Echo


Tatuaż z tryzubem. Ziemowit Szczerek, 321 stron. (Wydawnictwo Czarne, 2015) 

(Książka pożyczona. Gdy tylko ją zobaczyłem na biurku w mieszkaniu Heleny, prosiłem i prosiłem. Niechętnie, ale zgodziła się oddać knigę w leasing.
Niechętnie, bo proza Ziemowita Szczerka, to własność Jadwigi, mamy Heleny.)
Wstępu, wyjaśnień dość, bo...

Wiecie co to tryzub? Nie będę kreował się na skończonego erudytę, ale wyjaśniam: Tryzub to herb Ukrainy. Złoty trójząb na niebieskiej tarczy. Oficjalnie przyjęty w 1918 roku. Czyli powrót do przeszłości.
Wędrówka Ziemowita Szczerka jest, oględnie mówiąc, niewyobrażalnie poetycka, a jednak to pisanie stawia do pionu. Pierwsze skojarzenie, to porównanie z pisaniem Andrzeja Stasiuka. Trochę tu mamy z Tekturowego samolotu, a jeszcze więcej z powieści wydanej w 2004 roku, czyli Jadąc do Babadag. 
Jasne, że idę na skróty i upraszczam. Ale w obu książkach mamy sporo stanów pośrednich, od młodzieńczego zauroczenia po starczą obojętność.
Inną kwestią jest dobranie etykietki dla tej książki. Ni to esej, ni reportaż. A może analiza, a może poetycka przypowieść?
Bez względu na szufladkę, do której włożymy tę prozę, na pewno można orzec, że jest to pisanie sprawne i pryncypialne.

Podróżujemy wraz z autorem w jego tempie. Czasami narracja się ślimaczy i dopada nas nostalgia, ale najczęściej truchtamy swobodnie i łatwo nam dostrzec wszystkie szczegóły tej powieści. A to właśnie szczegóły stanowią o sile tej książki. 
Gdybym nie to, że ją pożyczyłem, to całą tę prozę bym grafitowo podkreślił. Tak wiele tu fraz - rarytasów, które często dostrzegamy w powieściach podróżniczych czy łotrzykowskich.
Powtarzam się? Autor też to czyni, nawet często. Robi to z rozmysłem. Wraca do wątków porzuconych i w nowej odsłonie nadaje im nowych barw, okrasza je tak, by stały się one bardziej wyraziste i krwiste.

Był czas, że zajmowałem się zawodowo redagowaniem tekstów ulokowanych między cienką linią reportażu i publicystki. Różne kwiatki trafiały na moje biurko. Bez stawiania cenzurek, wspominam o tym dlatego, że czułbym się zaszczycony redagując tak dobry tekst. Szczerek należy do grona nielicznych dziennikarzy, którzy swój zawód traktują bardzo serio. Wiedzą, że to nie jest praca "od-do". Że dziennikarstwo to sposób na życie. 
Cierpliwość z jaką napisał tę książkę zasługuję za szacunek. A z drugiej strony Ziemowit Szczerek  jest bardzo płodnym twórcą. Co rusz słyszę i czytam o kolejnych nominacjach i nagrodach dla tego 40-letniego pisarza.
Jest autorem dziewięciu książek (w tym dwóch jako współautor). Czytałem (tylko) Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian (Ha!art, Kraków;2013). Poza tym trafiłem na  jego liczne artykuły w Polityce (część z nich została wykorzystana w omawianej książce).
I wtedy, i dziś ma wrażenie, że podobne refleksje towarzyszyły mi czytaniu Podróży z Herodotem, Ryszarda Kapuścińskiego (Znak, Kraków;2005).
"Gdzie Krym, a gdzie Rzym?" - mógłby ktoś zapytać. A jednak... Wielu recenzentów Tatuażu z tryzubem określa ją jako literaturę faktu i literaturę podróżniczą, czyli... jak u Kapuścińskiego. Podążając tym tropem przypomina mi się jeszcze Heban. Nic nie ma tutaj do rzeczy, że "cesarz reportażu" pisał o Afryce, a Szczerek o Europie. Sposób narracji, oddanie i poddanie się tematowi upoważniają mnie do takich porównań. Czy trafnych?
Obaj panowie nie omijają trudnych tematów, nawet wtedy, gdy jest to podszyte lękiem i nieradzeniem sobie... Z czym? O czym mowa?

"O tym bezformiu, o tym wrzącym bezkształcie, który, jak kroplówka, wsącza w żyły ciągły niepokój o poczucie zagrożenia płynącego skądś, no, właściwie, nie ma co udawać: z antyświata, antyzachodu. Czyli, bo tak się rozkłada na wschodnioeuropejskich lękach, ze wschodu. (...) O wstawanie rano, wzdychanie mówienie "o kurwa", bo za ciężkimi zasłonami nie czeka na nas rozbłysk słońca, ale cięższy dzień."

Warto poświęcić te kilkanaście godzin, warto dowiedzieć się nie tylko sporo Ukrainie, ale głównie o kondycji jednostki w obliczu zagrożenia.
Nota: 8,5/10

Obok okładki - zdjęcie pisarza: Newsweek.pl (rok 2015




popularne