć, zrujnować.

W „Pieprzeniu i wanilii” autorka brzmi wiarygodnie. Nie dlatego, że się z nią utożsamiam zawsze i wszędzie, ale dlatego, że jej osąd ma „dźwięk - wydźwięk”. Jest wypadkową przeżyć i przemyśleń. Nie jest to pisanie na gorąco, lecz z dystansem, zza biurka po czasie, po burzy.

Nirvana jest tylko w muzyce. Życie przypomina jazz jaseson. Szalone, intrygujące, a jednak nieuporządkowane. A Tinder? Tinder jest tym razem jest tylko cieniem, figura retoryczna potrzebna do pokazania niektórych postaci, sytuacji, przeżyć.

Joanna Jędrusik na pewno pisze. (Czasami ja czytam). Nie tylko do „Krytyki Politycznej”. Czekam, oj czekam na ksiazkę. Na inaczej; niech jest o feminizmie, ale bez zagmatwanej prostoty portali randkowych.


50 Twarzy Tindera” – 4/10

Pieprzenie i wanilia” – 7,5/10

popularne