Ale (nie)obecność




Przystanek kosmos. Tomasz Dalasiński. Wydawnictwo FORMA, Szczecin, Bezrzecze 2022, Seria KWADRAT

Ideą prozy jest… wciąganie czytelnika, zaciąganie go na skraj percepcji. W poezji można ględzić bez składu i ładu i jakoś to będzie…
Oczywiście spłaszczam. Oczywiście (trochę) bredzę, a robię to dlatego, że Tomasz Dalasiński, którego twórczość poetycką cenię, w prozie mnie zwodzi, z rzadka uwodzi.

W swoich opowiadaniach kaleczy język i ducha. Nowele, które składają się na tom „Przystanek kosmos”, na pewno nie są kresem możliwości autora. Są raczej prowokacyjnym marudzeniem mężczyzny, który nie chce dorosnąć. A jego bohaterowie nie potrafią wytrzeźwieć.

Dalasiński pełnym garściami czerpie z pisania Marka Nowakowskiego, Ireneusza Iredyńskiego. Dobre przykłady, ale chyba już się wyczerpało to ciągłe obchodzenie wsi i miasteczek, by zagadać czytelnika, by się z nim wspólnie napić oparami wszędobylskiej wódy!

Autorowi nie brakuje ironii i autoironii, ale jako doktor nauk humanistycznych i twórca (niezłej) publikacji zatytułowanej „Metaautoironia jako język podmiotu” – mógłby być bardziej sarkastyczny. Jest jak Jan Himilsbach (aktor – nie pisarz) chodzący po ruderach Ziemi, gdzie puste flaszki, puści ludzie i żałość nad żałościami.

W tych obrazkach sporo jest szarości, bo nasz twórca korzysta wyłącznie z dwóch kolorów: z czarnego i białego.
Sporo lipca w tych kawałkach, a wieje chłodem po całości. Ta książka powinna zwać się „Śnieg”. Nie, że zima, że biało, że chlapa i mróz. Nie!
Na stronie 55. mamy opowiadanie tak właśnie zatytułowane – ono jest busolą całości. „Śnieg” plus „But” oraz „Nożem”. Trójkąt Bermudzki.
Czyli ...w jednym bucie, po śniegu z nożem w dłoni – to jest sentencja, sekwencja powtarzająca się do bólu. Mantra opowiadacza.
Do tego koniecznie należy dodać tanią „berbeluchę” (wódę). Ona aż wylewa się z trzewi i z kart tomu.

Ideą prozy jest stawianie granic. Umownych, ale jednak. W poezji – hulaj duszo, piekła nie ma. Ekstremum nie istnieje.
Oczywiście o umowności granicy – myślę jako bibliofil, nałogowy wyżeracz – ale lubię, a nawet cenię, gdy pisarz lawiruje, a jednak trzyma się założonego planu. Zatem „gdzieś” istnieje linia podziału, która wykazuje, że w malignie słów, pisarz ma nam coś do przekazania wprost. Może to być „WPROST” ukryte, zakryte i schowane, ale jednak. W moim odbiorze – Tomasz Dalasiński – nie zaciera granicy między prozą i poezją. A przez to staje się niejednoznaczny!
To nie jest wada, ale chciałem ocenić, przyswoić pracę prozaika, a nie umęczonego, znanego szerszej publiczności poety.
Przystanek Kosmos” na pisał wierszokleta (bez urazy!).


Bardzo lubię utwór „INSTRUMENTY”, który jest niezłym dopełnieniem dla tej poszarpanej prozy. Nie stoi w kontrze. Ziarnko w makowej masie. Dopisek. Dopełnienie. Uzupełnienie…

Lekki jak mgła nad miastem, jak śnieg na poduszce
strach przed smakiem jej ciała, które jednak bardziej
zbliża się niż oddala. Czy właśnie od niego
zaczynasz odmierzanie czasu jak czułości
narzędzi, instrumentów, czy to właśnie przez nie
przepływa ta muzyka, której nikt nie słyszy,
to powietrze zajęte zapachem pościeli,
ta choroba, po której pozostaje miłość
albo śmierć, albo oba słowa jednocześnie?


