Świat bez właściwości
Zaklinanie węży w gorące wieczory.
Małgorzata Żarów. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2022.
„Te
dni płyną jak sen […] Dym ściele się nisko i czepia każdej
trawki”. To wyrwane frazy z wiersza Grzegorza Hetmana. Słowa,
które mogłyby być mottem tej fabuły.
Debiut Małgorzaty
Żarów jest kawałkiem dobrej literatury, tylko że mnie (nie
zawsze) takie DOBRO przekonuje.
Piotr Siemion wieszczy, że to
„druga Masłowska”. Broń cię panie boże! Ta burleska jest (dla
mnie) mieszanką wczesnego (dobrego) pisania Michała Witkowskiego z
dodatkiem literackiego szaleństwa Anny Mazurek.
„Zaklinanie
węży w gorące wieczory” jest popełnione z pomysłem i
rozmysłem, a nawet swego rodzaju wymysłem.
Pomieszanie stylów
i konwencji. Jednak moment, gdy nasza bohaterka Violet Love
zostaje w parku przygarnięta przez studenta, a potem zaczyna mu się
zwierzać – jest takim fragmentem,
że witki opadają. Bo nagle dostajemy powieściowy zakalec.
Autorka
się bawi, a czytelnik wzdycha i nie potrafi zrozumieć tej prostoty,
takiego rozwiązania.
„Zaklinanie
węży w gorące wieczory” to rozmawianie o samotności i
niezrozumieniu. Pisarka podaje nam to w sosie apokaliptycznej
parodii.
Najwyżej cenię w tej prozie tempo. Bo jest
zwodnicze. Dzieje się sporo,
ale jest, to tak podane jakbyśmy spowolnili… odtwarzanie. I nie
chodzi o narracyjną zmianę prędkości, lecz o charakter tego
pisarstwa. Prześmiewczy, a jakże melancholijny. Ironia, która
wewnętrznie łka.
Bo
przecież „ironia to przefiltrowywanie interpretacji przez opozycję
dwuczłonową”.
Mamy świat, który upada i Ambrożego
kręcącego porno. Następuje krach. Niewiadoma hekatomba. A w tle
warzywne kopulacje, facet na
warszawskiej ulicy uwięziony na własne życzenie w
worku, Ramona lecząca ziółkami zaginionego – poszukiwanego.
Realność w melasie wirtualnej.
Pisarka (celowo i brawurowo) z
nas kpi. Kataklizm, który się wydarza, jest pozorny. Wszystko jest
prawdą, a jednocześnie kłamstwem.
Łgarstwa
mediów, polityków. Fakty wypaczone i spłaszczone. Był wybuch,
niebo przybiera przedziwnych barw. Jednakże igranie z duchem trwa w
najlepsze.
Bo przecież jest internet. Bo przecież jest
potrzeba zapominania i wypaczania własnych potrzeb.
Według
Wydawnictwa Czarne
proza ma się tak:
Odważna, nieobliczalna opowieść o młodej
kobiecie, która wędruje przez surrealistyczną Warszawę w podartej
sukni ślubnej. Jest umazana złotą farbą, zamiast torebki trzyma
butelkę wina, a w gorsecie chowa skradziony przedmiot. Powrót do
domu utrudniają jej apokaliptyczny upał i chmura czarnego dymu,
która zmierza nad miasto.
Osoby, które spotyka po drodze,
zaskakują nawet bardziej niż pogoda w stolicy. Ambroży chce
stworzyć arcydzieło, choć brakuje mu talentu. Ramona zajmuje się
dłońmi klientek kompleksowo: robi manicure i wróży z ręki.
Stefan zapewnia, że jest albinosem – a przynajmniej jedna z części
jego ciała jest. Rozmowy z nimi stanowią pretekst, by opowiedzieć
o sobie i swoich doświadczeniach. A może raczej: o osobie, w którą
się teraz wciela, bo prawdziwe imię bohaterki do końca pozostaje
tajemnicą. Znamy jedynie jej pseudonim – to
jako cam girl Violet Love występuje przed
mężczyznami, którzy płacą jej za spełnianie ich fantazji, nie
tylko seksualnych.
Zaklinanie węży w gorące wieczory to
brawurowy debiut prozatorski i wciągająca zabawa konwencjami. W tej
apokaliptycznej wędrówce przez Warszawę są kicz, katastrofizm,
groza i pornografia. A pod ironią i złotą farbą – prześmiewczy
portret naszych czasów.
