Trylogia mistrzowska


 

Kalendarz wieczności. Wasyl Machno. Przekład: Bohdan Zadura. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021.

„Kalendarz wieczności” – faktura tekstu dawnego. Fale dygresji stanowią o sile tej epiki. Trzy książki w jednej.
Nawet na moment nie można stracić czujności, bo Wasyl Machno (niby) porzuca wątki, a potem – niczym taranem – przywołuje fakty, które miały miejsce sto stron wcześniej.


Gęste to jak stare polskie lasy. Profuzja dziejów Europy. Koncentracja na kawałku Ziemi i historii kilku rodów.
Szalone, niepohamowane, zwariowane i osobiste pisanie.

Refleksja poboczna, a jednak istotna: praca tłumacza i redaktorek nad tym tekstem była katorżnicza. Bo to jest narracja, która nie mieści się ramach, wyłazi z obrazu.
Zatem wielkie ukłony dla duetu:
Heleny Kamińskiej i Elżbiety Brzozowskiej i sowite pokłony wobec Bohdana Zadury.

„Kalendarz wieczności” jest nominowany do Angelusa. Słusznie! Może nawet zdobędzie nagrodę?! To książka, która nie zdarza się co dzień. To kopia (po trochu) pozytywistycznego bajania. To także odwołanie do renesansu. I Tomasz Mann tu jest…
Zdarzyło się (teraz) i wydarzyło (w przybliżeniu) w 1672 roku na Salamandrowej Ziemi i w 1916 roku w kuchni polowej oraz 1945 roku w pociągu.

„Ostatnią noc w pociągu, skierowanym na ślepy tor przed przyjazdem do Dżuryna, Jurij Mehamet dobrze zapamiętał. Stacja kolejowa w Buczaczu była na wzgórzu, a miasto w dole, poryte głębokimi jarami, przypominającymi tarasy. Po kilku dniach podróży skład miał postój w Buczaczu. Z wagonów dymiło. Dym sączył się przez szpary” – tak zaczyna się rozdział „Przesiedleńcy”.
Cytuję, by pokazać, z czym to się je. Z opisami, z rozwlekłą narracją pełną odnóży, ale przede wszystkim z najeżonymi, przez ponad pięćset stron, dygresjami.
Wtręty, wykręty, zakręty. Literacki step, a raczej busz.
Szeroki po horyzont. Spoistość roślinności. Uwikłanie i rozgałęzienie ludzi pojedynczych i całych rodów.
A w tle żydowski Mesjasz. Sabataj Cwi.

„Ta ziemia przypomina salamandrę w ogniu”
Ewlija Czelebi (1611–1682)


Słowo od wydawcy:
«"Kalendarz wieczności" - najnowsza powieść Wasyla Machny, ukraińskiego poety, prozaika, eseisty, tłumacza (m.in. utworów Zbigniewa Herberta i Janusza Szubera), to zawierająca elementy mistyczne i mitologiczne opowieść rozpięta między wiekiem XVII i czasami współczesnymi, sięgająca od Stambułu po Galicję (na której zimnowojenny podział i epoka ZSRR odcisnęły swoją koszmarną pieczęć). W książce autor łączy trzy przestrzenie czasowe, tworząc nietypową powieść historyczną, w której historia ma postać nielinearną, gdyż - jak sam mówi - wszyscy jesteśmy zakotwiczeni w kalendarzu wieczności, nasze życie jest takim kalendarzem, niezależnie od epoki.«

Ważne w tym „promocyjnym” fragmencie jest umocowanie autora. Nie tylko dlatego, że to ukraiński twórca (emigracyjny?!), ale przede wszystkim, że „Poeta – Eseista”.
Instrumenty poezji i eseistyki są wykorzystane w fabule. Nie jest to nachalne, ale jednak widoczne. Natomiast istotą rzeczy jest WIEDZA. Bo można bajać, zmyślać się i domyślać, ale nasz autor osadza swoje historie w rzeczywistych fragmentach historii Europy.
Mamy globalne nastawienie i bardzo lokalne ujęcie spraw, które poruszają świat ku przepaści, ku zmianie.
W tym ujęciu warto sięgnąć do tomu esejów Wasyla Machny.
Express "Venezia" wydał w Polsce Instytut Mikołowski, także w przekładzie Bohdana Zadury, świetnego zresztą poety.

