Erzac


Macocha. Petra Hulova, 192 strony. Tłumaczenie: Julia Różewicz. (Wydawnictwo Afera, 2017)

Lato.
(...)
"Wystarczy odrobina słońca czy kwitnących kwiatów i już czuję, jak mnie rozpiera, z miejsca mam ochotę udać się na pogawędkę z ludźmi, którym normalnie nie mówię nawet dzień dobry, a tych którym dzień dobry mówię, najchętniej wzięłabym w ramiona.
A kiedy latem przechodzę obok zalatującego szczyną skwerku przy mojej kamienicy, czasem rozumiem mowę ptaków, serio. Ostatnio marudziły, że w tym roku coś za dużo kotów".

I tak cały czas. Przez 192 strony.

Jesień. Zima. Wiosna, a potem znowu Lato. 
(...)
Literacko to znośny monolog, ale bardzo męczący. Brakuje oddechu. Tempo zbyt szybkie, kielich za kielichem. Spieszno pisarce, czytelnikowi nie po drodze.
Bo to jazda po kilku głębszych, a skoro tak, to pojawia się smutek, zwątpienie, rozczarowanie i kpina.
Ta narracja - ta książka to blaga. Niby żarty sypane z rękawa, ale w rzeczywistości płyną łzy. Woda, piasek, popiół, wapno, wóda. Fundament zmarnowanego życia.

"Jestem ascetyczną introwertyczką, ze skłonnościami do słownego ekshibicjonizmu, mam też rzadki dar: potrafię za pomocą ogromnej ilości słów nie przekazać zupełnie nic".
(...)

Prawda i kłamstwa. Naczynia połączone. Miska pomyj i kadzielnica z wodą święconą. Bo narratorka od startu do mety jest pijana w sztok. I tworzy "prawdziwy" obraz fałszerstwa własnego życia. Bo każdy w coś gra, każdy coś udaje. I każdemu są potrzebne rekwizyty do przetrwania. Dla wielu to używki: alkohol, narkotyki, hazard, seks.
To szeroki wybór "ciemnych okularów", przez które widać inaczej, a ponadto zaczerwienionych spojówek (dla innych) nie ma.
Oszustwo za oszustwo.
"Proces ten nazywa się utratą dziecięcej naiwności". 

Chyba Jesień.
I "w dupie mam takie łamigłówki". Czytanie i pisanie (zwłaszcza pisanie) to też rodzaj używki, tylko, że wątroba nie cierpi.
Ale obłuda, która nas otacza, w tej poetyckiej minipowieści, jest dojrzała i praktyczna. Jest jak zamek błyskawiczny. Raz, raz - dwa, dwa: otwarte-zamknięte. Ciach, trach.
Petra Hulova używa w swojej prozie przysłów, jak przecinków. Interpunkcja jest niezbędna, a porzekadła służą jej do kpiny. Bawi się nimi nimi jak "jojo", z rozwagą pijaczki.
A potem, dalej i dalej igra literacko z formą i całość okrasza zamierzoną grafomanią. Nie lubię zwykle takich sztuczek, ale tym razem jestem na tak. Bo to jest pisanie na haju lub na kacu. Albo jedno i drugie.
I wtedy własne przewiny są zatarte, a cudze grzechy widać jak na trzeźwej dłoni. Można rechotać z bufonady innych. (Dotknąć ich szpilką, a pękną jak balony).
Krytyka cudzych grzechów  jest łatwa, niezależnie od tego czy pijemy, czy trzeźwiejemy. Ale takie utyskiwanie w połączeniu z użalaniem się nad sobą, dają mieszankę wybuchową. Zaczyna się gra o życie. Pijane. Trzeźwe. Martwe. Żywe.

Zima. 
Te głosy "niech no pani tylko spojrzy na siebie" , to echo zatroskanych sąsiadów, którzy zawsze wszystko o nas wiedzą. Tak jest i w tej powieści. Ich przewiny są nieważne, bo skoro narratorka to ochlapus, to ona jest winna. Wszystkiego.
Lepiej obgadać, obmówić pijaka (zwłaszcza intelektualistę), niż mówić o własnej zgryzocie.

Nadal Zimno. Zima. 
Autorka nie zapomina, nawet na moment, że jest pijana. Zatem ten monolog nie może obejść się bez gadki z Bogiem. Co ciekawe, pijakowi często się zdaje, że Bóg - do tej pory nieobecny - nagle zaczął się do niego mówić, a może nawet krzyczeć.
Rozmowa z Bogiem zawsze daje efekty. Pisarka otwiera kolejną butelkę.

Marzec. Początek Wiosny. 
Mąż autorki-narratorki-pisarki to dziennikarz. Stara się ogarnąć stosunki polsko-czeskie w Grupie Wyszehradzkiej. Jest też mężczyzna "złota rączka", który często ratuje świat, w tym naszą bohaterkę. 

Cztery pory roku. 
Co czujecie? Czeskie poczucie humoru? Gorzko. Słodko. Kwaśno. 
Czeskie "kpiny" są urokliwe. Mają wiele zalet. Pozwalają marzyć, bo na przykład: gdyby Dorota Masłowska swoje pisarstwo oparła o czeskie poczucie humoru, to może nawet ja, uznałbym ją za kogoś więcej niż (wy-) twór popkultury. Ach, te moje marzenia.
Sceny z życia w Macosze, to nie jest łatwa lektura. Ale - proszę Was, przeczytajcie, łatwiej wówczas zrozumieć ból i terytorium pijaka-intelektualisty.
Nota: 8,5/10

popularne