Istota docierania
„Iluminacja.
12 opowiadań”. Grzegorz Filip. Wydawnictwo Wojewódzkiej
Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań
2033.
Seria:
Biblioteka Prozy Współczesnej
8,5/10
W
przeddzień Światowego Dnia Książki wyznaję: terapia przez
czytanie popłaca!
Po
tej lekturze czuję się zdrowszy, chociaż to gorzka pigułka
człowieczeństwa i polskiego rynku książki.
(
Szkoda,
tylko że kierowanie przez Grzegorza Filipa pismo, nie zawsze
trzymało poziom tak wysoki, jak autor, który (po prostu) potrafi
pisać.
)
12
tekstów, które powstały dekadę temu lub wcześniej.
Dwanaście
inteligenckich, inteligentnych nowel. Dawno nie
czytałem opowiadań, w których muzyka i przyjaźń odgrywałyby tak
istotną
rolę.
Z
przyjaźnią bywa różnie, ale że jazz, że muzyka poważna, w to
mi graj. Grzegorz Filip potrafi pisać tak, by było słychać
rytm.
Książka
leży u mnie od początku roku i smakowałem ją porcjami. Liczyłem,
że na profilach znajomych, że tzw. prasie krytycznej będzie wysyp
recenzji. Ale żadnego
tsunami nie dostrzegłem, nie poczułem. Zbiór Grzegorza Filipa
ukazał się i cicho-sza. Z rzadka jakiś redaktor lub artysta
chwali się, że nabył drogą kupną. Tylko jeden z pisarzy otwarcie
zachęcił do lektury. Czy dzieje się tak dlatego, że „za”
autorem „stoi” Instytut Książki?
Przecież Grzegorz Filip nie wypadł sroce spod ogona? Ale literatura i polityka to fatalne dyscypliny, gdy się je połączy, zwłaszcza gdy na okładkach „Nowych Książek” gościli politykierzy i funkcjonariusze, a nie wybitne postaci literatury (czasami…).
Chociaż
w nocie biograficznej na stronie pisarza, można znaleźć i
tak w(pis): „Pisząc o współczesnym uniwersytecie, nie
aprobuje jego ideologizacji, banalizacji i umasowienia”.
No
kto by pomyślał?
A
co z „Iluminacją”?
Jest
co przyswajać. Zaangażowana, erudycyjna proza. Z tego tuzina, tylko
dwa teksty mnie rozdrażniły, pozostałe „nabiły na pal” i
niczym Azja Tuhajbejowicz lub
Szymon Słupnik w cierpieniu, ale i bolesnym skupieniu, obserwuję
świat. Ja czytelnik i obserwuje on – pisarz.
Początkowo
miałem zamiar streścić każdy z tekstów, ale nie cierpię
szkolnej wyprawki. Jeśli mam kogoś zachęcić do czytania, to na
pewno nie wykładając kawy
na ławę. Ale „o
czym to jest?”. Spróbuję naprowadzić was na tropy, wskazać
ślady.
Wymienię
dwa teksty najlepsze (dla mnie) i dwa, które drażnią (rzecz jasna
także mnie).
Nie…
dojrzałem
do opowieści o umarłych, którzy wciąż władają żywmi.
O tym samym bowiem jest przypowieść o apostołach wyrzeźbionych w
drewnie, które (rzecz jasna) płonie i o samobójcy prawniku, który
„jest” tak bardzo toksyczny, że łączy wdowę i szkolnego
druha.
Ci zamiast żyć do przodu, wciąż rozdrapują rany, w
głąb.
Przekaz
ekspresyjny, ale jakieś to sztampowe. Tak jak
i
wspomniani wcześniej apostołowie (w tym apostołki).
Jakiś
czas po śmierci rzeźbiarza krąg jego bliskich zjeżdża się w
pracowni mistrza i przyjaciela. Każdy przywozi ze sobą figurę,
drewniany duplikat. Okazuje się, że gdy rozsadzi się to
towarzystwo to mamy ostatnią wieczerzę. Ludzie zaczynają się do
siebie zbliżać, niektórzy wędkują, inni się kokietują.
Towarzyska maligna, a potem przeniesienie scenerii na salę chorych.
Zyt wyraźna linia demarkacyjna między naiwnością religii a wiarą
w oczyszczającą rolę braterstwa.