W trakcie czytania dopadły mnie dwa nazwiska.
Wiesław Myśliwski (zwłaszcza z „Pałacem”) i Maciej Płaza.
Jestem ciekaw zwłaszcza opinii Macieja. Czy czytał, czy poczuł, czy trafił go „Kalendarz wieczności”?
Moja przypadłość skojarzeniowa nie jest prostacka. Bo i Myśliwski, i Płaza piszą inaczej niż Wasyl Machno, a jednak (o, paradoksie!) tak samo…
Uwikłania, powikłania, gęstwina.

Czytałem „Kalendarz” na raty. Nie da się tego pochłonąć w dzień. Nie sposób nadążyć za wydarzeniami, zdarzeniami. Za autorem i jego bohaterami, a jest ich bez liku.
Mój ulubiony to Hryć Barewycz (i jego ród).
Kontrowersyjny celnik, ale jego losy najlepiej oddają złożoność czasów i pokrętność fabuły.
Za Myśliwskim: „Bóg na wsi nie jest ważniejszy od ziemi, bo On odpuści, a ziemia nie.” - ta prawda w tej narracji ewaluuje. Bo religie są tu wszelakie, a tereny niemal wciąż te same, mimo że rozległe, które co rusz zmieniają właścicieli.
Albo za Płazą: „Za każdą zasłoną, złuszczoną, zdrapaną, kolejna, a co na końcu, wszyscy wiemy. To nie koniec jest ciekawy, tylko początek”.
TYLKO, że w książce ukraińskiego pisarza koniec z początkiem się miesza, zaciera. Niemal wszystko się przelewa.

Epopeją narodową jest „Pan Tadeusz”, ale i „Kalendarz wieczności” zasługuje na to miano.
Dla poparcia tezy i wyjaśnienia wątpliwości słowa aż z roku 1923. Autor
Ryszard Ganszyniec:
„Jak przy każdym gatunku literackim, tak też przy epopei musimy odróżniać podstawy naturalne i ich artystyczne wykończenie, formy embrjonalne i formy zupełnie już rozwinięte, pomiędzy któremi może znajdować się wiele form pośrednich, wskutek czego punkt, przy którym mówimy o epopei, jest przez nas wybrany dowolnie. Wobec tego nie powinno nikogo dziwić — Powstanie epopei.
To, że tyle niejasności panuje zarówno co do formy tej poezji, jak również co do jej początku. Ponieważ z dawnych czasów nie zachowały się poszczególne stopnie tego rozwoju, podobnie jak w naturze nie zachowały się poszczególne człony procesu rozwojowego, na końcu którego stoi człowiek, przeto jesteśmy w tym względzie skazani na badanie porównawcze i wnioski”.

Opowieść Wasyla Machny to fascynująca podróż, która w swoim zamierzonym, literackim bałaganie, pokazuje, że i dzisiaj wszystko jest płynne. Ludzka obłuda, polityczna głupota i przyrodnicza nachalność.
Napisanie takie fabuły nie jest awangardową zagrywką. Nie tędy droga. Pisarz mozolnie i z uporem „potwierdza” swój pomysł i talent.
Warto przyjrzeć się rzeczywistości przedstawionej w utworze. A obok niech leżą książki historyczne, poetyckie, eseje i próby fabularne.
W tej malignie odnajdziemy sedno opowieści: pochwałę wobec Małej Ojczyzny, ale i hipokryzję tego terminu.
Najważniejsza jest ziemia. Ludzie. Nie bóg i jego namiestnicy.

I tak jest też w innych publikacjach pisarza. Pod koniec 2015 roku ukazała się w Polsce książka wydana przez lubelski „Akcent”, pod tytułem
„Listy i powietrze. Opowiadania pograniczne”, w przekładzie (oczywiście) Bohdana Zadury.
Przeczytajcie! Ja kupiłem z drugiej ręki.
W związku z wydaniem książki autor odpowiadał na pytania.
Mariana Kril (Kultura enter) pytała:

- Czyli to są retrospekcje…


Te wyrażenia pojawiają się podświadomie, szczególnie przy odpowiedniej tematyce wiersza lub utworu. To ciekawy proces. Jestem bardzo wdzięczny losowi, że moje dzieciństwo upłynęło na wsi. Tak się złożyło, że kiedy moi rodzice się rozwiedli, nie mieli co ze mną zrobić i oddali mnie do dziadków. Pamiętam ze wsi ludzi, którzy żyli jeszcze za austriackich i polskich czasów i używali słów z różnych języków. Te wyrazy przychodzą teraz do mnie, gdy tworzę. Zamknięta jest w nich pamięć o przeszłości, nie tylko zresztą mojej, przez te wyrażenia przebijają doświadczenia poprzednich pokoleń.
Ten wyimek z rozmowy jest wyrwany z kontekstu, ale ukazuje zasadność pisarstwa Wasyla Machny. Jego uwikłania w przeszłość. W jego umiejętność żonglowania językiem. Bo sposób napisania tej trylogii zasługuje za ogromny szacunek.