Maciej Libich na okładce napisał jedno zdanie: „W tych trzydziestu króciutkich prozach Dalasińskiemu udaje się zamknąć cały świat”.
Nie czytałem dawno większych farmazonów. Libich niby zagłaskuje, ale tak naprawdę jest chłodny, obojętny wobec tej twórczości.
Takie zdanie – dla kolegi, dla wroga - ?!

To się ma nijak do rzeczywistości. Dalasiński wcale nie zamierzał „zamykać” świata, a zwłaszcza całego. On go otwiera! I też nie wszystek.

Ale po kolei:

Pisarz pisze w pierwszej osobie. Często jest (po prostu) Tomkiem. Małym, podrośniętym, wyrośniętym. Wędruje po krainach dzieciństwa i obrzeżach świadomości. Coś na jawie, szczypta snu. Zapomniane zdarzenia, wyimaginowane powtórzenia.
Miałem zamiar – myśląc o swoim tekście – streścić każdy z kawałków - ale byłby to spoiler przesadny, skoro książka jest skromna, bo liczy zaledwie sto stron.
Ale wymienię teksty przekonywające i te, które mnie (delikatnie mówiąc) rozczarowały.

Plusy:
Na pewno „Śnieg”. Niemal Hłasko, zaiste, że Nowakowski i Iredyński. Człowiek, który się zgubił, na moment się odnajduje, a jednak znając swój (za)kres, postanawia powtórzyć drogę ku ziemiance, ku jamie, ku wyrwie w ziemi. Podąża w znaną samotnię. Depresyjny dzień świstaka. Jednak nie komediowy, lecz psychotyczny.

But” jest wręcz prostackim tekstem. Naiwnym. ALE TO WŁAŚNIE JEGO SIŁA. Bo to pozory. Przedmioty znajdowane, porzucone, wyrzucone – może one kiedyś już były nasze? Może niosą zapach, woń człowieka, którego dotknęliśmy, minęliśmy? Bardzo dobry tekst!

Nożem” kroimy chleb! Nożem zabijamy ochoty i ciągoty. Jego czubkiem wiercimy (sobie i innym) w głowie małe dziurki. Lufciki zbrodni – to moja interpretacja, a Wy nie pomińcie tego tekstu!

Krzesło” – kolejny PRZEDMIOT. Ważny! Mam słabość do wszystkich krzeseł tego świata i historii związanych z ich powstawaniem, zasiedzeniem i właścicielami oraz stwórcami. Zatem bardzo ujął mnie ten tekst. Brawo!

Jako dodatek do jednego buta, do krzesła i noża, przytaczam oto takie wydarzenie:
(JAKŻE ISTOTNE dla odbioru prozy Tomasza Dalasińskiego).

(Nie)obecność
Dwie czarne marynarki wiszą po przeciwnych stronach doskonale symetrycznego stołu osadzonego na jednej nodze. Przed każdym z ubrań stoi pusta szklanka. Na jednej widać ślady czerwonej szminki. Druga to lekko wyszczerbiony, firmowy kielich, w jakim zwykle podaje się piwo. Ta instalacja poznańskiego artysty Mariusza Kruka jest pozbawiona tytułu. W szklankach nie ma napojów, a płótnom marynarek brak ciał kobiety i mężczyzny, którzy jeszcze niedawno musieli siedzieć przy stole. Znaczeniem wszystkich rzeczy budujących dzieło jest pustka, brak i nieobecność. Istnieją one w zasadzie po to, aby mówić o tym, czego nie ma”.

Minusy:
Zbyt wile pisarskiego Nikifora w tym oszczędnym ględzeniu. Za dużo naiwności, za mało sprytu i zaskoczenia.
Takie teksty jak tytułowy „Przystanek kosmos”, „Szeptun” czy „#byłem” są rozpisane bez zagadki, bez tajemnicy. Niebezpieczna kawa na ławę. Nie przekonuje mnie TO.

Reasumpcja:
Nie spodziewałem się Kosmosu, ale liczyłem na więcej. Na wyprawę po ziemskich padołach, które mnie wciągną, zaciągną, uwiodą. Nie dostałem tego.
Jednakże nie narzekajmy! Moje biadolenie jest pokrętne, bo nie żałuję czasu spędzonego z książką.
Zwłaszcza że przeczytałem ją kilka razy! (dwa, znaczy się) :)

7/10


@zdjęcie
https://opt-art.net/helikopter/4-2022/tomasz-dalasinski-trzy-krotkie-opowiadania/

popularne