Roztopy
„Kolekcjoner śniegu” (Sběratel sněhu), Jan Štifter. Przełożyła: Anna Radwan-Żbikowska. Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2023.
Jan Štifter przy
użyciu dość prostych środków napisał książkę o pamięci, o
przyjaźni. Śnieg rzadko występuje w narracji, ale posłużył
autorowi, by opowiedzieć, że warto przechowywać pamięć, jednakże
śnieżny puch schowany do zamrażarki zamieni się po prostu w
szron, w lód. Zawsze nastąpi przekształcenie.
Najpierw
miałem skojarzenie z pisarstwem Pawła Huelle. Przyznaję; dosyć
proste to przełożenie. Różność miejsca, czasu i ci chłopcy.
Dwaj, a jednak trzech ich było (?!). Wojna, powojnie, Cygan,
Niemiec, Czech.
Czeskie
Budziejowice.
A
potem wpadłem na pomysł i trop, że podobnie pisze Łukasz Barys.
I od dzisiaj ogłaszam, że zaczynam doceniać to pisarstwo, "a
wszystko" to
zasługa autora z Czech.
Kolekcjonerem
śniegu jest Dominik. Poznajemy go późno.
Upalony marihuaną nieudacznik, który zamieszkał w miejscu, w
którym historia zostawiła ślad. Na 94. stronie autor zdradza, że
Dominik od dzieciństwa pasjonował się próbkami. Zbierał śnieg,
a później opisany w woreczkach chował do zamrażarki. Po latach
próbki zioła dawały mu jakoś przeżyć. Jedna, druga dziewczyna.
Szybki seks. Praca na budowie i jeszcze… ten chłopiec, który
przychodzi po nocach i „gada, opowiada” a może tylko jest. Bo
sama obecność o czymś świadczy.
Czytelnik
ma łatwiej od Dominika, bo czytelnik zna tło, ale pisarz myli
tropy. Jest trójpolówka. Mamy rok 1930. Mamy także lata
późniejsze: 1956 i 2017. Potem
robi się gęściej.
Bohaterów,
których poznajemy, jest bez liku. Każda z opisywanych postaci
zasługuje na książkę.
Ale największe
zainteresowanie budzi Josef. Uwaga! Wieje grozą lat międzywojnia,
bo Josef jest ofiarą morderstwa. Zabiła go matka, która bała się
końca wojny. Jej syn był dzieckiem Niemca, ten nie wrócił z
wojny, a w okolicach Czeskich Budziejowic ludzie gadali, ludzie byli
zdezorientowani. Skołowany i zalękniony był wówczas cały świat.
Karel,
czyli Karlos –
dwunastoletni
Cygan i trzynastoletni Adolf, syn Niemca, który gdzieś się
zapodział. Do tej dwójki dołącza Josef. Chłopcy go widzą,
słyszą. Bawią się z nim. Odkrywają świat ruin i pustostanów.
Łażą też po cmentarzu i codziennie mają nowy cel, ale
pozostawieni sami sobie wpadają w pułapkę dorosłości. Nie
przewidzieli, że może spotkać ich tragedia.
Czy
chłopiec – duch, którego widzi Dominik w 2017 roku, to ten sam
Josef z 1956 roku?
Karlos jest
stryjem Dominika. On zna odpowiedź.
Przyznaję;
Czesi potrafią pisać o historii. Przechodzą od szczegółu do
ogółu w sposób ujmujący. Zresztą robią „rundę honorową”
(i to wychodzi im najlepiej), bo przechodząc od ogółu do
szczegółu, zajmują się indywidualnymi dziejami.
Lubię
czeskie klimaty, ale przyznaję, że na polskim rynku wydawniczym też
jest sporo osób piszących z biglem i pomysłem. I chyba, czemu
wcześniej zaprzeczałem, do tego grona od pewnego czasu dołączył
Łukasz Barys.
Bo
to, co zrobił Jan Štifter, jest trochę Barysowe. Ale na
pewno jest też w tym ziarno pomysłów Barbary Sadurskiej, która
napisała do „Kolekcjonera śniegu” sympatyzujący blurb.
