Piewca Smutku
Świetlista republika. Andrés Barba. Tłumaczenie Katarzyna Okrasko. Wydawnictwo Filtry, 2020. 224 strony.
Andrés Barba.
Zacząłem od „Małych rączek”. Minimalizm tej przypowieści
mnie zaskoczył, ale i zauroczył. Teraz przeczytałem „Świetlistą
republikę”. A jutro mam w planach „Życie Guastavina i Guastavina”.
Na razie nie znajduję innego określenia, jak to, że urodzony w
Hiszpanii pisarz to Piewca Smutku.
Research Wydawnictwa Filtry
jest doskonały, bo czytanie tych opowieści to zetknięcie się –
jak w przypadku pisania Bruna Schulza – z czymś magicznym, a z
drugiej strony tak bardzo powszechnym.
Piotr Paziński w
Posłowiu nawiązuje do tego skojarzenia. Zaczyna swój tekst tak: „W
jednym ze swoich późnych, pisanych na fali wydawniczego sukcesu
opowiadań Bruno Schulz proklamował »republikę marzeń«.
Była to, a właściwie miała być, bo upływ czasu sprawił, że
nie powstała, samowystarczalna dziecięca kraina, ulokowana wśród
przyrody na peryferiach prowincjonalnego miasta, w której, po
odsunięciu dotychczasowych praw i konwenansów, zapanowałby twórczy
żywioł nieskrępowanej wyobraźni, duch opowieści i powszechnego
braterstwa. Dla garstki małych mieszkańców leśna republika miała
stanowić bezpieczny azyl i szkołę życia”.
Czy
„Świetlista republika” jest o tym samym? Tak i nie. Bo dziecięce
marzenia są podobne, ale wykonanie inne. Zupełnie osobny jest
pejzaż wokół. Wymyślony kraj, wymyślone miasto = chyba gdzieś w
Ameryce Południowej – i fala maluchów posługujących się swoim
językiem, bez przywództwa szarpie się z życiem dorosłych. Z
systemem politycznej poprawności. Dzieci – od-rzutki, podrzutki,
wyrzutki. Dzieci, które nie wiadomo skąd się wzięły i czego
chcą.
Konwencja
paradokumentu sprawia, że czytelnik początkowo sądzi, że to
naprawdę się zdarzyło – wydarzyło. Niemal od początku wiemy –
z relacji narratora – że grupa buntowników, odszczepieńców –
nie żyje. Co się stało? Mówi nam o tym jeden człowiek, uczestnik
i świadek tych wydarzeń. INNY. Członek miejscowej elity. Napływowy
podobnie jak większość ze „Świetlistej Republiki”.
Wydawnictwo
naprowadza nas na kolejny trop:
„Ponoć inspiracją dla
Świetlistej republiki był nominowany do Oskara polski film
dokumentalny Dzieci z Leningradzkiego (2005), w którym Andrzej
Celiński i Hanna Polak pokazali z jednej strony dławiącą
obojętność moskwian na nieletnich mieszkańców dworca, z drugiej
– fascynujący świat zabawy i wyobraźni, jaki dzieci potrafią
wykreować, by przetrwać. Andrés Barba poruszone
przez nich wątki rozwija, ale też dopowiada, uzupełnia,
przetwarza. Przede wszystkim buduje w swojej książce arcyciekawą
postać narratora, świadka wydarzeń, które miały miejsce
dwadzieścia lat wcześniej, a teraz są przez niego relacjonowane,
przy czym rewiduje on swój własny wkład w bieg wypadków”.
Wszystko
w tej książce jest proste. Nawet ta „niepojęta” tajemnica.
Literacko użyto sposobów sprawdzonych, a wręcz „oklepanych”.
Narrator – tło wydarzeń – spisane wspomnienia dziewczynki –
„zdrada” członka Republiki – miejska kanalizacja przystrojona
mnóstwem kolorowych szkiełek, śmieciowych lampionów.
