W gąszczu czasu
„Czerwony
Młoteczek”, Dorota Kotas. Wydawnictwo Cyranka, Warszawa
2023.
6/10
Na
„terytorium” Doroty Kotas, kto „jest u siebie”? Kryptonim
„Czerwony Młoteczek” to blogosfera, podobnie jak wcześniejsze
książki tej autorki, pisarka użala się i jest to wynik choroby,
ale przede wszystkim jest to dublowanie samej siebie; ja rzeczywista
i ja wygadana, rozgadana, wściekła.
Ja,
ty, oni.
Dawno
nie słuchałem audiobooków, położyłem też własny podcast,
a Dorota Kotas wyrzuca z siebie złość, powtarzalność opisów
błahych wydarzeń, to jest To, co mnie przekonuje (np. strona 66).
To naprawdę dobry materiał na opowieść w odcinkach.
Będę,
ja chcę słuchać.
Wyjaśnijmy
SOBIE JEDNO (SIC!). Metrykalnie jestem dziadem, nie tylko dla
pisarki, ale czuję cogodzinne obrastanie kurzem z ksiąg, jak słowa
lepią się niczym smoła.
Do
czytania twórczości Doroty Kotas zostałem jakoby zmuszony. Moja
przyjaciółka Beata Paziewska, malarka, która rozumie mnie jak nikt
inny. (Ostatnio miałem poważne „epizody psychotyczne –
depresyjne”, bo znowu odechciało mi się żyć. Było to widać i
czuć po jakości moich tekstów. Poza tym zniknąłem z fejsa i
innych pochłaniaczy czasu.
Całymi
dniami leżałem w łóżku z Gabi, pięciomiesięczną amstaffką.
I kto do mnie napisał, no kto? Beata! I ona uwielbia pisanie Doroty
Kotas, a ja jestem szczęśliwy, że jest na świecie człowiek,
który mnie czuje. Wyczuwa nieopisany ból).
Dalej.
Metrykalnie jestem dziadem (1971), ale rozumiem „pieprzoną prozę
Doroty Kotas”!
Naprawdę!
Tożsamość
na językach!
Chciałem
– nawet już postanowiłem – zrezygnować z pisania o Koteczku –
Młoteczku. O czerwonej bezsilności.
Bo
„Dwutygodnik” piórem Olgi Wróbel zrobił swoje. Dołożyła z
lewego sierpowego Bernadetta Darska. Pierwsza liga, ekstraklasa
opisała, rozpisała litanie Doroty Kotas.
NIE
CHCĘ I NIE BĘDĘ polemizował z Paniami Krytyczkami. Ale wiem
jedno: - Będzie draka, awantura i nowa książka. Ten cały rejwach,
burdel na kółkach to scenopis, to rozpis powieści
pod tytułem „Zabij mnie”. Ostro? Nie sądzę.
Znowu
będzie blogowo, będzie podcastowo, będą błędy
religijno-patriotyczne i fioletowy depilator, kupiony w Tesco (ja go
chcę!).
Wiele
osób (w tym gronie pewnie jestem także ja) w ogóle nie rozmawia o
jakości książki, tylko znaleźli się spece od naprawiania psyche
pisarki.
Ile
jadu, radosnego hejtu ostatnio
wyczytałem o Dorocie Kotas, bo na pewno nie o „Czerwonym
Młoteczku”.
„Dorosłe
dzieci.
Nauczyli
nas regułek i dat.
Nawbijali
nam mądrości do łba,
Powtarzali,
co nam wolno, co nie,
Przekonali,
co jest dobre, co złe...”
Radość
z kpiny. Osłuchanie pacjenta i wystawienie mu recept na klony lub
inne uspokajacze.
Ani
pisarka, ani odbiorcy nowej książki Doroty Kotas nie widzą
światła. Rządzi mrok i jezus grzejący
metę w łazience.
„Czerwony
Młoteczek” to „pokój z widokiem na wojnę”. „Czerwony
Młoteczek” jest bliźniaczy do „Księgi Wyjścia”.
Naprawdę!
Jest to licho napisane? A może pisarka z „tym” lichem walczy i
warczy, na innych i na „zerwane rozmowy”.
Licho
nie śpi, ale jak to jest, że światła brak i nijako nie wychodzi
Ta wojna, Ta sprzeczka, Ta usterka.
Blaga!
„Kiedyś
uszyłaś mi sukienkę dla Barbie” Znalazłem ją ukrytą w
łazience. Nie jestem zbokiem, raczej dziadem, który poszukuje
sensu w tym pisaniu. Bo Skoro Moja Przyjaciółka (Beata) Wierzy
Dorocie Kotas, To ja odrzucam swoje przemyślenia i szukam
fragmentów, z których można uszyć, ułożyć kawałek dobrej
prozy. Dlatego tak cenię sukienkę dla Barbie.
Dalej.
Metrykalnie jestem dziadem (1971), ale rozumiem „pieprzoną prozę
Doroty Kotas”!
Naprawdę!
Tożsamość
na językach! „Komu ukazał się wiatr?” No, komu? Przecież w
tej fabule dmucha, chucha, dmie.
