Teraz jest inaczej
5,
Łukasz Kamiński. Wydawnictwo JanKa, Pruszków 2024.
7/10
Wszyscy
w Tatry! W góry, z nieoczywistym przewodnikiem Łukasza
Kamińskiego!
Poeta,
którego cenię za przenikliwość i plastyczność, zaskoczył mnie
do bólu. Ambaras polega na tym, że jestem zupełnie skonfundowany
po lekturze „Piątki”.
Z
jednej strony doceniam rozpisanie górskich ciekawostek, a z drugiej
irytuję mnie (i to bardzo) styl tej publikacji. Publicystyka z
domieszką literackiego zacięcia.
Górski
przewodnik nie może się zdecydować czy pisze dla ludu, czy w jego
imieniu, bo pisanie „ja” i „my” jest pewnego rodzaju
dziwolągiem. Chyba że „my” to autor i czart...? Diabeł to
najsympatyczniejsza postać tej fabuły. Jest inny niż wyobrażone
zło. Prezentuje nieoczywistą empatię; wobec autora, bohaterów i
historii.
Chciałbym
mieć za pomagiera takiego Antychrysta.
(Mój)
problem polega (chyba) na tym, że Łukasz Kamiński kompletnie mnie
zaskoczył. To, że lubi wędrować; poznawać (szczegółowo) nowe
(i stare) miejsca, to żadne novum, ale żeby aż tak? Aby odjeść
od poezji, od prozy poetyckiej i napisać (sprawny) bedeker?
Podziw
miesza się z rozdrażnieniem...
W
portfolio literackim można mieć różnorodne próby dotarcia do
czytelnika, jednak jeśli tak, to dlaczego autor zachował tytułową
chronologię? Dlaczego po poetyckich „1”, „2”, „3” i „4”
— „Piątka” stoi w równym szeregu dorobku literackiego Łukasza
Kamińskiego?
Wolna
wola. Cenię indywidualizm, zatem koniec (przeciągającego się)
marudzenia.
Książkę
można czytać po kolei, zgodnie z numeracją, ale nic zdrożnego się
dzieje, gdy wybierzemy drogę wędrowca, który otwiera lekturę na
dowolnej stronie i przyswaja sobie tyrady autora.
Na
stronie 150. Łukasz Kamiński wspomina o lomografii. Dla mnie –
człowieka, który zrobił dziesiątki tysięcy zdjęć analogowych,
to niezły kąsek. Autor zdradza fascynację tą techniką
fotograficzną; niedoskonałością obrazu, wieloraką interpretacją
przekazu. Zdradza też, że sam zaczął „pstrykać”. Że zrobił
jeden album, w planach ma kolejne. Pytanie: - dlaczego tych zdjęć
nie ma w książce?
„Podoba
mi się myśl Andrzeja Muszyńskiego (piszę Kamiński), by pracą
zarabiać na pisanie. Trudno bowiem traktować poezję komercyjnie
[...]”. Czy dlatego „5” jest przewodnikiem, a nie liryczną
opowieścią o górach. Kafka,
Tetmajer, Tischner czy wielu innych bohaterów tej książki,
występują tutaj jako statyści, a mogli się (przecież) stać
podmiotami lirycznymi...
Są
frazy, które chwytają za serce, które się zapamiętuje, ale w tym
natłoku informacji podawanych topograficznie, jest też sporo
gazetowych kalek, które osobiście drażnią, a przede wszystkim
dziwią. Czy na przykład bezmyślne palenie papierosów przez
turystów (i górali) musiało zostać podane tak hasłowo? Takich
wyprawek w tej publikacji jest więcej, ale jest też sporo momentów,
które przekonują na tyle, że chciałoby się spakować plecak i
czym prędzej pojechać w polskie góry.
Zaczyna
się od osobistej (i wzruszającej) dedykacji: „w wieku pięciu lat
zdobyłem Kasprowy Wierch dzięki Rodzicom, którym dedykuję
książkę”. Z takim przesłaniem trudno dyskutować; nie tylko
dlatego, że jest ujmujące, ale bezpośredni adresaci książki
stają się też jej patronami. To przesłanie wiele
tłumaczy. Na przykład skąd w tej fabule takie nagromadzanie
szczegółów, które jednak nie są „rozpisywane”, lecz tylko
wzmiankowane. Stają się pretekstem do odwiedzenia kolejnego
miejsca. To jakby oprowadzać kogoś po mieszkaniu i mówić: „to
jadalnia, przy tym stole siedział Lech Wałęsa”. To jakby
wprowadzać dziecko w życie i przestrzegać go: „to jest
piekarnik, można się oparzyć; a to jest okno, przez
które widać
cały świat”...
Podobają
mi się autorskie odskoczenie Łukasza Kamińskiego. Na stronie 138.
zdradza, że ma pomysł na grę w stylu GTA. „Z dużą planszą i
swobodą gracza. Obszarem byłyby Tatry […]”. I zdradza nam
ten pomysł, gdy wędrujemy do Zbójnickiej Chaty. Ten moment
(pomysł) bardziej mnie rozgrzewa niż przywoływane z licznych
podręczników historie i przypowieści. Serio!
Chociaż
„Piątka” może stać się przyczynkiem do poszukiwań, zarówno
literackich, jak i historycznych. Wskazówek tu bez liku.
Mnogość
nazwisk zniewala. Ludzie, którzy pokochali Tatry, są tutaj obecni,
jak duchy. Wędrują z nami po miejscach, które opisuje Łukasz
Kamiński. Czasami z literackim sprytem, lecz częściej z
publicystyczną emfazą.
„Tatry
mają powierzchnię Nowego Jorku”. Zastanawia mnie obszar...
kontynuacji tej publikacji. Czy możliwe jest, by Łukasz Kamiński
oddał nam, w kolejnej książce, samego siebie? Zagubionego i
poetyckiego, a nie tak uporządkowanego, tak udającego
dziennikarza...
Mogłoby
się zaczynać tak, jak na stronie 107: „Niedawno turyści
pstrykali zdjęcia krokusom, dziś nie ma nikogo”.