WODO- SPAD!
Tao maku. Miłosz Marcin Zawadzki. Wydawnictwo Ostatnia Sobota Lata, Warszawa 2022.
Na
moim biurku leży biały zeszyt literacki z czarnymi mazami. A w
środku bardzo dobre wiersze.
Miłosz
Marcin Zawadzki, którego znam (wirtualnie) od około dwunastu lat,
zaskoczył mnie. Wybił w fotel.
Rozmontował
moje… członki. Operacja udana. Pacjent przeżył.
Miłosz
kazał ze swoją poezją wyjść na spacer i rozprostować stare
kości. Przekonałem się, że ludzie dojrzali piszą lepsze wiersze
od młodzieży. To nie jest uogólnienie, ale mam sporo dowodów na
poparcie swojej tezy.
Tylko
co z tego, że Miłosz napisał i wydał dobry tom? Poezji w Polsce
jest za dużo! Poezji w Polsce jest za mało.
Za
dużo w internecie. Za mało na papierze lub w e-bookach.
Co
z tego, że Zawadzki napisał i wydał bardzo dobrą książkę?
W
Polsce dobra poezja często przepada!
Są
okręgi – kręgi, które cieszą się z nagród i laurów.
Pozostali kiszą się we własnym sosie wieczorków
literackich.
Nagrody
dla tych z Dolnego Śląska, dla tych, co wydają w poznańskiej
bibliotece? Swoje kółka wzajemnej adoracji stworzono jeszcze w
Poznaniu, Szczecinie, Trójmieście i w Warszawie. No jest jeszcze
Łódź i Kraków.
Reszta
to rozbitkowie, którzy jeżdżą na Białą Lokomotywę i innymi
wagonami ku sławie, ale nic z tego?!
Poezji
w Polsce jest jak na lekarstwo!
Biblioteki
i domy kultury jęczą od smutków poetek i poetów, od nauczycieli i
dręczycieli słowa...
A
teraz (bez teorii spiskowych i aluzji) czas na opowieść o książce
„Tao maku”. O książce skrojonej z rozsądkiem. Z wyobraźnią i
wyczuciem.
Drogę, którą ą poeta przeszedł (nie tylko w tym tomie), jest długa, ale bez
zakrętów. On teraz – po latach wypisywania wierszy słabych,
słabszych i lepszych – rozgląda się na boki. On wiele wie,
rozumie i tak naprawdę jest nagi i kroczy przez świat w „szatach
króla”.
Dawno
nie czytałem lepszej przedmowy „do wierszy”.
Małgorzata
Południak, którą też znam od dawna, napisała tekst przemyślany.
Nie przegadała niczego, nie wymyśla „pierdół” i zbędnych
esów-floresów. Pisze o Istocie Książki.
O
wierszach drogi; o ścieżkach, tropach, kierunkach. O
przestrzeni.
Brakuje
mi tylko „rzeczy – sprawy” zasadniczej; WODY!
Od
pierwszych wierszy wszystko tu płynie, służy za naturalne
zwierciadło. Są krople, kroplówki. Jest rzeka, jezioro w błękicie,
morze w rozkwicie i strumyki pełne przeszłości.
Potoki.
(na
bez związku
z
rzeczywistością).
Puenta!
Każdy piszący szuka i potrzebuje sprytnej frazy, która jest
kluczem lub zamkiem. Najpewniej jest stawiana na końcu utworu. Tylko
bardzo dobrzy poeci wiedzą, że „tak nie można, tak nie należy”.
Bo puentą powinien być cały wiersz. Nie powinien szukać poklasku.
Wiersz cierpliwy jest i łaskawy.
Puenta
to oszustwo tandety. Puenta to bałamuctwo.
Miłosz
Zawadzki konstruuje swoje wiersze jak budowniczy, który dba o wygląd
całości, a nie tylko wierchu.
To
klocki LEGO, które podobają się wszystek.
Miłosz
pisze m.in. tak:
„tutaj
nigdy nic nie stało
i
nic stało się samo
z
siebie albo z ciebie
i
nie stanie się ot”
Rewelacyjny
wiersz (*** *** *** - strona 12).
czytamy w
nim także
„wskazujemy
palcem niewskazującym
kolejne
ścieżki kroplom”.
Zastanawiam
się (jednak), czy mój entuzjazm nie zostanie niebawem stłumiony?!