Niekontrolowany
huragan! Bo Dorota Kotas nie wymyśla, ona prowadzi (po swojemu)
dziennik wkurwienia.
„Zamek
lodu” roztopiony na pokaz, bo niemal wszystek jest na sprzedaż.
Tylko, zamiast dywagować o warsztacie literackim Doroty Kotas,
rozdrabniamy się na drobne i piszemy – „Kotas jest ble”,
„Kotas jest żałosna”. A nawet jeśli, to co?
Ukośne
smugi trafiają do redakcji Cyranki i wydawca zdaje sobie sprawę, że
„bestseller to nie jest”, ale ma na okładce nazwisko. To
załatwia sprawę. Szkoda, że tak to się układa, tak ukazuje,
pokazuje, sprzedaje.
Mężczyźni!
Czy faceci w ogóle mogą, powinni czytać książki Doroty Kotas? Ja
czytam, a „Cukry” uwielbiam. Magię, która jest tam ukryta, a
wyłazi, że aż słodko, że aż gorzko.
Czuć
naftalinę.
Tymczasem
w nowej prozie szukam scen, które chwytają mnie za serce i muszę
wówczas podrapać się po duszy. Stąd ta Barbie. Lubię (nawet
bardzo), gdy w opisach pojawia się dziewczyna pisarki. Jest w TYM
coś wiarygodnego, naturalnego, a np. obcinaczka do paznokci, a np.
ziarenka i hiszpańskie wyspy. Pokój z widokiem na życie.
„Kropelki
wody osadzają się na lustrze? […] Oto ona”.
Czytelnik
(ja) na żadnym etapie lektury nie traci dystansu do niej. Bo gdyby
wszystko brać na serio, każdy gniew, każdą kropelkę wody i
sukienkę uszytą dla Barbie i depilator z Tesco... No ludzie, Kotas
albo się ją „wcina”, albo się nią „haftuję”.
Wciąż
nie jestem syty, ale zły jestem tylko na Wydawcę, który sprzedaje
książkę jak proszek do prania. Nie opowiada, nie dopowiada, nie
nakłania i nie skłania. Cóż!
Z
Dorotą Kotas, pisarką trzeba (należy) umówić się na spotkania.
Jeszcze raz przemielić „Pustostany”, posłodzić „Cukrami” i
zabrać się za „Czerwony Młoteczek”. I, uwaga!, należy czytać
na głos. To nie jest oznaka (mojej) choroby psychicznej, to jest
dobra wola czytelnicza. Gdy słowa Doroty Kotas są wykrzyczane,
ściszane to daje to efekt, który mnie uwodzi.
Podcast
jak się patrzy! Aż parzy język.
Główną
bohaterką opowieści nie jest wcale sama pisarka, lecz jej codzienna
złość. Czasami kreowana, innym razem żałośnie prawdziwa.
A
wyobrażenia „męskie” zawsze przy takim „patrzeniu”,
„mówieniu”; przy takim krzyku, są absolutnie zbieżne.
Wystarczy szczypta empatii.
Jak
pisał Krynicki: „Dobroć jest bezbronna, ale nie
bezsilna.
Dobroci
nie trzeba siły.
Dobroć
sama jest siłą.
Dobroć
nie musi zwyciężać:
dobroć jest
nieśmiertelna.
(Dobroć
jest bezbronna, 1982 – Ryszard Krynicki)
lub „Teoria
powtórzeń” Jadwigi Maliny.
Zamiast
wideł i grabi, chwyćmy za kropelki wody na lustrze. Zamiast
bijatyki, ułóżmy plan! Plan mówienia- rozmawiania
GŁOŚNO!
Chwyćmy
się na przykład tego:
Strona
103.
„Moja
dziewczyna wraca ze stypy wieczorem. Po powrocie oświadcza:
„Chciałabym spędzać więcej czasu z rodzicami, żeby nadrobić
czas, który straciłam, kiedy ukrywałam przed nimi, że jestem w
związku”. Najwyraźniej wydaje się jej, że można nadrobić
czas. Kłócimy się o to jedynie dwa dni, których moim zdaniem
nigdy nie nadrobimy, ale może się mylę!”.
-
Mnie ten fragment chwyta za wątrobę, zniżoną przez wódę i
tablety. Też nie nadrobię tego czasu, ale od prawie czterech lat
jestem czysty!
Jeszcze
jeden fragment, który mnie drapie i swędzi. Strona 66:
„Podobno
kiedyś z pewną grupą leków eksperymentowano na żołnierzach w
wojsku i źle się to skończyło. Byłam ciekawa, co to za historia
o żołnierzach w wojsku i jak ona ma się do mnie. Lekarka nie
zgodziła się tego rozwinąć, chociaż zapewniałam ją, że nie
wybieram się do wojska, tylko trudno mi sobie wyobrazić, co ma na
myśli, mówiąc, że coś się „źle” skończyło […].
Czytajcie
książki Doroty Kotas na głos lub namówcie
ją, by stworzyła cykliczny stały podcast, o masie wkurwień, ale i
sforze dobrych stworzeń. O kotach, szczurach, psach i bydlakach
takich jak ja.