Kalambury samotności


Zatracenie. Osamu Dazai, 132 strony. Tłumaczenie: Henryk Lipszyc. (Czytelnik, 2015)

"Dociekanie, jakimi uczuciami kierują się w życiu kobiety, sprawiało mi zawsze więcej trudu, niepokoju, a nawet napawało większym niesmakiem niż zgłębianie tego, o czym myślą dżdżownice". 
Ten cytat, to manipulacja, to cynizm. To samoobrona. Narrator, który rozkochuje w sobie kobiety, nie wie co "z nimi począć", jak się zachować, by wreszcie je natrętnie wykorzystywać, by korzystać z tej słabości.

Wydawnictwo Czytelnik właśnie wznowiło, wydaną trzy lata temu, książkę Zatracenie. Oczywiście powieść ta ma o wiele dłuższy staż. I jest ikoną popkultury w Japonii. Ale obecne wznowienie pozwoliło, by książka dotarła i do mnie. Koegzystencja przypadku. Książka trafiła do mnie w momencie, gdy jako czytelnik, odczuwam podobne stany, czuję jakbym brał udział "w ciągłym udawaniu". I tak jak Yozo, alter-ego pisarza, uznaję, że najlepszym wyjściem jest błaznowanie.

Henryk Lipszyc, tłumacz tej minipowieści przytacza fakty. Nie tylko wspomina o samobójczej śmierci pisarza, ale stara się też oddać tło powstania tej i innych książek Osamu Dazaia. Pisze więc o wojnie, o depresji japońskich elit, by potem wspomnieć, o zainteresowaniu tą prozą przez kino. A jak Japonia, to wiadomo, nie tylko tradycyjny przekaz, ale też animacja, a w rezultacie komiksy manga.
Niepotrzebnie przeczytałem wzmiankę "o mandze" przed właściwym czytaniem, bo pożerając słowa, wędrowały mi przed oczami charakterystyczne obrazy. Gdy uwolniłem się od mangi, nagle, stałem się niewolnikiem tego pisania. Mistyfikacja życia. Od pierwszej do ostatniej strony są to- tu próby życia.
Ciągle powtarzana próba generalna, do premiery - co (wcale nie) dziwne - nie dochodzi.
Gdy (bohater) Yozo tworzy charakterystyczne, skrywane przed światem, autoportrety, to wydaje się, że jest bliski przekroczenia Rubikonu. Że opadną maski, że zacznie się życie. Że minie strach przed innymi, a także przed wykluczeniem.
Niestety.
Zamiast właściwego obrachunku, pojawia się manko, deficyt wrażliwości. Jest alkohol, jest morfina. Są kłamstwa i samotność, a za publiczność służy kilku najbliższych.

Kolejny raz trafiam na prozę, która jest bliska pisaniu J.D. Salingera. Ten klimat, zamysł. Ta samotność, ten gwar i hałas. Te kobiety i ci mężczyźni. Buszujący w zbożu w japońskiej odsłonie. Myśląc o obrazach z Zatracenia, przypominam sobie ilustracje z tzw. Polskiej Szkoły Plakatu. Jakub Erol czy Waldemar Świerzy - tak, oni tak malowali, jak Osamu Dazai pisał.

Gdy nie mam czasu, gdy brakuje skupienia - to u znajomych i przypadkowych krytyków, dopisuję do ich recenzji, że ta-a-ta lektura daje po garach. Takie szczeniackie, ale i trafne sformułowanie czasami starcza, zwłaszcza na Facebooku. Dzisiaj to określenie - jest wplecione - w dłuższy tekst, ale oddaje w sam raz sens. Ma sens.
Bo daje po garach opis samotności, błądzenia wśród lektur i obrazów. Bo mocno uderzają słowa, gdy autor pisze o goryczy bycia błaznem. Bo, aby się dostosować zakładamy maski, zmieniamy stroje i nastroje. Podążamy za tłumem, chociaż sobie w nim zupełnie nie radzimy. Teatr cieni - brzmi to może jak frazes, ale takim (frazesem) nie jest. A jeżeli dodamy do tego naprawdę stan ducha autora, gdy kończył swoje zatracenie, to czy można się dziwić jego wyborowi?
Chciał być jak Harold Lloyd, a był jak jeden z wielu bohaterów filmów Akiry Kurosawy. On i oni pojmowali honor w sposób dosłowny. Bo gdy cynizm, manipulacja już nie zdają egzaminu, to co pozostaje?

Cholernie, smutna to książka. Prawdziwa. Ma tak nieprawdopodobne, regularne rysy arcydzieła. Jest jak nagły wykwit  na skórze, niby niespodziewany, ale jednak coś do niego musiało doprowadzić. Styl, sposób życia. Styl, sposób napisania tej prozy.

Pochwalny slogan na zakończenie: Jest dobrze w państwie polskim, skoro nadal tak dobra proza jest wydawana.
A utyskiwanie? A jakże: dlaczego wciąż tak niewielu z nas docenia tak dobre pisania i wybiera pisarczyków, którzy w ciągu roku "piszą" po kilka-naście #książek.
Nota: 10/10

popularne