Czy wędrówka z matką jest łatwa?
„Mógłby spaść śnieg”. (Cold Enough For Snow) Jessica Au. Przełożyła Aga Zano. Wydawnictwo: ArtRage, Warszawa 2023
7,5/10
Warto
przyglądać się ludziom, szczególnie żyjącym w małych
wspólnotach – to dewiza pisarstwa Elizabeth Strout.
Bywa,
że jej opowieści są sprowadzone do mikroświata, czyli sali
szpitalnej. A piszę o tym dlatego, że „Mógłby spaść śnieg”
bardzo przypomina w swojej delikatności, (ale także szerokiej
perspektywie, która zaczyna się od szczegółu do ogółu) – „Mam
na imię Lucy”.
Jessica Au w swojej miniaturowej
powieści mówi nam o tym, co w życiu istotne, a co umyka w
codziennej gonitwie.
Jej bohaterkami są matka i córka, które wybierają się we wspólną podróż. Ale to pozór, bo od
szczegółu do ogółu. Córka zaczyna drążyć czas przeszły,
bojąc się tego, co może nadejść, czyli śmierci matki. Ale nie
mówi o tym wprost. W sposób zawoalowany mówi o końcu, w sposób
otwarty przybliża czytelnikowi szczegóły z życia, które miały
wpływ na to, jakimi te kobiety są i
były.
Ona, siostra, matka. Sporo
jest też o mężczyznach, o ich lękach i o ich odwadze.
Jessica
Au w sposób aksamitny, jakby to była opowieść przy kominku, mówi
o skomplikowanych relacjach rodzinnych, miłostkach dwóch dojrzałych
kobiet, którym została matka, powoli zagubiona, powoli zgarbiona,
jakby
była cieniem.
Odkrywanie
uczuć, mówienie o rzeczach z pozoru nieistotnych, które miały
wpływ głód miłości, na kształtowanie się czułości między
kobietami, które dawno nie miały dla siebie czasu, które żyły
swoim życiem. Osobno, a jednak razem.
Pejzaż tej
opowieści jest wyjątkowy. Japonia i z jej tajemnicami, kulturą i
naturą. Wystawy, ludzie spieszący się nie wiadomo dokąd i po co,
cały anturaż dobrego pisarstwa.
Właściwy krajobraz, by się
wyciszysz, by pobyć razem, a jednak osobno.
Podróż do Japonii
jest tylko przyczynkiem, pretekstem do opowiedzenia o pielgrzymce w
głąb siebie.
Jednakże zamiar był inny. Miały być długie
rozmowy z matką, a są kilometry własnych opowieści. Dokładnie
jak u Elizabeth Strout. Nie wiem, czy to zamierzony zabieg, ale
na pewno udany.
Jakaś, nieokiełznana radość bije z tej
książki, w nostalgicznych przywołaniach pojawiają się obrazy,
które trudno nazwać brutalnymi, raczej są to skrawki życia, które
uleciały, wyleciał z głowy. A przecież każda ta rzecz, ta chwila
miała wpływ na życie bohaterki i jej relacji z najbliższymi.
A
może wszystko dzieje, dlatego że: „Tylko dzięki sztuce możemy
wyjść poza siebie, dowiedzieć się, co widzą inni z tego
świata, który jest nie ten sam co nasz…”. (Gilles Deleuze)
Lub:
„Wierzę w coś takiego jak prawda. Wolę, jednak gdy prawda
pojawia się w sztuce, literaturze, i tam przeciwieństwem prawdy
także jest prawda”. (Susan Sontag).
Albo takie przywołanie:
- Widziałam to wszystko we śnie, teraz tego dotykam… (z mojego
starego wiersza, pisanego w czasach liceum)
***
Trochę
mądrości:
„Sekwencja przywołanych z przeszłości zdarzeń
i ich usytuowanie w narracji autobiograficznej sprawia, że „afektywna
syntaksa” uruchamia proces interferowania między inscenizacją
(literacką i/lub wizualną) a wywołanym w adresacie i
odbiorcy poruszeniem. Akt performatywny pełni zatem
funkcję bufora między działaniem a odczuwaniem i rozumieniem.
