z lasu z piany z pola
Rok Małpy. Patti Smith. Przełożył Krzysztof Majer. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020. Seria Amerykańska.
Jeśli
ktoś ma problem z poezją (z jej odbiorem), to niech prędko chwyci
się prozy Patti Smith. Jeśli ktoś ma problem z własną
metryką, to tym bardziej warto!
Pisanie o książce
pieśniarki i poetki, której ołtarzyk zbudowało się wieki temu,
nie jest zadaniem łatwym. To niemal świętokradztwo. Bo emocje, bo
wspomnienia, bo napomnienia. Bo MIŁOŚĆ.
„Rok Małpy” to
diariusz, to metafizyczny zapis rozmów ze… znakiem, znakami,
odznakami, odblaskami, powidokami.
Jeden ZNAK – taki
przydrożny – odezwał się do Patti Smith i się
zaczęło. W roku 2016, w chińskim Roku Małpy, a potem Koguta, a
może Tygrysa… A może to wszystko to pamiętnik zmęczenia,
rozpłaszczenia, wybrzuszenia?
Ona niemłoda. Sześćdziesiąte
dziewiąte urodziny, potem siedemdziesiąte. Obok śmierć. Odchodzą
najbliżsi. Wracają ukochani, których też już nie
ma.
Rozliczenie, policzenie, wyliczenie. Zaliczenie roku
przełomu.
Patti Smith spisała na fiszkach EKG. Sejsmograf
wskazuje drgania, odchylenia. Klepsydra przesypuje piasek. Bibeloty,
fotografie, używane ciuchy. Pełno tego, a jakby NIC nie
było.
Czytanie „Roku Małpy” wpędza w melancholię.
Czytanie tych zapisków dodaje otuchy. Transcendentalne
skrajności.
Polaroidowe odbitki. Aparat z harmoniką.
Opakowania po batonach. Gadające przedmioty. Milknący przyjaciele.
Duchy w powłoce człowieczym. Bary z kawą i szybką wódką, z
fasolą i jajkiem. Tost uśmiechnięty czerstwością.
Patti Smith
szykująca się na wypełnienie kontraktu w Australii.
Krzysztof
Majer, którego cenię, tłumaczy książkę ze swadą. Bawi się
zabawą pisarki. To nieoceniony wkład w odbieranie tej
prozy nie-prozy.
Wędrowanie. To jest projekt
codzienności, któremu hołduje autorka. Niespiesznie zapisuje
sygnały i jako sygnalistka je rozpoznaje. Odbicia w
lustrze, odbicia w przeszłości. Rozbicia czasu przeszłego
wymieszane z Tu i Teraz.
„Nic się nie rozwikła.
Rozwikłanie jest iluzją. Istnieją jedynie chwile spontanicznej
jasności, kiedy umysł sprawia wrażenie wyzwolonego, ale to tylko
epifania” – napisała Patti Smith, bo te słowa do niej
– jak zaznacza – „przypłynęły”.
Wszystko jest płynne,
rozwodnione i gęstość ma strukturę wody – to moja interpretacja
i tym tekście czuć wilgoć. Oceanu, łez, potu, deszczu.
Wilgoć
towarzyszy nam od poczęcia. Mokre jest przetwarzanie, dojrzewanie, a
nawet starość. Nic nie schnie wiecznie…
Suszymy wspomnienia,
napomnienia, dopełnienia. I pisarka jest w takim momencie swojego
życia, że już się pogodziła, że zawsze będzie „mokra”.
Zawsze coś, ktoś będzie się do niej kleiło.
Przyczepiła
się do niej starość, śmierć, samotność, papierki po batonikach
i znak drogowy.
Pieśniarka siedzi „w samym środku własnego
bałaganu”.
Patricia Lee „Patti” Smith
(ur. 30 grudnia 1946 w Chicago) – amerykańska wokalistka, autorka
piosenek i poetka. Zyskała rozgłos swoim debiutanckim
albumem Horses – tak zaczyna się jej biogram w
Wikipedii. Ależ słowa nie mają znaczenia, prawda? Jak można
zamknąć w kilku znacznikach takie życie, taką ekspresję, taką
wyobraźnię?????!
Patti Smith to przede wszystkim (dla
mnie) śpiew. Nawet gdy ona milczy, ja ją słyszę. Jest jak
ptak. Raz usłyszany na zawsze zapada w pamięć. Nie jej głos, lecz
(właśnie) śpiew. Dlatego, gdy pisze, to też (oczywiście – w
sposób naturalny) śpiewa.
Patti Smith to przede
wszystkim fotografia. Ona robiąca polaroidy. Od zawsze. Ona na
zdjęciach. Na zawsze.
Patti Smith to przede
wszystkim słowo. Nagminnie panoszące się na longplayach, szafach
grających i karteluszkach zebranych ze wszystkich hoteli
świata. Esy-floresy serwetkowej poezji w każdym barze od
Nowego Jorku po Warszawę.
Małpa w horoskopie chińskim
to znak zodiaku osób, które urodziły się w latach: 1920, 1932,
1944, 1956, 1968, 1980, 1992, 2004, 2016 i urodzą w roku 2028. Zatem
nie jestem Małpą. Nie jest nią też pisarka.
Jestem Świnią.
Ona Ogonem Psa.
Ja grzęznę w odchodach przeszłości. Ona
macha mi (Wam). Nie ma ogona. Zatem jest rozkołysana talia, wiatr we
włosach i dłoń w oknie pociągu, i dłonie splecione na statywie
mikrofonu lub pióra.
„Rok Małpy” to poetycki,
samoświadomy, zapis godzenia się z kolejami losu. Z koleinami
życia.
I może wcale nie chodzi tu tylko o… „wilgoć”, o
wodę. Może to stonowana walka trzech żywiołów; wody, ognia i
powietrza.
Podczas czytania wcale nie słuchałem
płyt Patti Smith. A słucham zawsze, gdy czytam. W tle
były skrzypce, pluski, gwar, egzotyka ducha z płyt Anny Phoebe.
Dziwny wybór? Jakoś mi się klei, dopełnia.
„Rok
Małpy”: poczucie humoru i głęboka refleksja, nad życiem i
przemijaniem – tak mówi wydawca o tej książce. Słowami można
żonglować, ale tak. Tak. To jest napisane z jajem, refleksyjnie i o
czym ma być jak nie o przemijaniu, jak nie o życiu?!
I
dalej – spojler:
„W centrum swojej narracji Smith umieszcza
wspomnienia i senne marzenia o miejscach, ludziach oraz małych,
ważnych chwilach. Swoją podróż przez bezdroża jawy i snu zaczyna
od Motelu, gdzie po drugiej stronie korytarza miał znajdować
się Sandy Pearlman. Ten amerykański producent
muzyczny, kierownik artystyczny, dziennikarz i krytyk znał się
z Patti Smith od dziesięcioleci, w tym jednak okresie
dochodził już do kresu swojego doczesnego życia. Tuż przed nowym
rokiem znaleziono go nieprzytomnego na parkingu, a ostatnie tchnienie
wydał 26 lipca. Jego sylwetka będzie często powracać w
reminiscencjach autorki, a sam proces powolnego żegnania się dwójki
przyjaciół, będzie jednym z bardziej poruszających wątków tego
niewielkiego dzieła”.
I jeszcze, i bardzo jeszcze
Roberta Bolaño. I Sam Shepard.
Dla
niej i dla nich; dla siebie Warto Przeczytać Rok Małpy.
*Tytuł
to fraza z piosenki About A Boy