Chaos bluszczu



Historia syna. Marie-Hélène Lafon. Tłumaczenie Agata Kozak. Wydawnictwo Literackie, 2022.

Dzisiaj trochę inna porcja refleksji, po przeczytaniu książki o sentymentach, potrzebie uważności, o życiu spędzonym na poszukiwaniach bliskości i czułości. O pokoleniach tajemnicy, obłudy, ale i bolącej szczerości.
Męczy mnie pisanie wciąż tak samo, podobnie, bo czytam tak wiele, że wszystko się zalewa. Zatem ten tekst jest porwany jak scenopis… (wstępna jego wersja).


„Historia syna”, powieść wyróżniona Nagrodą Renaudot oraz Międzynarodową Nagrodą Literacką Kulturhuset Stadsteatern. 180 000 sprzedanych egzemplarzy.
Zadziwiający jest ten sukces rynkowy, bo nie czyta się tego łatwo. Krótkie To, a gęste jak dwunastogodzinny sen.

Film


Gdybym o czymkolwiek decydował, natychmiast zleciłbym adaptację tej książki. Niech „Historię syna” nakręci kilku reżyserów. I Polański, i Tarantino, i Almodóvar, Allen oraz Lars von Trier.

A teraz wtręt (zasadny):

„Większość tekstów (refleksji) na temat związków filmu i literatury akcentuje się na ogół wpływ utworów literackich na dzieła filmowe, zwłaszcza w kontekście zagadnień dotyczących ekranizacji i adaptacji. Stosunkowo rzadko natomiast mówi się o zależnościach odwrotnych, mimo że egzemplifikacje tego typu relacji dostrzegano już od początków istnienia sztuki filmowej. Dla przykładu Borys Eichenbaum, przedstawiciel rosyjskiej szkoły formalnej, widział w kinie sprzymierzeńca w walce o nową literaturę, którą traktował jako „kino surowe” i szukał w niej potencjału myślenia filmowego. Podobnie Karol Irzykowski. W utworach literackich nawet tych powstałych w epoce przedfilmowej, dostrzega piętno „iście fotogeniczne” (Maria Malczewskiego, Ludzie bezdomni Żeromskiego, Nędznicy Hugo, Nana Zoli, Iliada Homera itd.).
Stwierdza jednocześnie, że Lessing, oddzielając poezję od malarstwa, popchnął ją w kierunku kina. „Z rad Lessinga skorzystali Goethe i Schiller: znana jest iście kinowa scena z Nurka Schillerowskiego, gdzie najpierw z toni wynurza się ramię prujące wodę, potem biały kark nurka, a później ręka jego wznosi radośnie puchar królewski wydobyty z jej otchłani”.
W późniejszym okresie, mimo wyraźnych tendencji do zachowania swoistości i hermetyczności poszczególnych dziedzin sztuki, ten sposób myślenia nie stracił swoich zwolenników. André Bazin doceniał wkład kina w odnowienie warsztatu literackiego pisarzy, Jan Białostocki natomiast odnosił tę problematykę do sztuk wizualnych w ogóle […]”
(Wojciech Otto, O filmowości literatury)

A teraz książka…

„Historia syna”; bo każdy ma prawo do opowieści!
Uregulowanie to ukochane słowo babci, to znienawidzona fraza pisarki. Wszystko tu się plącze. Pnącza winorośli łatwiej rozplątać. To historia porasta mury, godziny, familie, sny i wyobrażenia. Bluszcz zdarzeń i wydarzeń. A jednak pozorny, pamiętnikarski spokój. Przezroczyste rozpisanie. A jednak pełne głębi i zawirowań. Bałagan literacki i rozgardiasz zdarzeń i wydarzeń.
Saga pozorowanego szczęścia. Tu tylko „słowa poprawiają sytuację".
Ochoty, pragnienia i żale... Naczynia krwionośne. Naczynia połączone. Naczynia żaroodporne.
Ojciec! „Skoro ma nieznanego ojca, sam jest nieznanym synem”.
Tumult przybranej, dobranej rodziny. Chwiejna kompozycja.
Brak odpowiedniej swobody. Rozbiory gramatyczne, fizycznie, a przede wszystkim duchowe.

Marie-Hélène Lafon wiedzie swojego bohatera i nas na manowce.
Pisarka składa z powidoków całe tabele wyjątków. Podobnie jak pewien nauczyciel, przypadkowy statysta opowieści.
I rymowanki. To taka gra z Helene... To taka zabawa w życie.
I przed wojną. I po wojnie. Najpierw, że kuzynki żywiołowe, a potem wszystko jakoś pędzi niezgodnie z planem. Według programu diabła.
A w tle ochoty, pragnienia, pożądanie. "Ręce Paula czynią cuda".
I „Paul nie zna niczyjej daty urodzenia poza matką" a "Georges nie brał udziału w tym tańcu, nie dla niego były te wygibasy".
Nie ma niby nic w tej historii, nic odkrywczego, zupełnie nowego, jednakże ten pisarski ton pociąga i wciąga.
Dlaczego? Bo mam jak Gabrielle, która nie ufa przeszłości. Broni się przed nią. Bo przeszłość jest pokrewna z wyrzutami sumienia, tęsknotami, smakiem zimnego żelaza, jaki mają stracone okazje. I jeszcze ta fala straconych złudzeń. Ale czytać o przeszłości WARTO!
Schron rodzinnego kokonu nie pomaga. Jest zbyt ciasny, zużyty. A czy alkohol i zajadłe cygaro są dobrym towarzystwem?