Czytelnik
nie musi się (niby) trudzić, by zrozumieć aluzję, paralelę i
alegorię. A jednak ta „prostota” jest strzałem w dziesiątkę.
Stwarza nam możliwości do wiwisekcji własnych działań i
wyobrażeń.
Sukcesem
pisarza jest to, że estetycznie nie jest nachalny, a zbudowana przez
niego intryga da się łatwo rozwikłać. I wtedy następuje dramat!
Bo jak z tym żyć, jak to przetrawić? Podobnie jak w „Małych
rączkach” dzieci władają naszym odczuwaniem. Naszym rozumowaniem
i postrzeganiem zła.
To,
co tworzą cisi bohaterowie tej fabuły, to miasto zamknięte;
to republika wyimaginowana. Las, kanały, ulice. Są jak gryzonie, z
tym że po śmierci szczura nie czujemy tak przejmującego
smutku. Tak wibrującego niezrozumienia i nieporozumienia.
Dzieci
(przecież) próbują zwrócić na siebie uwagę, szukają atencji, a
dostają pogardę i złość. To rodzi przemoc, powoduję ucieczkę;
skrywanie się. Smutna zabawa w chowanego.
Książki
tego autora to miniaturyzacja ducha. Posępność
przekazu jest wszędobylska, depresyjna.
Czy
jest nadzieja w mroku? Nie ma! Historia opowiedziana przez dorosłego,
który sam doświadczył żałoby, nie jest wiarygodnym panaceum na
lepsze życie. Zwłaszcza gdy nasz „urzędnik”
przywołuje programy telewizyjne, relacjonuje wypowiedzi publicystów
i socjologów. To jest opowieść jednorazowego użytku. Niestety
niewielu z niej jest w stanie wyciągnąć nauczkę. Bo postawienie
pomnika, bo napisanie książki nie załatwia problemu, który
pojawił się u źródła.
Problemem
zagubienia, nieuważności. Problemem egoizmu i braku empatii.
„Zaniedbanie jest jednym z przejawów przemocy stosowanej wobec
dziecka i może obejmować zarówno sferę psychiczną, jak
i fizyczną”. Formułka w „Świetlistej republice”
rozpisana na czynniki pierwsze.
Albo
to: „Zaniedbanie dziecka może być definiowane jako warunek, w
którym opiekun odpowiedzialny za dziecko albo celowo, albo poprzez
nadzwyczajny brak uwagi pozwala, aby doświadczało ono
cierpienia, które może mu się przydarzyć i nie udaje mu się albo
nie dostarcza jednego lub dwóch składników popularnie uważanych
za podstawowe dla rozwoju fizycznego, intelektualnego, emocjonalnego
i wychowania” (Polansky i inni 1975, s. 5).
Można
mnożyć i przywoływać język psychologów, socjologów, a można
też Zacząć Myśleć i przywołać prawdę starą jak świat: - Dla
człowieka najważniejsze jest Dzieciństwo!
Tak było u
Grimmów, Andersena, Lewisa, etc. Tak samo
postępuje Andrés Barba. Bo: „Dziecko od zawsze istnieje
w ścisłym zespoleniu z grozą. Straszone przez dorosłych,
straszące siebie, dobrze zna repertuar strachu i potrafi go zarówno
demonizować, jak i oswajać” – Katarzyna Slany.
Tym
razem to dorośli nie dojrzeli. To oni boją się cienia swojego
dojrzewania i swoich zaniechań.
Dlatego w pewnym momencie
padają takie słowa: „Trzydziestka dwójka, utraciwszy
swoją »realność«, zmieniła się w doskonałego potwora,
chociaż ten potwór straszył bardziej w nocnych koszmarach
dorosłych niż dzieci”.
8/10
*Zdjęcie
pisarza - https://alchetron.com/Andr%C3%A9s-Barba