Więc powiedz, czy chciałabyś być psem...
„Podwilcze”.
Martyna Bunda, Wydawnictwo Literackie, Kraków
2023.
6,5/10
Ambaras
w tym, żeby oboje chciało naraz.
W
„Podwilczu”
Martyny
Bundy, trochę stylizowanym na „Prowadź swój pług…”
Olgi
Tokarczuk lub para-reportaż z niezapomnianej serii „Na F/Aktach”,
wydawnictwa Od Deski Do Deski, oczekiwania do wykonania mają się
licho.
Intrygujący
scenopis, ale rozpisane jest to z takimi dłużyznami, że zęby
bolą.
A
może powinienem po prostu iść do stomatologa, a nie czepiać się
prozy krajanki, którą pamiętam z liceum im. Derdowskiego w
Kartuzach.
Wziąć
tu wszystko pod lupę jest zadaniem godnym detektywa. Komponenty tej
prozy są niezliczone.
„Podwilcze”
– od
razu wyłożę kawę na ławę – drażnią mnie w dwóch sprawach
(bo momentów jest więcej). Po pierwsze za dużo jest wątków –
tajemnic. Po drugie epistolografia zawarta w fabule to chwyt zgrany,
ograny i tutaj nudzi, ale to mały problem, większym jest historia
kynologiczna sznaucerów olbrzymów.
Martyna
Bunda
znowu gości nas na Kaszubach, chociaż tytułowe „Podwilcze”
to
już zachodniopomorskie, gmina Białogard. Ale rdzeń
jest kartuski. To tam zaczyna się wić intryga i tam do niej
powracamy w finałowej części powieści.
Martyna
Bunda, autorka wspaniałej „Nieczułości”, sagi o silnych
kobietach znowu rozpisuje się o facetkach. Ale tak
jak w „Kocie niebieskim” akcent kładziemy na to, co między
biologią a duchowością. Między niepojętą rolą zwierząt w
naszym życiu.
Mężczyzn
w tej narracji jest niewielu, ale ich rola jest znacząca. Poza
właścicielem „Podwilcza”
większość
to szemrane typki i gnidy.
Rozmach,
którego początkowo nie dostrzegłem w tej fabule, przygniata. Jest
tego za wiele. Moje zmęczenie jest spowodowane nie pomysłem na
książkę, ale próbą wpakowania do jednego pudła tak wielu
przedmiotów – akcji, narracji, wątpliwości, tematów.
Niby
życie jest pojemne, ale wolę, gdy pisarki i pisarze zajmują się
szczegółami, a nie od razu próbują namalować Panoramę
Racławicką.
A
zatem, a więc:
➡poskręcane
dzieciństwo (brak ojca, matka lesbijka, nauczycielka
nimfomanka);
➡pusty
– głuchy dom, zatem szukanie mentorów w malignie podwórka i
szkoły;
➡kynologia
z mocnym naciskiem na romantyzm (psy, które uciekają do lasu – i
szczenię, które przygarnia główna bohaterka – tkliwe, ale
ujmujące);
➡skomplikowane
drzewa genealogiczne i podobne (wręcz lustrzane) rozwiązanie jak w
„Żarze”. Sándor Márai wraca!;
➡relacje
z dzieciństwa kładą się cieniem na całym życiu (seksualnym,
psychicznym, intelektualnym);
➡faceci
to ch…
Zawsze
(niemal zawsze) traktują kobiety przedmiotowo, chyba że umierają
z miłości;
➡
fałszywe, złe języki (dość powszechna przypadłość na
Kaszubach) doprowadzają do samobójczej śmierci nastolatki
(kolejny bieżący temat);
➡efekciarski
wymiar sprawiedliwości.
Wypisałem,
przyznaję: chaotycznie, kilka „tematów Podwilcza”,
a czuję, że nadal o czymś zapomniałem. Mnogość literackich
knowań jest tu olbrzymia. Czuję – powtarzam – lekki przesyt.
Chociaż – to też przyznaję – podczas lektury nie nudziłem
się szybko. Budziło mnie z letargu szczekanie psów, niedosłowne,
ale obecność sznaucerów w tej fabule, bardzo istotna, ma siłę
przyciągania. Może stąd niewytłumaczalne skojarzenie, że
„Podwilcze”
ma
ten sam rdzeń co „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Upraszczam?! Zaiste, ale „Podwilcze”
na
pewno ma bliźniaczą filmowość. Wtedy też jest szansa, że
dłużyzny, które i „pójście zbyt szeroko” udała się
schować, pokazać jednym lub dwoma ujęciami.
Na
pewno zacząłbym film od psów wychodzących z kniei. A w finale te
psy wracałyby do lasu, wściekłe na otępiałych ludzi.
Martyna
Bunda potrafi zainteresować. Ale tym
razem chciała (chyba) zgromadzić zbyt szeroką publiczność (dla
każdego coś niezwykłego). To błąd, to wypacza
narrację.
SAMOTNOŚĆ
jest wiertłem, które próbuje rozwiercić „Podwilcze”. Ale poza
samotnią jest upór, jest trwoga, jest maskarada.
