Słuchać i słyszeć!
W
cieniu Gran Sasso. Historie z Abruzji, Piotr Kępiński.
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023. Seria: Sulina
Do
premiery jeszcze trzy tygodnie, ale namawiam Was już dzisiaj, do
wyprawy w nieznane.
Książka ma sporą bibliografię, ale
założenie, że autor zasiadł w bibliotece, by napisać reportaż –
esej, jest zwodnicze, jest błędne.
To, co kolejny raz wyróżnia
pisanie Piotra Kępińskiego, to ludzie. Ta książka żyje. Oddycha,
nawet wówczas gdy opisuje śmierć.
Kępiński rozmawia,
uczestniczy, a przede wszystkim słucha i słyszy!
Czytajcie!
„Abruzzo forte
e gentile, Abruzja twarda i uprzejma” – czy to myśli przewodnia
książki? To reklamowe uproszczenie, slogan, który dobrze się
przyjmuje, sprzedaje. A reportaż/ esej Piotra Kępińskiego ma coś
więcej, coś inaczej; coś, co go wyróżnia. Co kręci, nęci i
zachęca.
O Abruzji wiedziałem pewnie tyle, że
trzęsienia ziemi zniszczyły tam kilka miasteczek… Takie miałem
wyobrażenie, to nie była wiedza… Kilka klatek z przekazów
telewizyjnych. Powidoki porannej kawy przed ekranem, kiedy jeszcze
posiadałem odbiornik (dawno to było).
„Abruzzo forte
e gentile, Abruzja twarda i uprzejma – tak o swoim regionie mówią
sami mieszkańcy. Ma mniej gracji niż Lombardia czy Toskania, nie
wypełnia jej gwar jak Kampanii, a turyści nie tłoczą się tu jak
w pobliskiej Apulii. Abruzyjski krajobraz ma w sobie jednak
niespotykaną harmonię, a jego największym skarbem jest natura”
–
takie reklamowanie książki ma zjednać szeroką publiczność.
Rozumiem, ale te zdania brzmią jak z przewodnika turystycznego, a
tym na pewno nie jest książka Piotra Kępińskiego.
Oczywiście,
że świetnym pomysłem byłoby potraktować ten tekst jak bedeker i
podobnie jak bohaterowie „Ostatniej podróży Winterberga”
przemierzyć pół Europy. Tylko że w tym wypadku trzeba pokusić
się jeszcze o bilety lotnicze, np. do Kanady.
Rozdział o
włoskiej społeczności zamieszkującej połacie Kanady to mój
ulubiony fragment opowieści Piotra Kępińskiego.
Autor jedzie
na wielkie włoskie wesele. Młodzi są z Kanady, ale szybko okazuje
się, że to zmyłka. Prawie wszyscy (trzystu weselników) to
Abruzyjczycy.
Abruzja wokół Toronto, Montrealu i gdzie
jeszcze? I ta piwnica, w której suszą się kiełbasy, gdzie
dojrzewa grappa i abruzyjskie wino. Gdzie świat się dzieje i świat
się zatrzymał.
Chcę do Kanady!
Jednakże jest coś
innego, lepszego od kanadyjskich Abruzyjczyków. Tym czymś jest
literatura, którą jest utkana i przetkana fabuła, którą skroił
Piotr Kępiński.
Pisarz uwodzi mnie od lat swoim stylem,
czytając jego relacje, czuję się uczestnikiem, czuję się
traktowany po partnersku i jestem wciągany w przygodę, której
końca nie widać. Bo gdy Piotr Kępiński przedstawia kolejne
odsłony swoich odkryć, to zaprasza nas, byśmy dołączyli, poczuli
się jak on. Kępiński nie pisze jak mentor, lecz przyjaciel. Nie
każdemu reportażyście, eseiście ta sztuka się udaje.
