Wciąż być dzieckiem!



Wczoraj. Juan Emar. Tłumaczenie Katarzyna Okrasko. Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2022. Seria Cymelia.

Trochę braw by się przydało! Uwielbiam „świat wyobrażony” Bruna Schulza. I „TO” tutaj (tam) szukam całego dobra, wszelakiej analogii.
Bo Juan Emar (oczywiście, z rozmysłem) pisał jak dzieciak. Pełno w jego „anegdotach” dziecięcych strachów, glutów, ukrytych za sofą. Ale jest i struś, który pożera i wypluwa lwa. Ubaw po pachy i kałuże łez. Bo to przemyślane, wymyślone, rozczłonkowane. I takie „wczoraj” mnie przekonuje, ale w pewnym momencie mówię: basta!
Bądź (sic!) człowieku (trochę) bardziej przebiegły, wykwinty, nie tylko infantylny.
Nawet jeśli to surrealistycznym piórem spisane.


Bo:
Uwielbiam surrealizm w literaturze. Mnie to bierze i rozbiera na czynniki pierwsze. Jestem zwolennikiem dadaizmu, ale „nieograniczona wolność twórcy” nie zawsze musi mnie rozkładać na łopatki.
„Wczoraj” uznaję za lekturę potrzebną, ale znajmy umiar w zachwytach. To, naturalnie, inteligentne, przebiegłe, absurdalne, ale momentami zwyczajnie nudne.
Gdyby uznać, że Juan Emar stworzył literacką rzeźbę, to jestem na tak. Ani to obraz, ni grafika, żaden z niego performer. Czerepie garściami z innych,
a stara(ł) się być osobny.
Antropologia wyobraźni jest wyraźna i, momentami, smakowita, ale trudno uznać, że to cymelia.

Bo przecież. Ale i „ale”::Cytat „adwokata diabła”:


Pamięć jest polem psychologicznych ruin, rupieciarnią wspomnień. Trzeba na nowo rozbudzić w wyobraźni całe nasze dzieciństwo. Rozbudzając je, mamy szansę odnaleźć je w samym życiu naszych marzeń. […] Dlatego tezy, których chcę bronić […] sprowadzają się do uznania w duszy ludzkiej trwałego ośrodka dzieciństwa, dzieciństwa poza historią, ukrytego przed innymi, […] którego realny byt ogranicza się do momentów iluminacji – to znaczy do momentów istnienia poetyckiego. […] Dziecko jest bytem zadziwiającym, który realizuje z dziwienie bytem. I tak właśnie odkrywamy w sobie pewne znieruchomiałe dzieciństwo, dzieciństwo poza stawaniem się, uwolnione z trybów kalendarza. […] Ujęte w perspektywie archetypowych wartości, przemieszczone w kosmos wielkich, znajdujących się u podstaw ludzkiej duszy archetypów, dzieciństwo jest czymś więcej niż tylko sumą naszych wspomnień. Aby zrozumieć nasze przywiązanie do świata, trzeba do każdego archetypu dorzucić dzieciństwo – nasze dzieciństwo. Nie moglibyśmy kochać wody ani ognia, ani drzewa, nie nasycając ich miłością i przyjaźnią, które zaczynają się w naszym dzieciństwie. […] Bez dzieciństwa nie ma prawdziwej kosmiczności. […] Dzieciństwo ma własne znaczenie fenomenologiczne, znaczenie fenomenologicznie czyste, ponieważ wywodzi się spod znaku zachwycenia”
(G. Bachelard, Marzenie ku dzieciństwu, Poetyka marzenia, przeł. L. Brogowski, Gdańsk 1998)

Cymelia albo cimelia (gr. κειμήλιον keimēlion „nieruchomość, kosztowność, skarb, klejnot”) – zbiory lub obiekty o szczególnej wartości, odpowiednio chronione i przechowywane; najcenniejsze druki i rękopisy w bibliotece, wydzielone z zasobów i specjalnie chronione; rzadziej pisma i druki zakazane tzw. prohibita.
Cymelia to seria oficyny ArtRage.
Prześwietna
„Nazwij to snem”, Henry Roth (powieść wydana wspólnie z Książkowymi Klimatami, Wrocław).
„Oni”, Kay Dick, dystopiczna, rewelacyjna przypowieść.
I teraz – w tej samej serii –
„Wczoraj”, Juan Emar. Zabawna, przewrotna, ale najsłabsza z tego koszyka.