Pałac
(a raczej kompleks) Podwilcze istnieje
naprawdę. Fabuła książki tez nie musi być zmyśleniem. Ale,
upieram się, to jest materiał na co najmniej dwie książki. W tej
„upchnięto” zbyt wiele i (trochę) na siłę.
Poruszone
tematy są „modne” – medialne, ale jest mrowisko, a
wystarczyło zbliżyć się wyłączenie do relacji miłosnych, a
wątek z Olą po prostu pominąć, odłożyć (tak mi się
zdaje).
***
A
sprzedają to tak:
„Kornelia
wraz z matką wiodą skromne życie, w którym dyscyplina jest
ważniejsza od czułości. Kiedy staje się pewne, że ojciec i mąż
już nigdy do nich nie wróci, pocieszenie ma nieść przygarnięty
pies. Sonia, bo takie imię dostaje suka, da im o wiele więcej, niż
z początku mogłoby się wydawać. Dzięki niej Kornelia pozna
Narcyzę – tajemniczą kobietę, z którą połączy ją silna
więź.
Jaką
cenę zapłaci Kornelia za obcowanie z kulturą, sztuką i
kontrowersyjną Narcyzą jako przewodniczką? Co na to pruderyjne
społeczeństwo? Czy poznanie zupełnie odmiennego świata wpłynie
na przyszłość dziewczyny i pozwoli jej odnaleźć własną drogę?
Co to znaczy dojrzeć? Kiedy zaczyna, a kiedy kończy się ten
proces?
Podwilcze jest
powieścią o podskórnie pulsującym pożądaniu, odkrywaniu swojej
tożsamości i długiej drodze, jaka do tego prowadzi. O wstydzie,
zagłuszaniu potrzeb i poczuciu własnej wartości. O różnych
obliczach piękna i o tym, jaki wpływ na dorastające dziewczęta
mają ich matki i duchowe przewodniczki. Wreszcie o relacji między
człowiekiem i zwierzęciem, więziach między kulturą a
naturą”.
***
Skupiłbym
się na dwóch wątkach i one powinny być osnową fabuły. Tzn.
relacja Korneli i Narcyzy, a przez to wątek przenikania się natury
z człowieczeństwem.
Historia
watahy psów, historia zastrzelonej matki, opowieść o sile
sznaucerów – to jest fundament, a nie odległa przekładnia,
czyli to, co spotkało Kornelię w relacji w Narcyzą „musi”
powtórzyć się na linii Ola – Kornelia.
Tło:
ojciec Korneli, matka ze swoją pranerką. Podwilcze jako
miejsce opuszczone, ale tętniące duchami i trupami. Psi cmentarz,
zatoczka morderstw i samobójstw. Oj, dużo tego,
prawda?!
***
Połączenia
wyrazów (zdarzeń) wychodzi pisarce z łatwością, ale to pozór.
Widać jakieś niewyobrażalne męczarnie w tej fabule. Finałowa
przemiana Korneli jest miła, ale mało wiarygodna. Tak samo, jak
to, że Narcyza oficjalnie nie wie, co dzieje się z Adamem.
Grubymi
nićmi to szyte. Klej literacki zrobiony z mąki.
***
Podoba
mi się (mimo i pomimo wszystko) pomysł, ale za dużo grzybów w
tym barszczu.
Jednakże
każdy „grzyb” przyrządzony osobno smakuje i można z
niego przyrządzić mistrzowskie
danie.
Gdyby
zdemontować, rozłupać tę powieść, to mielibyśmy masę
cudownych, lecz gorzkich odkryć.
Zmielenie
tego wszystkiego razem, jak ziarenek maku, czyni z powieści niemal
literacką chaotyczność.
***
Samotna,
doświadczona przez życie nauczycielka ucieka do Podwilcza.
Korzysta z ogłoszenia w internecie. Tam
odnajduje kawałki siebie, kawałki tożsamości.
Listy
między właścicielem posiadłości są miałkie, ale wymiana
korespondencji z „hrabiną” wciąga czytelnika w wir wydarzeń
przeszłych.
Nie
ma niestety umiaru, nie ma złotego środka w tym pisaniu.
To
jest jak liczenie waluty,
gotówki odłożonej na ucieczkę, na lepsze życie.
Wielki
stos brudnych, pogniecionych banknotów. Kornelia (a także pisarka)
układa je, liczy, dzieli.
Wciąż
COŚ się nie zgadza! Pułapki tożsamości
***
Martyna
Bunda — dziennikarka i pisarka. Wychowywała się w Kartuzach,
gdzie ukończyła szkołę podstawową i liceum. Jest absolwentką
szkoły muzycznej I stopnia w klasie gitary. Ukończyła studia z
zakresu polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2012
kierowniczka działu krajowego w tygodniku Polityka.
Autorka
takich powieści jak: „Nieczułość” czy „Kot
niebieski”.
***
Gdy kończyłem ogólniak, ona go zaczynała. W wolnych chwilach jako
dziennikarz „Gazety Kartuskiej” próbowałem pomóc jej i
grupie dziewczyn z LO im. Hieronima Derdowskiego, założyć
własną gazetę.