Jednak
nigdy nie wierzę sam sobie, zatem może stać się tak, że
przeczytam kolejny raz nowele
-
„Między niebem a ziemią” oraz „Rozesłanych” i zmienię
zdanie, będę wychwalał i te teksty.
Z
czystym sumieniem już dzisiaj mogę wam polecić „Teorię strun”
i otwierające książkę opowiadanie „Dziennik Julii”.
Oba
teksty na swój sposób są bliźniacze. Stara prawda, że jesteśmy
łapczywi i nie potrafimy się cieszyć z rodziny, relacji, pasji.
Pieniądze zaczynają nas ugniatać albo ich nadmiar, częściej ich
brak.
„Dziennik
Julii” jest spokojnym lanszaftem do pewnego momentu. Gdy fotografka
dostaje możliwość zaistnienia za oceanem. Perspektywa wysokiego
kontraktu i indywidualnej wystawy wprowadza ferment w życie rodzinne
i zawodowe. A może przyczyna rodzi skutek bez względu na
ilość”zielonych”.
Może szczęście rodzinne było tylko pozorem, a linia artystyczna
asekuracyjnym wyborem?
Julia
– to córka fotografki, części ciała Juli składają się na
artystyczne puzzle. A obok przyjaźń, miłość, wysokie tętno
wariacji i fałszywych podszeptów.
Streszczam
„na około”. Na pewno „swoje po swojemu” wyczytacie z
„Dziennika Julii” tak jak i z „Teorii strun”.
Pomijając
czym jest sama teoria mamy tutaj świetny portret mężczyzny, który
jest archiwistą w pewnym ministerstwie. I swoje zawodowe zapędy
wprowadza także w życie prywatne. Wszystko kataloguje, rozkłada
życie innych na czynniki pierwsze. A ma ku temu pole do popisu, bo
znajoma para fizyków wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Zostawia
mu pod opiekę mieszkanie, ten dokonuje skrupulatnej lustracji
wszystkiego, nawet tego, czego nie widać.
Zdaje
się, że mężczyzna kontroluje sytuacje, ale jedno spotkanie, jeden
„szybki seks” wtrąca go równowagi. Nie potrafi się już
otrząsnąć. Musi zrezygnować ze strefy
komfortu.
Zdaniem pedagożki Teresy
Wagner-Tomaszewskiej;
strefa komfortu to psychologiczna przestrzeń postrzegana przez nas
jako bezpieczna. Inaczej mówiąc, to co jest nam znane i co nas
otacza to rutynowe działania i wydarzenia. W naszym odczuciu
przebywanie w tej strefie jest łatwe, bo jest dla nas bezpieczne.
To, co czeka nas poza tą strefą, jest dla nas nowe i nieznane. Może
nawet być niebezpieczne.
***
„Iluminacja.
12 opowiadań” to kompozycja, której nie należy przegapić.
Ten
wybór warto mieć w swojej bibliotece i jakkolwiek brzmiałoby to po
tandeciarsku, wolę jedną taką książkę niż dziesięć innych
wydawanych przez to samo wydawnictwo. Bo zdaje mi się, że czasami
produkcja poezji w Poznaniu jest spora, a czy każda książka
powinna nosić emblemat tej oficyny?
(Pytanie
z tezą, potworowate...)
***
Proza
Iluminacji
pisana
jest językiem pozornie przezroczystym, takim, do którego czytelnik
jest przyzwyczajony i z którym się dobrze czuje, aczkolwiek nie są
to opowiadania proste. Autor subtelnie skrywa złożoną niekiedy
konstrukcję narracyjną, przede wszystkim zaś oryginalnie stawia
przed czytelnikiem problem i zaprasza odbiorcę do wspólnego
szukania ewentualnego rozstrzygnięcia.
(Adam
Poprawa)
Iluminacja
to gra z czytelnikiem. Gra pozorem, dotknięciem, niekiedy ledwie
muśnięciem. To cecha znakomitej prozy, takiej, obok której nie da
się przejść obojętnie, która zapada w pamięć, pozostawia
trwalszy ślad. Prozy, która zatrzymuje czas, ale zwraca go nam w
dwójnasób – widzeniem autora i przestrzenią oddaną nam,
czytelnikom.