Pantomimy ciąg dalszy. Literacka cisza przy użyciu tysięcy słów.
Autorka pozostaje na swoim miejscu. Pisze, opisuje, a jej gromadka gra, nawet wówczas, gdy czują się znudzeni i spłowiałe są ich czyny. Życie trwa. Opowieść płynie.
Rozbrykane towarzystwo. A śmierci (niektóre) bez ornamentów. W nocy, bez porannej pobudki.
A w tle też momenty milczenia, wyniosłości, pogardy i granat odbezpieczony przy stole weselnym...
Ruiny domu wakacyjnego. Katastrofa budowlana w relacjach. Imprezy, imiona, nazwiska, a przede wszystkim Daty. Jak znamiona jak blizny.
„Macanie ziemi", przyglądanie się dzieciństwu, dojrzewaniu, dorosłości, starości.
Uderzenia pioruna, otchłań zapomnianej wiosny.
Wakacje i święta; pozór wspólnoty. Nie tylko babka cierpi na zaćmę.
Śmierć uwalnia nas od tajemnicy. A na jarmarku jak w kalejdoskopie, tysiące świecidełek; pozór szczęścia. Film się zacina, ma czkawkę.
Szarozielone oczy Andre, oczy jak ocean...

Tym tekstem można bawić się w nieskończoność. Poezja prozy! I Paryż. To terytorium Gabrielle i duchów. Paryż to pole minowe.
A w piątek 28 kwietnia 2008 roku Chanterelle szuka, odnajduje ślady i tropy, siedząc za kierownicą wynajętego samochodu.

I tak dalej i dalej, aż do finału.

„Jutro rano Antoine pójdzie z Laurence na cmentarz, staną przy grobie jego rodziców, leżących ramię w ramię. W pewnym momencie Laurence zostawi go samego, będzie chodzić po pustych alejkach w ten swój charakterystyczny sposób, przez który zawsze sprawia wrażenie, że jest na spacerze, i będzie na niego czekać. Antoine porozmawia z ojcem, z matką; nawet na drugim końcu świata, żeby nie zgubić wątku, czasem rozmawia ze swoimi umarły mi, zwłaszcza z matką. Potwierdzi ojcu to, co tamten już wiedział, że Chanterelle jest położonym na górze królestwem, gdzie drzewa są wysokie, a widok ciągnie się daleko; będzie też mógł mu powiedzieć, że od tej pory w Chanterelle wiedzą, że André Léoty, syn Paula Lachalme’a i Gabrielle Léoty, był na tym świecie i będą o nim pamiętać”.

Tak rzecze Wydawca…


„W oszczędnym, trzeźwym stylu Marie-Hélène Lafon snuje opowieść o nieślubnym synu, nieobecnej matce i nieznanym ojcu. Choć chłopiec odnajdzie szczęście w przybranej rodzinie, potrzeba będzie kilku pokoleń, aby złamać szyfr i poskładać w całość historię złożoną z ułamków biografii, przemilczeń, niepamięci i traum. Jak ważne są więzy krwi? Na czym polega ojcostwo? Czy możliwe jest pojednanie?

Ta miniaturowa saga rodzinna, w której każde słowo zostało z uwagą dobrane, a każda fraza pieczołowicie wycyzelowana, potwierdza wyjątkowe miejsce, jakie Marie-Hélène Lafon zajmuje dziś w europejskim krajobrazie literackim”.

A *Marie-Hélène Lafon to autorka kilkunastu powieści, laureatka kilku nagród, w tym Prix Renaudot. Powieść – Joseph – była nominowana do Prix Femina. Jest absolwentką Sorbony, uczy języka francuskiego, łaciny i greki w liceum pod Paryżem. Większość jej powieści rozgrywa się w regionie Cantal — jej rodzinnych stronach.

Kogel mogel


We współczesnej genologii literackiej łatwo dostrzec dwa podstawowe bieguny: genologię tradycyjną, której przedstawiciele bronią raczej wyraźnych granic poszczególnych gatunków, oraz zwolenników opisu gatunku ujmowanego jako płynna, rozmyta kategoria. Warto wspomnieć choćby powieść graficzną czy powieść kryminalną, która z kolei rozgałęzia się, tworząc kolejne pododmiany gatunkowe. (Anna Zatora).

„Historia syna” jest bałaganem życia, sagą, która chce być uporządkowana, ale bóg lub ktoś inny chciał inaczej.
A pisarka opisała to filmowo. Czasami chaotycznie. Momentami nudno. Na pewno poetycko.
Nie żałuję tych (kilku) godzin z „Historią syna”.

7,5/10

popularne