Miesiące miną (bo to naturalna kolej rzeczy), ale nie nienaturalną
koleją będzie, że wiersze Miłosza przepadną w czeluściach,
które tworzą duże oficyny. Wyprodukują tysiące tekstów
zbędnych, a narracja Miłosza ulegnie zapomnieniu?
Co
Wy na TO?
A
może woda zrobi swoje i obmyje otoczaki i skały? A może ktoś z
Gdyni lub innego Wrocławia opamięta się i zauważy (ten!!!)
świetny tom?!
„może
się lekko wzburzy
zafaluje do brzegów i zaleje
wyciskając
z nosa krew
z
poskładanych w kule rąk”
A
poza tym ja też bym (bardzo) chciał:
[…]
przejść się po linie
przez
chwilę poczuć nieważkość
modlitw
Rzesze
poetek i poetów cieszą
się, że zostało zgłoszonych do nagrody Wisławy Szymborskiej.
Tylko, gdyby tam wysłał zeszyt pełen żali i utyskiwań, o
wątpliwej wartości literackiej, to śmiem uważać, że też bym na
tę listę trafił. Tylko że co dalej, jak dalej?!
Miłosz
Marcin Zawadzki jest z Lipna. A Lipno nie leży obok Wrocławia czy
Poznania, czy zatem? Co zatem?
Wiele
tomów poetyckich to przedrukowane zasoby szuflad. Żądza wydania
książki jest tak ogromna, że o jakość dba niewielu.
Wydawnictwo
„Ostatnia Sobota Lata” wystarało się. Jest elegancki
„zeszyt”. Jest jakość literacka dużej (wysokiej)
rangi.
Miłosz
(powtarzam się) zaskoczył mnie.
Czytam,
podglądam jego wiersze od lat i nie miałem przekonania o sile tej
twórczości. Jakieś to było miałkie, powtarzalne. W „Tao maku”
jest elegancja słowa, jest porażenie kończyn. Bo, gdy łaziłem z
tym wierszami po lesie (obok jest sporo jezior), to czułem poetyckie
sparaliżowanie. Gada do mnie ta książka. Uwodzi, nie zawodzi!
Jest
wilgotno.
***
Może
jednak przesadzam?
Każdy
poeta (i każda poetka) pisze o kierunkach, wodzie, drogach,
tropach.
„Literatura
jako trop rzeczywistości”!
„
Gdzie wschodzi
słońce i kędy zapada”
„Procesem
tym kierują reguły, które wiążą się bezpośrednio z
intertekstualnością, traktowaną tutaj jako świadomy zabieg
konstrukcji tekstowej”.
„Jest
to może próba ustanowienia dialektycznej więzi między czystością
nieosiągalnych utopii a nieuleczalną świadomością degradacji
świata realnego”.
***
strona
28:
świat
jest
nieczynny
od wtorku
wysychają
krople na koszuli
chmury
stygną szarzeją
gasną
dzień
zawiesza się w rękach
pomiędzy
palcami gromadząc przestrzeń
do wyobrażenia
(ten
wiersz jest doskonały!!!)
***
Miłosz
nie kupił słów, on ich też nie sprzedaje. On je celebruje i w
kadzidle wraz z mirrą i złotem „rozpyla” na
zewnątrz.
„Niezliczone
pola do zliczenia”
***
strona
52:
znam
ten wschód słońca
mimo
to wciąż jest niespodzianką
szczekający
pies na brzegu
zalany światłem
***
WODO-
SPAD!
***
„Ludzie
są dziwni.
Uważają,
że chaos i porządek to przeciwieństwa”.
Wspaniała
adnotacja, wyborna linia demarkacyjna dla tego tomu.
I
to spisane odręcznym charakterem pisma postscriptum: „Monice –
mojej Żonie”.
To
nie jest czcze gadanie. Ja w te słowa wierzę! Uwierzyłem,
zobaczyłem, zauroczyłem się poezją Miłosza Zawadzkiego. Jednak
nie wszystko kupuję. Jest w tej książce kilka tanich chwytów,
które mnie drażnią.
Przykład:
„zgasić ten kawałek duszy”. Banał, banialuk, powtórka z
taniej rozrywki. Całe szczęście (moje i poety), że takich
„spostrzeżeń” jest niewiele.
***
KONIEC.
Kupcie książkę Miłosza. Czytajcie książkę Zawadzkiego. Zróbcie
wszystko, by o tym tomie było głośno! Bez wrzasku! Bez zbędnej
gadaniny!
8,5/10