(Wacław
Holewiński)
***
Grzegorz
Filip
, urodzony
w 1958 r. w Lublinie, jest do dziś związany z tym miastem.
Wykształcenie maturalne zdobył w Liceum Ogólnokształcącym im.
Jana Zamojskiego, studiował elektrotechnikę na politechnice, uczył
się reklamy w szkole handlowej, by ukończyć polonistykę na
uniwersytecie. W młodości posmakował pracy w uprawach leśnych i w
magazynie maszyn biurowych, zbierał owoce w sandomierskich sadach i
poznawał tajniki scenografii w pracowni plastycznej teatru lalek.
Recenzował wystawy sztuki, pisał o książkach, chodził po
Beskidach i Tatrach…
Ukształtowały
go: rodzina, harcerstwo, kino lat 70., jazz i rock, teatr
alternatywny, sztuka współczesna, czasopisma literackie,
artystyczne i muzyczne, drugi obieg i literatura emigracyjna,
turystyka piesza, atmosfera Lublina.
Pierwsza
zagarnęła go muzyka. Od połowy lat 70. bywał w filharmonii,
jednak ciarek na grzbiecie dostawał na koncertach jazzowych. Pisał
potem o jazzie w czasopismach „Arte” i „Jazz & Classics”
oraz
na stronie diapazon.pl, a w roku 2004 z grupą entuzjastów założył
stronę internetową „Nowa Muzyka”, pierwszy w Polsce serwis o
muzyce współczesnej. Redakcją tą kierował do roku
2010.
Publikacje
w „Rzeczpospolitej” i „Więzi”, w których wytykał
zapóźnienie w rejestracji polskiej muzyki współczesnej na
płytach, zwróciły uwagę na te problemy. Artykuły Zbieracze
muzyki nieobecnej (2003) oraz Mistrzowie i młodzi. Czarna dziura w
muzyce współczesnej (2003) wpłynęły na krystalizację środowiska
młodych odbiorców i krytyków muzyki współczesnej. Powstało
zasłużone dziś dla jej promocji czasopismo „Glissando”.
Artykuł Krytyka muzyczna, czyli wielkie bum! („Odra” 2007)
wywołał polemiki z udziałem czołówki krytyków muzycznych.
W
roku 2001 na łamach „Rzeczpospolitej” i „Życia” sformułował
listę zarzutów przeciwko sztuce krytycznej.
Romans
z literaturą zawdzięcza matce. To z jej półek wybierał jako
nastolatek książki Hemingwaya, Manna, Updike’a, Remarque’a,
Moravii. Ojciec natomiast zaraził syna fantastyką Stanisława Lema.
Po studiach Grzegorz Filip pracował przez kilka lat na
uniwersytecie, badając literaturę fantastyczną XIX wieku. Liczne
recenzje i artykuły o literaturze publikował od roku 1988 w
czasopismach: „Akcent”, „Kresy”, „Nowe Książki”,
„Odra”, „Tygodnik Literacki”. W roku 1989 z grupą polonistów
lubelskich założył kwartalnik literacki „Kresy”, pismo, które
osiągnęło ogólnopolską renomę i ukazywało się przez 20 lat.
Redakcją kwartalnika kierował do roku 1995.
Od
tamtego czasu prowadzi dział publicystyki w miesięczniku „Forum
Akademickie”. Jego artykuły obejmują tematy kultury, nauki i
edukacji, a także sprawy społeczne. Pisząc o współczesnym
uniwersytecie, nie aprobuje jego ideologizacji, banalizacji i
umasowienia. Publicystyka ta wywoływała polemiki w
„Rzeczpospolitej” i „Forum Akademickim”.
Twórczość
literacka Grzegorza Filipa obejmuje opowiadania i powieści. Prozę
drukował od roku 2009 w „Akcencie”, „Arcanach”,
„Frazie”, „Kresach”, „Odrze”, „Pograniczach” i
„Toposie”. Wydał zbiór opowiadań „Teoria strun” (2010)
oraz powieści: „Studnia” (2013), „Miłość pod koniec świata”
(2016) i „Pomiędzy” (2016). Laureat stypendium twórczego
Prezydenta Miasta Lublin. Prowadzi blog literacki. Ma żonę i troje
dzieci.
https://grzegorzfilip.wordpress.com/
***