Dlaczego? Zdaje się (czy tylko mnie?!), że książki wydawane przez ArtRage są w zamyśle prezentowane jako „te jedyne i najwspanialsze”. A tu zabawka, igraszka, zabawka blaszana, która jest zwariowana, bo reklamuje się to tak: „Wczoraj” „Juana Emara (1893-1964), pisarza podziwianego m.in. przez Pabla Nerudę, Roberta Bolaña, Alejandra Jodorowsky’ego i Cesara Airę, koresponduje z dziełami Kafki i Nabokova, zapowiadając narodziny realizmu magicznego.
I (ja) wszystko rozumiem, te niuanse, ten zbiegi zdarzeń i metafizykę komizmu, ale wolę Bolaña, a jeszcze bardziej Kafkę.

Czyta się to szybko. Sprawnie. Ubaw po pachy. A z drugiej strony smutek, bo egzystencjalizm jest tu obleczony w szaty klauna. Ale to pozór. Powinno się podobać, a jednak jakoś „średnio na jeża”.
W sieci znajdziemy taką notatkę: Juan Emar ur. 1893, zm. 1964, właśc. Álvaro Yáñez Bianchi, pisarz, malarz, krytyk sztuki. Prekursor chilijskiego surrealizmu, w latach 20. mieszkał z żoną w Paryżu, gdzie zetknął się z awangardą dadaizmu i surrealizmu, co wyraźnie wpłynęło na jego twórczość.
Czyli brać garściami i się nie czepiać?!
Lub uznać, że Cymelia nie zawsze oznacza „skarb”. (To także awangardowe skecze!)
Melville* to nie jest. Schulz troszkę. Kafka w osadach kurzu. Bolaño – „robiony” przez kalkę.
(*Hermana szukam w każdej dłubaninie, stąd tu jego nazwisko).

Na stronie internetowej wydawnictwa czytamy: „W San Agustín de Tango – Macondo Emara – nigdy nie wiadomo, co się wydarzy ani kogo się spotka. Zwykła małżeńska przechadzka zaczyna się tu od makabrycznej egzekucji z użyciem gilotyny za snucie rozważań na temat intelektualnych przyjemności płynących z seksu. W zoo śpiewa małpi chór, a struś pożera lwa. Mężczyzna w trakcie sikania skacze na linie przez czas i ucieka, a może i nie, bo w surrealistycznym świecie Emara o pewność trudno”.

Sprytnie napisane, ale to streszczenie, a nie „zachęta” do zakupu książki. Gdyby były (jakieś) święta, to kupiłbym książkę dzieciom, a nie partnerowi lub partnerce (zależnie od mojego samopoczucia).

Ale ok. Powymądrzajmy się jeszcze trochę, broniąc tej fabuły.
Otóż:
Siła obrazu, kiedy dorosły mężczyzna boi się „czegoś” ukrytego w salonie rodzinnego domu lub to gdy z manierą znudzonego widza ogląda ścięcie części głowy, bo ta była odpowiedzialna „za dobry seks”; to ma wszystko sens. Jest frapujące, ale niczego (w moim postrzeganiu świata) nie zmienia.
Pokazuje tylko (i aż) strach, egoizm i głupotę ludzką.
Ta książka mogłaby być dobrym uzupełnieniem dla pewnej poezji. Sprawa dotyczy
„Pieśni Maldorora”. To tam (także) autor bawi się ludzkim zidioceniem. Nieokiełznana wyobraźnia… Na pewno bardziej wyrazista niż opowiastki z „Wczoraj”.

Bo:
„Siła obrazu poetyckiego, w którym maszyna do szycia i parasol z Pieśni Maldorora zostają wyrwane z funkcjonalnego kontekstu i tracą swój status, polega na zwielokrotnieniu odczucia określonego przez Krála jako »tajemnicza obecność«, a przez Rolanda Barthes’a jako „nieustanne niespełnianie semantycznych oczekiwań””.
(„Tajemnicza obecność rzeczy”, JAKUB KORNHAUSER, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2015).

„Wczoraj”, tego zbioru puzzli, nie należy lekceważyć, ale nie jest to też ofiara całopalna. To wybryk, pokazujący możliwości autora. Dobrze, że „to wyszło”. Ukazało się

Ale było, jest i będzie tylko jedną z wielu książek, w której dorośli wracają do prawdy starej jak świat: „nigdy nie dorośniemy”!
Bo surrealizm, to jeden z najżywotniejszych gatunków literackich. Pisanie z jednej strony wariackie, a z drugiej strony jakże racjonalne.
Bo jest w tym pisaniu i śmiałość, i żałość i pokusa powrotu do dzieciństwa.
Bo surrealizm, podobnie jak dadaizm, zawsze gwarantuje ZASKOCZENIE!
Kontrapunkt dla udawanej „normalności”.

7/10

@Zdjęcie
https://www.goodreads.com/book/show/9633811-un-a-o

popularne