Zachęcam też do rozmowy z twórcą na portalu https://czwartemiejsce.com/. Tam padają ważne słowa o relacji z tłumaczem. Cytuję:


- Porozmawiajmy o Twoich polskich przyjaźniach. Od wielu lat pozostajesz w ścisłym kontakcie z Bohdanem Zadurą. Jak zaczęła się wasza znajomość?


Spotkaliśmy się w Krzemieńcu w roku 1999 z okazji obchodów Roku Juliusza Słowackiego. Każdy z nas był w delegacji swojego kraju. Zaczęliśmy rozmawiać, dałem mu jakieś swoje książki, a po jakimś czasie on zawiadomił mnie, że moje wiersze ukażą się w “Akcencie”, w jego przekładzie. I to było dla mnie bardzo ważne, ale też pakowałem się wówczas, miałem opuszczać Ukrainę. Po jakimś czasie odnowiłem znajomość z nim poprzez Internet, Bogdan zdaje się nie wiedział za bardzo, gdzie się podziałem. Potem napisałem wiersz, który ukazał się na rozkładówce “Przeglądu Polskiego”, zatytułowałem go “Nowojorska kartka do Bohdana Zadury”. Z jakiegoś powodu było dla mnie niezwykle ważne prowadzenie tego dialogu i to nie z jakimś ukraińskim poetą, ale właśnie z Zadurą. Napisałem ten tekst jako propozycję dialogu, chcąc usłyszeć inny głos, głos z Europy. Bardzo mi wtedy tego brakowało. Myślę, że te nasze wiersze stworzyły pewien metatekst, będący mostem między nami. Jesteśmy teraz w stałym, niemal codziennym kontakcie, poprzez email, ale widujemy się nieczęsto. Ostatni raz spotkaliśmy się na festiwalu poetyckim Port Wrocław, zorganizowanym przez Biuro Literackie, które wydało moje “34 wiersze o Nowym Jorku”. Zadura jest prawdopodobnie największym promotorem poezji ukraińskiej w Polsce. Jego antologia “Wiersze zawsze są wolne” miała przed miesiącem wznowienie. Nie widzę w żadnym innym kraju takiego przyjaciela i promotora literatury ukraińskiej, jakim jest Zadura. Cieszę się z tej przyjaźni niezmiernie.
(14 maja 2021 roku - https://czwartemiejsce.com/2021/05/14/poeta-na-emigracji/#more-1465)


A TŁUMACZ MÓWI TAK:
,,Pisarstwu Wasyla Machny towarzyszę od dwudziestu lat. Wasyla poznałem tuż przed jego wyjazdem z Tarnopola do Nowego Jorku, gdzie mieszka do dzisiaj. Znając, ceniąc i tłumacząc jego wiersze, eseje, i opowiadania, wiem, że do Kalendarza wieczności (być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy) przygotowywał się od dawna, gdy pisał to, co pisał, i jeździł tam, gdzie jeździł (choćby na festiwal poetycki do Stambułu). A jednak ta powieść jest zaskoczeniem ‒ ktoś napisał, nie było takiej jeszcze w literaturze ukraińskiej, ktoś inny nazwał ją ukraińskimi Buddenbrookami. Ukrywając - niemal do końca — swoje prywatne związki ze skrawkiem ziemi między Czortkowem, Jazłowcem, Mytnicą - udało się autorowi w Kalendarzu wieczności przedstawić epicki fresk, ukazujący losy przedstawicieli wielu rodzin, narodów, imperiów (od osmańskiego po radzieckie), napisać wzruszającą, ekumeniczną i uniwersalną w duchu książkę, w której jego wrażliwość jako poety daje o sobie znać w bardzo dyskretny, a jednak niezwykle istotny sposób".
(Bohdan Zadura)


Powracając do „Kalendarza wieczności” – przyznaję, nie da się tego streścić, to trzeba przeżyć. Tego należy doświadczyć. To powinno trafić do Waszych księgozbiorów.


10/10


@ZDJĘCIE -https://www.instytutmikolowski.pl/autor/wasyl-machno


popularne