Dylematy człowieka uczciwego
Drobiazgi
takie jakie te. Claire Keegan.
Tłumaczenie: Krzysztof Cieślik. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec,
2022.
Sceny
„z wczoraj”, pojedyncze kadry rodzinne i język starej Anglii to
trójząb, który atakuje czytelnika podczas lektury.
Trzy
szpikulce, które trzymają czytającego za gardło od początku do
końca tej skromnej fabuły. Niby nie dzieje się nic, ale tak
naprawdę lawina nadciąga.
Leniwy,
acz smutny obraz staje się coraz mocniej wyrazisty. Dylematy ojca,
męża, przedsiębiorcy.
Gdyby
nie wieńczący tekst wyjaśniający,
gdyby nie podpowiedź wydawcy, to czy dostrzeglibyśmy wszystkie
niuanse tej narracji?
„Drobiazgi
takie jak te” to wyborna miniopowieść; napisana w stylu Dickensa
(sic!).
Bo
gdyby nie portret Jana Pawła II, marki samochodów, listy córek do
Mikołaja, Margaret Thatcher i inne podpowiedzi, to czy na pewno
zorientowalibyśmy, że to miejsce i czas akcji jest tak bliski,
świeży?
Bękart,
który zakłada skład opału. Ma pięć córek, żonę i pozycję w
lokalnej społeczności. Ale ma
też godność, sumienie i spore pokłady empatii. To dzięki dobrej
stronie jednego człowieka, dowiadujemy się (raczej: domyślamy się)
o złych stronach zakonu,
za
murami którego
wykorzystywano
tysiące
młodych dziewczyn. Tysiące
niemowląt umierało.
„Drobiazgi
takie jak te”; szybka lektura i ze sporym ładunkiem
emocjonalnym.
Claire Keegan z
pomocą Krzysztofa Cieślika pokazuje nam czas świąt. Gdy Mikołaj
ma spore ręce roboty, gdy dzieci szukają prezentów, a firmy takie
jak Billa Furlonga mają zwiększone obroty.
Jednakże
wtedy budzi się duch jednego znanego
człowieka. Ebenezer Scrooge jednak
pozostaje literackim cieniem, bo Furlong to inny człowiek.
Furlong
wraca do swojej przeszłości. Wciąż szuka ojca, wciąż wraca do
szczegółów porozrzucanych przez lata. Furlong sam wywołuje „ducha
Jakuba Marley'a”,
tylko ten nie musi go przestrzegać, ostrzegać. Siedzi „na garbie”
i jest dobrym przyjacielem głównego bohatera, jest jego głosem
wewnętrznym. Bo tylko „gadanie z sobą” mu zostało. Żona nie
jest zainteresowana biedą innych, nie chce słuchać o podejrzeniach
wobec zakonnic.
***
Claire Keegan jest
mistrzynią krótkiej formy. Z zaledwie kilku słów buduje cały
świat, tworząc uniwersalną opowieść o krzywdzie i życzliwości,
o ludzkiej dobroci i milczącym przyzwoleniu na zło. Z empatią
pochyla się nad tym, co najłatwiej przeoczyć, i nad tymi, których
najtrudniej usłyszeć. To również głos w sprawie wstrząsających
wydarzeń, do jakich dochodziło w klasztorach sióstr magdalenek w
Irlandii, w których zajmowano się „upadłymi kobietami”.
Drobiazgi takie jak te to poruszająca opowieść o codziennych
aktach dobroci, które nieraz wymagają od nas największej odwagi,
oraz o drobnych decyzjach, które składają się na nasze
życie.
***
Bill
Furlong od dziecka mieszka w niewielkim irlandzkim miasteczku,
pracuje jako handlarz węglem, ma żonę oraz pięć córek. Czasy są
trudne, dlatego Bill stara się robić swoje i nie mieszać się w
cudze sprawy. Jak każdy w okolicy, słyszał plotki krążące o
siostrach magdalenkach, które prowadzą przyklasztorną pralnię.
Zakonnice zawsze jednak płacą mu na czas, dlatego tuż przed Bożym
Narodzeniem 1985 roku Bill jedzie zawieźć im opał. To, co zobaczy
za murami klasztoru, głęboko nim wstrząśnie. Musi zdecydować,
czy potrafi to zignorować, czy zareaguje, burząc tym samym spokój
swojej rodziny.
***
Uwaga
do tekstu
To
utwór literacki, który w żadnej mierze nie jest oparty na życiu
konkretnej osoby bądź osób. Ostatnią pralnię magdalenek w
Irlandii zamknięto dopiero w 1996 roku. Nie wiadomo, ile dziewcząt
i kobiet ukrywano, więziono i zmuszano do pracy w tych instytucjach.
Dziesięć tysięcy to skromny szacunek; trzydzieści tysięcy to
prawdopodobnie dokładniejsza liczba. Większość akt pralni została
zniszczona, przepadła albo odmawia się do nich dostępu. Rzadko w
jakikolwiek sposób doceniano pracę dziewcząt i kobiet lub za nią
dziękowano. Wiele z nich straciło swoje dzieci. Niektóre straciły
życie. Część bądź większość straciła życie, które mogłyby
mieć. Nie wiadomo, ile tysięcy niemowląt zmarło w tych
instytucjach lub zostało adoptowanych z domów samotnej matki. W
styczniu 2021 roku w raporcie Komisji ds. Domów Samotnej Matki
stwierdzono, że dziewięć tysięcy dzieci zmarło w zaledwie
osiemnastu instytucjach objętych śledztwem. W 2014 roku historyczka
Catherine Corless upubliczniła
swoje wstrząsające odkrycie, że w latach 1925–1961 w domu
samotnej matki w Tuam w
hrabstwie Galway zmarło
siedemset dziewięćdziesięcioro sześcioro niemowląt. Instytucje
te prowadził i finansował Kościół katolicki w porozumieniu z
państwem irlandzkim. Rząd Irlandii nie wystosował żadnych
przeprosin w tej sprawie aż do roku 2013, gdy zrobił to
taoiseach Enda Kenny.
***
Oto
finałowe fragmenty opowieści:
„Pomyślał
o pani Wilson, o jej codziennej życzliwości, o tym, jak go
poprawiała i ośmielała, o drobnych rzeczach, które mówiła i
robiła, i o tych, których mówić i robić nie chciała, o tym, co
z pewnością wiedziała, o rzeczach, które – gdy je zsumować –
równały się życiu. Gdyby nie ona, jego matka mogłaby wylądować
w tamtym miejscu. W dawniejszych czasach to własną matkę mógłby
uratować – jeśli można to było nazwać ratowaniem. I tylko Bóg
wie, co by się z nim stało, gdzie by skończył.
Wiedział,
że najgorsze dopiero nadejdzie. Przeczuwał mnóstwo problemów,
które czekały na niego za rogiem, ale zarazem najgorsze, co mogłoby
się stać, było już za nim; rzecz niedokonana, która mogłaby się
wydarzyć – z którą musiałby żyć do swego końca. Wszelkim
cierpieniom, jakie go teraz czekały, daleko było do tego, co
zniosła dziewczyna u jego boku i co jeszcze będzie musiała
przejść. Gdy piął się z nią, bosą, i pudełkiem butów ku
drzwiom wejściowym własnego domu, strach górował w nim nad
pozostałymi uczuciami, ale w głębi swego głupiego serca nie tylko
miał nadzieję, lecz naprawdę
wierzył, że dadzą sobie radę".
8/10