I
pewne cała tajemnica tkwi w niezwykłej umiejętności zjednywania
sobie ludzi. Żywych i martwych. Duchów i czarownic. Bo w Abruzji
lubią i cenią szeptuchy i one gdzieś zawisły, okrążyły
narrację Kępińskiego, bo i on czaruje, ale nie jest to ani
efekciarskie, ani populistyczne. Jest to wytrawny skrojony tekst.
Chociaż…
Zacząłem czytać Kępińskiego o północy.
Może to przez mrok, może przez zmęczenie, zatem powtórzyłem
przed południem. Tak, dostrzegam chaos. Ta książka rodzi się z
chaosu, raczej z rozpędu. Autor nas na nic nie przygotowuje, po
prostu zaczyna opowiadać i jesteśmy (ja byłem) zaskoczeni. Bo jak
to, a dlaczego tak? Nie ma szkolnego wprowadzenia, naprowadzenia. Po
prostu zaczyna się „gadka”. A ty, czytelniku – siedź i
słuchaj! Hola, hola! Ja czytając ten tekst, musiałem – bo
często, bo zwykle tak robię – poszukać innych lektur. Bo gdy na
przykład pada nazwisko Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, no to
przecież chce się wiedzieć więcej, ale czy lepiej to już sprawa
dyskusyjna. Bo Kępiński jest dokładny, jest precyzyjny i jego
poszukiwania, odkrycia są niemal wystarczające, pełne.
O
Herlingu-Grudzińskim i Abruzji jest ustęp, jest kilka akapitów,
ale one są wskazówką, byśmy poszukali np. włoskiego pisarza,
komunistę.
Ignazio Silone dla mnie to postać
tajemnicza. Sięgnąłem do wyszukiwarek, poczytałem. Konkluzja:
muszę nadrobić zaległości i przyznać, że wciąż wiem za mało,
licho.
W sieci znajdziemy taki wyimek: „W 1933 opublikował
swoją pierwszą powieść zatytułowaną „Fontamara”,
poświęconą życiu najbiedniejszych chłopów z jego rodzinnej
prowincji Abruzzo. W podobnym tonie utrzymane były również
jego późniejsze dzieła”.
U Kępińskiego jest więcej,
szerzej i jest sporo kontekstów. Zatem do dzieła, do czytania
innych o Abruzji.
Do tej pory był moim liderem w odkrywaniu
włoskiej ziemi, literatury był (jest) Jarosław Mikołajewski.
Kolejna książka Kępińskiego powoduje, że do lidera dołączył
pomocnik.
Ta książka jest na swój sposób przygodową
fabułą o rozbójnikach. W Abruzji takich ludzi nie przeganiano,
łobuzów z gór ceniono za twardość, o której tyle mówi się w
tym regionie.
Ta książka pozwala poczuć się chłopcem,
którym jest przecież każdy dorosły mężczyzna. My przecież
nigdy nie dorastamy, jesteśmy tylko bardziej oczytani.
W
pewnym momencie w książce pada takie zdanie (stwierdzenie):
„Abruzyjczycy to naród karny i rozsądny”. Czyżby?
W tej
książce jest wiele opowieści, które przeczą tej tezie, a zatem
czy autor jest obiektywny, a może jest zakochany? Może Abruzja
(ludzie z tego miejsca) uwiodła – uwiedli Kępińskiego bez
reszty?
Chyba się mylę. Bo przecież, gdy czytałem „Szczury
z via Veneto” też miałem „pewność”, że pisarz
zbyt się angażuje. A przecież to żaden zarzut, to laurka, to
uznanie wyrażone podczas czytania.
Teksty Kępińskiego
były w części drukowane w „Rzeczpospolitej” i „Twórczości”,
ale jego opowieść nie jest gazetowa. Jest wykwintnym reportażem z
drobinami eseju. Mnóstwo tu ludzie, literackich odwołań,
historycznych galimatiasów, ludzkich tragedii.
Złożone w
całość dają lekturę nadobowiązkową. I ta włoska polityka, ta
historia, no i mafia...
A
i podobno w Abruzji lubią Jana Pawła II. Ciekawe czy ten karny i
rozsądny naród teraz zmieni zdanie?!
8,5/10