Widmowy charakter przeszłości – przeżywanej w teraźniejszości,
uobecniony przez opowieść, obraz – pozwala na literackie lub
wizualne wywołanie z pamięci tego, co nieobecne, oraz przemyślenie,
przewartościowanie własnego względem niej umiejscowienia.
Docieranie do zakodowanych poziomów emocji jest
skomplikowaną operacją chociażby przez to, że proces
opisu, zliteralizowania emocji wiąże się z poddaniem ich
ocenie z perspektywy współczesnej pozycji i samowiedzy podmiotu,
poddaniem ich analizie, krytyce i cenzurze.
Zaangażowanie
podmiotu narracji autobiograficznej w wyobrażenie sobie etapów
dochodzenia do samoświadomości oraz w ekspresję własnego
intymnego języka wzbudza pewien rodzaj dyskomfortu, wywołuje
„zmącone emocje” ze względu na głęboko wpisane w kulturową
praktykę przedstawiania kategorie etycznej odpowiedzialności oraz
waloryzację opowieści o życiu (swoim czy rodzinnym). Gdy zatem
podmiot praktyk artystycznych, podmiot performatywny, zmierza do
wyjścia poza etyczne struktury przedstawiania wydarzeń minionych –
przede wszystkim zaś doświadczeń intymnych, traumatycznych,
granicznych – to za pomocą praktyk artystycznych umocowanych na
autobiograficznym podłożu czy „estetyki afektywnej” próbuje
nie tyle „przekazać sens własnej legendy”, ile dokonać
transformacji Życia, Historii w obiekt artysty.
(Matki i córki
w polu autobiograficznym, Aleksandra Grzemska, Teksty Drugie,
2018)
***
„Mógłby spaść śnieg” ma tę
zaletę, że książkę czytając – słychać. Te opowieści nie są
tylko i wyłącznie dykteryjkami. To tez nieporozrzucane fiszki.
To raczej odcinki seriali zatytułowanego „Rodzina”.
***
Poza
Elizabeth Strout dopadło mnie skojarzenie z Joan Didion.
Czyli: Poznawanie siebie i poznawanie innego. Wobec inności…
Autorka
– „narratorka świadoma własnej inności, a także innością
zafascynowana, opowiada o zderzeniu z cudzą odrębnością i cudzą
fascynacją; umieszcza tę historyjkę w tonie
autobiograficznym”.
***
Tajwan, Japonia, Chiny,
Australia – kilka miejsc na mapie, a wszystek coś znaczą, mają
udział w tym przedstawieniu. Bo jakby nie patrzeć ta książka jest
swobodną inscenizacją składająca się na wiele scen, ale
ten moment, gdy kobieta przewiduje przyszłą śmieć matki
i jak będą z siostrą sprzątać jej mieszkanie, dzielić rzeczy na
te do wyrzucenia, warte zatrzymania, to jest estetyka wschodu. Tak
ludziom wychowanym w kulturze śródziemnomorskiej, takie rzeczy i
wypowiedziane w takie sposób, nie przychodzą do głowy.
Chociaż:
„Są
tacy, którzy w głowie hodują ogrody a włosy ich są
ścieżkami”. (Zbigniew Herbert, Kołatka)
***
Jessica
Au to zwyciężczyni pierwszej edycji Novel Prize (spośród
1500 zgłoszonych powieści),organizowanej przez trójkę
czołowych niezależnych wydawców Fitzcarraldo Editions (Wielka
Brytania),New Directions (Stany Zjednoczone)
i Giramondo (Australia).
***
Gdy
przyswajałem sobie tę narrację, to przypomniałem sobie kiedyś
przeczytane słowa. Pasują jak ulał i są właściwą sentencją
mojego tego tekstu i tej książki:
„Wyobraźnia może
realizować się jako pomysł na dzieło, jako rozwiązanie na
poziomie sceny, wątku, może być także częścią tekstu. Równie
ważne dla utworu pozostają „drugoplanowe”, małe, niewybijające
się składniki literackiego obrazu, które z nie mniejszą siłą
domagają się uwagi czytelnika, angażują coraz ciekawszego ich
sensów badacza”.
(O wrażliwości i estetyce w literaturze
XIX wieku, Krzysztof Korotkich, Collegium Columbinum Kraków,
2017)