Mozaika


Nienawiść to połowa zemsty. Emilos Solomou, 652 strony. Tłumaczenie: Ewa T. Szyler oraz (wątek "D") Beata Żółkiewicz-Siakantaris. (Wydawnictwo Książkowe Klimaty, 2018).

Zacznę niezwykle banalnie, truizmem: - Jesteśmy pionkami na szachownicy.
Kto nami gra i czy aby na pewno są to szachy, to już odrębne kwestie.
Emilos Solomou (rocznik 1971) nakreślił wielopłaszczyznową planszę i zaprosił do zabawy setki, a nawet tysiące zdezorientowanych graczy. Bo "polityka to systemowe zarządzanie nienawiścią".
Czytanie tej powieści nie przyszło mi łatwo. Może dlatego, że to pisanie ma znamiona anarchii. A może dlatego, że filmowa konstrukcja powoduje zamieszanie i wymaga od czytelnika (ciągłej) dyscypliny. Znane od stuleci w literaturze przemieszczanie, tym razem jest użyte w sposób specyficzny. To jest pisarskie szaleństwo. 

W "Niewinności zagubionej w deszczu" Eduardo Mendozy (prozie o miłości i przemijaniu) mamy podobny rys dobrych i złych zbójców. Też ukrywają się w górach i wiedzą dlaczego należy "grabić" i dlaczego warto "się dzielić". Tylko, że u Mendozy ten wątek to tło, literacki żart. W greckiej przypowieści Emilosa Solomou nie ma mowy o kpinie i zabawie. Tu niemal wszystko jest na poważnie. (Wszyscy musimy mieć grobowe miny.) 
Pierwsze strony powieści zaczynają się jak wciągający kryminał, ale poszatkowana narracja natychmiast przywołuje nas do pionu. Od razu orientujemy się, że sprawa jest o wiele poważniejsza.
W całej historii ważne są odwołania historyczne. Bo wszystko musi mieć swoje źródło, a nienawiść i zło - tym bardziej. Kwietnie 2013 i 1870 roku spływały krwią, odrazą i zemstą. I wokół tych "biegunów" czasowych obraca się cała opowieść.

Wędrujemy z autorem, wśród krzyków tłumu, po Grecji i widzimy ją z wielu perspektyw. Ale gdziekolwiek trafiamy, od razu dopada nas smród, bieda, samobójstwa, morderstwa, bezrobocie. To pejzaż dosłowny, ale w tej powieści bardzo przerysowany. Nie czynię z tego powodu autorowi zarzutu, wprost przeciwnie. To przerysowanie, ta przesada nie doprowadzają, że mamy karykaturę Grecji. Nie! Ten celowy zabieg wciąga nas w narrację i powoduje, że autor wymusza-przymusza, byśmy opowiedzieli się po jednej ze stron. Nie jest to jednak łatwe, bo stron, kierunków jest tu zbyt wiele. A ponadto krzyżują się i czasami zacierają i w efekcie giną. Drogi bez celu...

Nawet na moment nie ma przerwy w tych zawodach, w tej grze. Grają bogacze, biedacy, "średniacy". Pisarz nikomu nie pozwala pozostać obojętnym. Emilos Saolomou nie pozostawia złudzeń; za wszystkim stoją politycy, a oni są przesiąknięci złem. Dlatego - jak serie z karabinu maszynowego - padają: banały, oczywistości, truizmy. Jest subiektywny magiel refleksji i analizy. Pisarz - chcąc, nie chcąc - staje się trybunem ludowym i greckim Janosikiem.
To pisanie pełne pasji, opisuje szczegóły upadku greckiego systemu, opartego o korupcję i lenistwo. "Życie pełne zmagań".
Wiele tez w tej książce mnie drażni, wywołuje czytelniczy bunt. Ale nie mogę odmówić autorowi zaangażowania i świetnego pomysłu na opowiedzenie tej historii. Opowieści, manifeście o roli pieniądza. To on rodzi pragnienia, ale najczęściej zło, uprzedzenia, zawiść, tęsknoty. To on prowadzi do złych wyborów, morderstw i samobójstw.
Złożone w jednym miejscu - niczym wota - złe uczynki. Tworzą tło ołtarza ludzkiej bezwzględności i upodlenia. A "z tyłu głowy" wciąż słyszymy kroki, stukot oficerek, krzyki, hasła, strzały, nawoływania, odwołania, przywołania, ostre cięcia sztyletów. Bunt przeciw "takiemu" życiu. 

Po trudnej lekturze, mam też dobrą refleksję, dotyczącą pracy tłumaczek. Ewa T. Szyler oraz Beata Żółkiewicz-Siakantaris dają popis erudycji. Poza oczywistym pejzażem książki, ważny jest też inny obraz Grecji, który jest okraszony licznymi przypisami oraz efektownym spisem źródeł i słownikiem.
Czysta przyjemność dotyka czytelnika, gdy trafia na tak dobrze zredagowaną prozę. Prozę, która mnie nie przekonuje, ale nie mogę jej odmówić mocy. Nie mogę nie wspomnieć o sile tego pisarstwa. Nienawiść to połowa zemsty należy do tego rodzaju literatury, obok której nie da się przejść obojętnie. I (co gorsza) ona się się śni, nazbyt realnie.
Nota: 8/10


popularne