Przebity kołkiem


Torfowisko. Susanne Jansson, 311 stron. Przełożyła: Bratumiła Pettersson. (Wydawnictwo Marginesy, 2018) 

Oczywiście, że mi się podoba takie pisanie, tylko, że to już było, to już grali.

Przekłady w dwudziestu dwóch krajach, zatem klękajcie narody - niestety niekoniecznie. Może jestem wybrakowanym towarem, który nie dostrzega siły tej prozy. Może i tak jest. Ale nie będę obwijał w bawełnę, że podobnych książek na świecie powstaje tak wiele, że czasami trudno odróżnić co jest wiarygodnym dziełem, a co falsyfikatem.
Trzęsawiska, bagna, upiory mroku - tak, to mocna strona ogólnie skandynawskiego pisania. Przez pączkowanie rodzą się nam kolejne opowieści, które wciągają i uwodzą. Ale i zawodzą. Wtrącam swoje niezadowolenie między przysłowiową wódkę i zakąskę. Bo zapamiętałem z tej książki niewiele, czego już wcześniej nie przeczytałem, nie dostrzegłem.

Ok, są dwie kobiety, dzięki którym całość trzyma się kupy. Maya, fotografka z bagażem artystyczno-kryminalnych i Nathalie, młoda kobieta, która nosi w sobie piekło przeszłości. Szkielet tej powieści nie rozsypuje się w pył, dzięki nim. Czytelnik (ja) zaciekawiony śledzi całą historię, bo chce się dowiedzieć o nich więcej i więcej. Dla nich czytałem (to) od deski do deski.

Irytuje mnie zdecydowana większość dialogów tej powieści. Momentami są żywcem zaczerpnięte z brazylijskich lub wenezuelskich tasiemców. Oczywistości i retrospekcje tak wymuszone, że zęby bolą. A potem kolejna wtopa: bo jest moment, że musiałem zerknąć na okładkę, by przypomnieć sobie: co ja właściwie czytam, czy nie jest to aby przewodnik turystyczny? Banał podparty banałem.
Nie będę się pastwił, aż nadto, bo naprawdę - całość się ratuje - ale dajmy przykład:

"-Wyrażenia "grząski grunt" używa się jako metafory opisującej rozmowy na drażliwe tematy. I sytuacji , kiedy głoszą poglądy nieoparte faktami. Wypowiadają nierzetelne opinie. To obecnie dość częste zjawisko."

- naprawdę? Boże, ogłoszony właśnie cytat pokazuje, że albo mamy problem z tłumaczeniem, albo autorka (debiutantka) nie radzi sobie z dialogami, bo głoszenie takich tyrad, jest okropieństwem dla każdej prozy. A niestety tutaj podobnych przykładów mamy więcej. (To był cytat ze strony 69, zajrzyjcie na następną i kolejna oczywista porażka).

Plusem tej literacko-kryminalnej zagadki jest to, że nie od razu odgadłem: - kto zabił, a to już spory sukces. Nie ukrywam, że moja licytacja zakładała "innego" złoczyńca. Nie, no skądże, nie będę zdradzał zakończenia, ale gdy czytam opinie niektórych krytyków na temat tej książki, to ogarnia mnie pusty śmiech. Czego oni się nie doszukali w tej książce, czego nie nie-zinterpretowali? Boże, co wyście czytali?
Naprawdę - będę wracał do tej kwestii z uporem maniaka - Kurt Wallander, stary dobry literacki, szwedzki śledczy już nie takie historie opowiadał, tylko, że wtedy było to (dla mnie) nowe, dzisiaj to powtórka z rozrywki.  
Susanne Jansson już okrzyknięto autorką bestsellerów. Powiem tak: jacy krzykacze, takie bestsellery. Bo naprawdę: nie przesadzajmy, to jest poprawnie napisana książka, ale tylko tyle i aż tyle.
Nota: 7/10


popularne