Recenzent dwóch spacerów


 2”, Łukasz Kamiński. Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2021.


Fotografia uliczna! Utalentowany prześmiewca. Najstarsza forma literacka wyburzona i zburzona, odbudowa.
Przedstawiam Wam pana Poetę, który spisał litanie skarg, wędrując po mieście, mieścinie, miasteczku, grodzie z pogmatwaną metryką.
Jakie to smutne – jakie to smutne – wysiadła miłość ze mnie za Kutnem!” - to z Turnaua i Wolańskiego. Łukasz Kamiński śpiewa, pisze INACZEJ! Urządził powieściowe imitacje.
Z czasem czytanie tego poety stanie się zjawiskiem społecznym i środowiskowym. Naprawdę!

Łukasz Kamiński numeruje swoje książki. Przeczytałem 1 i 2 i 3. Dzisiaj kilka słów o „dwójce”, która – gdy obrócimy odpowiednio knigą, jest znowu ponumerowana, jest pierwsza, jest druga. Spacernik, a zarazem ( w ogóle) Niespacerowanie.
Zagmatwane to? Nieistotne. Bo te wiersze gadają do mnie jak fotografie jak Street Photo.
To są wiersze o Kutnie, o zakamarkach ulic, o tajemnicach duszy i zagmatwaniu ludzkiej duszy.
Byłem kilka dni temu w tym mieście (osiemdziesiąt minut na dworcu PKP) i czytałem Kamińskiego.
Spróbujcie! To jest zwinne, gibkie, przemyślane, dopracowane. To nie jest miałkie.
Wcale nie musicie jechać do Kutna…

Jestem oczarowany, zdumiony i pełen nadziei.
Gdy grudniu tego roku spotkałem się z Łukaszem Kamińskim, nie wiedziałem o nim NIC!
Gdy spotykam go codziennie o poranku, czytając jego wiersze, to wiem, że ten trzydziestolatek (rocznik 1991) ponumeruje jeszcze wiele książek.
Człowiek, który ma talent do opowiadania, który eksperymentuje. Poeta, który na pewno stanie się prozaikiem, bo ma w sobie tak wiele słów, które trzeba uwolnić, ułaskawić.
Numer „2” to poetycki bedeker.

Standardowo czytam o poranku dwa wiersze; wystarczająca porcja, ale przy Kamińskim zmniejszyłem dawkę. Jeden jego utwór robi takie spustoszenie, że potem zapominam o kawie, a dogasającym w dłoni papierosie. Jestem sparaliżowany jak na przykład po tym wierszu:

tylko duchy mnie rozumieją
szalom szepcze mi
że
 nadużywam haszu odkąd
rzuciłem szkołę
nie potrafię jednak inaczej gdy
przy starej szkole słyszę
szmer niemieckich dzieci
die strasse frei dem
braunen die strasse frei dem
myślę wtedy że jestem
pętlą na szyi traugutta

(powstania styczniowego, strona 10.)

Łukasz Kamiński bawi się nieostrożnie, bo pobudza, porusza struny niebezpieczne; rozprawia się z historią książkową i przemilczaną. Chodzi ulicami Kutna i opisuje zdarzenia, komentuje ludzkie zachowania. Niczego nie idealizuje, wciąż „prycha” publicystyką…
Proponuję szerzej spojrzeć na twórczość Kamińskiego, ale do tego potrzeba czasu. Bo jego książek nie należy wyłącznie czytać, należy je analizować z podręcznikami, słownikami w dłoni.
Proponuję, byście tak jak ja przeczytali wszystkie tomy Łukasza! Jego utwory ulegają widocznej przebudowie. Ten człek nie jest monotematyczny; on się rozgaduje na wiele sposobów i o wielu sprawach mówi.
Dlatego, domyślam się, że jego czwarty tom będzie INNY. Może pomorski, może kaszubski, bo autor jest częstym gościem na Wybrzeżu.
Łukasza Kamińskiego „dodałem do ulubionych, do obserwowanych”. Nie bez powodu będę mu kibicował, bo skoro młody mężczyzna pisze jak stary wiarus, to albo wpadł niewłaściwą kreację, albo (naprawdę) to niesamowity poeta – pisarz?!

Idealizm, nowy realizm i PROZA podróżnicza. Bunt, ulice pochodzenia żydowskiego, a nawet duchy, umarli. Rozbudowany postmodernizm.
? Wszystkie moje przymiotniki i rzeczowniki trzeba opatrzyć znakiem zapytania, bo ta poezja umyka formalizacji; szuka własnej drogi.
Jeśli do kogoś miałbym porównać Łukasza Kamińskiego to do Łukasza Barysa, do Rafała Wojaczka, do Kazimierza Ratonia, Macieja Bobuli, Piotra Sommera. Dość! Skojarzeń jest sporo; wszystkie dotykają tradycji dobrej poezji.
Naśladowanie autentyczności !

ulica która jest tylko
na planie i obawa
że
 brygada bohuna wciąż
rekrutuje młodych
hajlujących chłopców rabin
gaon patrzy ze smutkiem
na mój los z cegieł można
zbudować dom można
też zbudować mur albo
 kogoś
cegłą zatłuc czaszki
pękają jak fistaszki przy silnym
uderzeniu
(świętokrzyska, strona 11.)

Ten dyskurs historyczny, który urządza Kamiński, powoduje, że nie czytamy tych wierszy ot tak, bo (ja) śledzimy podręczniki, szukamy w sieci, by sprawdzić, co się wydaje poecie, a co mogło się w Kutnie kiedyś zdarzyć naprawdę. To wciąga, pociąga. To łamie konwencje i… konwenanse.

Łukasz Kamiński zamienia siebie i podmiot literacki w wędrowca, któremu przyświeca banalne przesłanie, że droga jest ważna, a nie cel. Zatem idzie, widzi, spisuje, opisuje, wariuje, czasami wymiotuje. Gra, hasa, rozbestwia się; widzi zjawy, widzi trupy, dostrzega żywych… Zbiór, rozbiór, rozczłonkowanie kutnowskich arterii i tych twarzy w oknach, barach, małych mieszkaniach, tych pośród śmietników.
Okiem Innego obserwuje i rozpisuje tożsamość miasta.
Powiązanie Historii z Pamięcią i Mitem.
Nie ma mowy o harmonijnej konstelacji; tu niemal wszystko się rozłazi, rozprasza, rozwiewa.
I do tego zamierzony komizm nieporadnych dramatów żałobnych.
Lokalna wymowa tego tomu to przykrywka to wymowne alibi. Dla autora i dla czytelników. (Niech myślą, że to „tylko” o Kutnie, a nie o Polsce – całej, pomazanej, głupiej, partyzanckiej).

Tego typu utwory wymagają odbiorcy, który nie tylko będzie czytelnikiem i widzem, lecz przede wszystkim odbiorcy wyposażonego w język, który czerpie – wg metafory Dawidek Gryglickiej – ze szczeliny między czytaniem a nieczytaniem. Litera staje się znakiem i gramatycznym, i graficznym, a samo czytanie poznaniem. Rozpoznaniu podlega bowiem struktura dialogowa tekstu wizualnego” – pasuje w sam raz.
(Marcin Malczewski, Poznań 2015)

9/10

popularne