A
poza tym, czy „Tefil”
Rafała
Wojasińskiego też nie jest pewnego rodzaju „kolekcjonerem
śniegu”.
A
„Czarny hetman”?
Pisanie
o pamięci, o traumach ma wiele mistrzyń i wielu mistrzów. Mógłbym
wymieniać bez końca…
I to jest dobra wiadomość i dla polskiej, i dla czeskiej
literatury.
Pamiętajmy;
nie ma literatury narodowej! Jeśli ktoś tak twierdzi, jest głupcem!
Każdy pisze o sobie, a lustro, którego do tego używa, jest
przeróżne. Czasami są to drzwiczki od zamrażarki, innym razem
stare zakopane piwnice. Rozsypane kamienice, przykryte studnie,
płytkie jeziora, rzeki i bujne lasy.
***
„Tomáš Glanc
sądzi, że dzieje jednej literatury narodowej to mit, który jak
każdy mit oddziałuje na ludzi, w tym wypadku na naród. Dopóki
granice tego mitu traktowano dowolnie, podlegał prawom każdej
narracji, kiedy zaś naukowe kryteria gatunkowe syntezy literatury
narodowej wyostrzono, stał się on chaosem, „zbiorem paradoksów”.
Wydaje się, że wiele zależy od sposobu pisania, umiejętności
rezygnowania ze spostrzeżeń, może cennych i trafnych, ale
zakłócających narrację, która jest tu konieczna. Technicznie
polega to na wykreślaniu, obcinaniu wątków i, niestety,
upraszczaniu".
(Zofia
Tarajło-Lipowska, NIEODPARTA POKUSA SYNTEZY LITERATURY CZESKIEJ CZY
„NEODEPŘENÝ POKUS
O SYNTÉZU ČESKÉ LITERATURY”
Wrocław, 2010)
***
Lukru
jednak nie może być zbyt wiele, bo „Kolekcjoner śniegu” to
książka nierówna. Zamysł to jedno, a wykonanie to drugie.
Konstrukcja zbudowana na solidnych fundamentach. Pisanie o przyjaźni
i pamięci wymaga rozwagi, ale sceny z życia Dominika są często
nadpisywane. Ponadto finał tej opowieści ma symboliczny wydźwięk,
ale metoda zakończenia książki drażni.
Karlos i
Dominik oraz Kristyna rozkopujący
podziemia, to jak sceny z angielskiej czarnej komedii. Naciągany
scenariusz.
W
międzyczasie pojawiają się nowe lata. Sięgamy do lat: 1943 i
1945. Skrawki, okruchy, wspomnienia.
I
śmierć Adolfa. Symboliczna, straszna, przemilczana. Duchy
przyprowadziły, zaprowadziły, odeszły. Zostali tylko ludzie ze
swoim bagażem.
***
Jan Štifter
(ur.
w 1984 w Czeskich Budziejowicach)
Ukończył
historię kultury na Uniwersytecie w Pardubicach. Pracował w
redakcjach dzienników "Mladá fronta Dnes" i "Lidové noviny",
był redaktorem naczelnym tygodnika "Mladá fronta Sedmička".
W roku 2013 założył czasopismo lifestylowe "Barbar!".
Za powieść Kolekcjoner śniegu otrzymał wiele wyróżnień, w tym
nagrodę czytelników konkursu Čzeská kniha.
Adaptację sceniczną jego noweli
Café Groll wystawiło Jíhočeskié dívadlo w
Czeskich Budziejowicach. W wydawnictwie Vyšehrad ukazały
się również zbiór opowiadań Světlo z
Pauliny (Światło z Pauliny) oraz Paví hody (Pawie
gody), powieściowa kronika pewnej wsi. Oprócz prozy literackiej
pisze również teksty specjalistyczne, poświęcone przede wszystkim
krajowi południowoczeskiemu. Jest organizatorem festiwalu
literackiego Svinenské čtení w
miejscowości Trhové Svíny.
Mieszka z rodziną w Czeskich Budziejowicach, z żoną Evą mają
czworo dzieci.
7,5/10