I jest w tym opisie fałsz. I
jest w tym opisie autentyczność. A między słowami jest
SZALEŃSTWO.
Abstrakcja i procedury, które prowadzą do
zidiocenia świata.
Opus operandi Małgorzaty Żarów
zasługuje na brawa. Tylko że mnie takie pisanie bardziej śmieszy,
niż skłania do refleksji.
A dopisek na okładce, że „tylko
dla czytelników dorosłych” wcale nie jest ostrzeżeniem, lecz
prostą zachętą do kupna książki przez młodego czytelnika. Moim
zdaniem, żaden młodzieniec, ani żadna panna nie zgorszą się
podczas lektury. Wiedzą więcej i lepiej niż ten chory świat –
na pograniczu wirtualności i realności – wygląda.
Atrakcyjne
natomiast może być to „ostrzeżenie” dla dewiantów, bo i o
nich w tej książce sporo słów pada.
Doznawanie odczuć
– to jest clou programu. Paleta skrajnych stanów. A
jednak Violet Love zachowuje się, jakby nic się nie
stało, bo przecież nie takie cuda widziała i nie w takich
„programach” brała udział…
Czy ona statystuje? Czy
dobrze się bawi? Czy rozpacza? Czy raczej wypacza rzeczywistość?!
To
jest złożony czas przeszły i teraźniejszy. Sarkazm, drwina i
kpiny z nas samych.
Dzieje się to w Warszawie. Ale to
figura retoryczna. Bo tak naprawdę dzieje się to w naszych głowach.
Naszych, to znaczy własnych i tych, których nie poważamy, które
nas śmieszą i irytują. Bo świat naprawdę zwariował, zatem kpina
jest najlepszą bronią, by to obśmiać, a jednocześnie nad Tym
zapłakać.
To nie jest „nowy projekt literacki”. Tak
się już pisało i pisać będzie, ale – z jakiegoś powodu –
właśnie taki sposób przedstawienia się czytelnikom, wybrała
Małgorzata Żarów.
Luka tej narracji, której nie da się
zasypać, to nierówność. Rozumiem zabawę formą, ale ta fabuła
jest po prostu chwiejna. Są momenty „ochów i achów”, a są
fragmenty zwyczajnie słabe.
Postać Mikołaja jest papierowa,
miałka. Ale z drugiej strony to właśnie w tym fragmencie
przemiana Violet Love w Arletę ma sens. Dziewczyna z
kamerki staje się realną, pełną zwykłych tęsknot,
kobietą.
„Jeśli ironia jest echem, nie wszystkie echa
są, jak wiadomo, ironiczne”. Bo dosłowność jest, w tym wypadku,
pochodną samotni naszej bohaterki. Wypaczone dzieciństwo, brak
rzeczywistych relacji i pozorna szczęśliwość. To jak prawda mszy,
oratorium, głosów cichych i głośnych. Karkołomność dekalogu,
który brzmi dosadnie, a przecież można go interpretować,
deprawując własne życie.
To współczesne kino moralnego
niepokoju. Niepokoju (także)
w
cyberprzestrzeni…
Z tej prozy „wyrastają
skrzydła” (David Vann,
Legenda o samobójstwie),
ale jeszcze są z
wosku, zbyt Ikarowe…
Język, jakim jest to
napisane, nazywam świadomym. Widać i czuć, że pisarka
wiedziała i wie, dlaczego tak, a nie inaczej. W debiucie takie
„zagrania” trzeba docenić, zauważyć!
Oddychamy słowami,
które z nas się śmieją. Ale to śmiech przez łzy.
Bo…
„czynnik ironii wydaje się znośny i pożyteczny tylko
wtedy, kiedy wyraża nie osobistą i arbitralną postawę
autora, lecz jakiś stan świata, do poznania którego tak
zorientowana ironia literacka może zatem przyczynić się w sposób
decydujący” (Beda Allemann –
„O ironii jako o kategorii literackiej”).
*Małgorzata
Żarów
(ur. 1988) – pracowała jako lektorka języka angielskiego i
analityczka do spraw przeciwdziałania praniu pieniędzy. Mieszka w
Warszawie. Zaklinanie węży w gorące wieczory to jej debiutancka
powieść.
7,5/10