Love Faroe Islands
KANSKA.
Miłość na Wyspach Owczych. Urszula Chylaszek. Wydawnictwo
Poznańskie, 2022. Seria Reporterska. 256 stron
Jeśli
pisać reportaże, to właśnie TAK. Dokładnie tak, gdzie
najważniejsi są ludzie, a nie pejzaże. Gdzie chłód i gorąc
pochodzi od człowieka, a nie tylko jest uwarunkowany warunkami
atmosferycznymi.
Wyspy Owcze. Coś z Danii, coś z Islandii.
Dużo indywidualizmu.
Urszula Chylaszek skupiła się
na jednostkach, by przedstawić całość. Dzięki takiemu zabiegowi
mamy lekturę, która wciąga i pociąga. Bo jest wynikiem ciężkiej
pracy.
Książka zaczyna się doskonale. I tak jest niemal
przez całą narrację.
Posłuchajcie, przeczytajcie:
(!)
„Pamięta taką scenę; była mała i zasnęła w
domu na kanapie. Obok leżał pies. Nagle czegoś się przestraszył,
warknął i i ugryzł ją w rękę. Ojciec chwycił psa za
kark, wyrzucił na zewnątrz i tam go zastrzelił. Wypominał jej
później latami, że musiał go zabić z jej winy.
Laila mówi
cicho, jakby się bała, że ktoś nas podsłuchuje. Włosy strzyże
krótko. Jest nie za wysoka i nie za szczupła. Na karku ma prawie
pięćdziesiąt lat, na nosie okulary, a w głowie częściowy zanik
pamięci […]”.
Duchowość. Cielesność. Relacje. To
wszystko odnajdziecie w „Kanskiej”. Tekście, który pod
mikroskop kładzie historię i teraźniejszość Wysp
Owczych.
Samozwańczy lider Kościoła osobnego. Lesbijka. Gej.
Artysta samotnik. Walka. Wygrane i
przegrane.
Urszula Chylaszek oddaje głos wszystkim.
Nie tylko tym, których darzy wyraźną sympatią. Jedna, druga, a
nawet trzecia i czwarta strona mają głos. Mówią szeptem lub
krzykiem. Niektórzy chowają się za podwójną gardą i z obietnic
czynią pasma kłamstw. Czyli… życie.
Skupisko
niewielkie, a mnogość emocji, które towarzyszą ich trwaniu, są
ogromne. Może być tak, że tu z każdy z każdym jest „bratem i
siostrą”. Może być tak, że wszyscy wiedzą o sobie
wszystko. Ale dzieje się także tak, że niektórych
dopada głuchota, inni ślepną, a kolejni zapominają języka w
gębie.
* Wyspy Owcze – wulkaniczny archipelag na
Atlantyku przy granicy z Morzem Norweskim, między Wielką Brytanią,
Islandią a Norwegią. Stanowią terytorium zależne Danii. Ośrodkiem
administracyjnym jest Thorshavn. Głównymi miastami Wysp Owczych
są: Klaksvík, Hoyvík, Argir.
Liczba ludności
waha się między 48 a 59 tysięcy.
Mówią do siebie po duńsku
i w rdzennym farerskim.
Mówią do siebie zazwyczaj cicho. Ale w
ostatnich latach stają się bardziej odważni, zdecydowani.
Zwłaszcza ludzie z ruchu LGBT.
To co przekonuje
do tego tekstu to delikatność. Pewnego rodzaju dobre wychowanie
autorki. Gdy spotyka się ze swoimi bohaterami, to wspomina o
emocjach, które temu towarzyszą. Jest nastrój wnętrz, ale przede
wszystkim jest zabarwienie godne reporterki, która nie
zapomina o faktach. W ten sposób widzimy więcej, dowiadujemy się o
ludziach z Wysp Owczych, tego, czego nie da nam żadna
Wikipedia.
ZRĘCZNOŚĆ to jest główna cecha tej
narracji. To jest jak dobry jazz. Rytm gubiony, ale kontrolowany,
dopasowany do rozmówcy, do postaci i omawianego życiorysu.
Życia
wewnętrznego nie sposób opisać w reportażu. Parają się tym
pisarki i pisarze od setek lat. Terapeuci, psychiatrzy. Terapeutki,
lekarki wielu dyscyplin. Ale dobra reporterka, gdy zyska
zaufanie rozmówcy, może osiągnąć wiele, może pokazać sporo. I
Urszula Chylaszek robi to z gracją.
To nie jest
kontrolowana naiwność Mariusza Szczygła, to raczej obiektywizm
Małgorzaty Rejmer.
To jest „reportaż między
racjonalizmem a doświadczeniem”. Według zasady:
- Świat
jest wszystkim, co jest faktem.
- Świat jest ogółem faktów,
nie rzeczy.
(Ludwig Wittgenstein)
W tej książce
ważna jest również „wędrówka”. Ludzie uciekają z Wysyp
Owczych. Najczęściej do Danii, a potem pojawia się resentyment,
dziwna tęsknota do załatwienia rzeczy niezakończonych;
pozostawionych (w)
przeszłości.
Teraźniejszość skrzeczy
boli, uwiera. Zatem migracja jest wpisana w życiorysy i
fabułę.
Migracja duchowa, materialna,
rzeczywista.
Przenoszenie akcentów, skakanie po
opowiedzianych historiach – o dziwo – porządkuje ten
tekst. Życiorysy
się
zazębiają. Każdy zna każdego. Nikt nie wiem o Drugim Nic.
Paradoks współczesnego społeczeństwa.
Urszula Chylaszek postępuje
ze swoim tekstem jak z pamiętnikiem. Wie, że jej samej
musi
być w tym tekście jak najmniej, ale szanuje swoich wybrańców,
zatem wiarygodnie opisuje to, co chcą jej zdradzić,
opowiedzieć.
Zwłaszcza że główną osią całej opowieści
jest (często) homoseksualizm uczestników reportażu.
Ważne!!!
Tutaj nie ma kreacji, jest AUTENTYCZNOŚĆ.
Domysły, że
pisanie TERAZ o mniejszościach jest w modzie to wygłup,
zagrywka homofobów. Nie warto poddawać się takim poszlakom.
Warto natomiast przeczytać ten reportaż powoli i odpowiedzialnie.
Jak podchodzi się do „poważnej rozmowy” np. z
partnerem.
Charakterystyczne dla tego tekstu jest to, że
to Świadectwo mieniące się Reportażem.
Na postawie tej
publikacji można wyciągnąć zasadniczy wniosek: - Autorka jest
empatyczna, a jednocześnie profesjonalna. Właśnie to pozwoliło
napisać jej książkę – co najmniej – bardzo dobrą.
Jedyną
rzeczą, której mi brakuje mi w tym tekście to tempo. Bywa od zbyt
„powolny”, dziwnie
spowalniany.
Natomiast
kompletną bzdurą na resorach są słowa Maxa Cegielskiego.
Wiem, że blurby rządzą się własnymi
prawami. Ale „ochota” Cegielskiego, żeby
Polska była
jak Wysypy Owcze, to niedozwolony skrót myślowy. Gdzie Rzym, a
gdzie Krym?
!
8/10
*Zdjęcie
-
https://lubimyczytac.pl/farerska-rewolucja-rozmowa-z-urszula-chylaszek-autorka-ksiazki-kanska-milosc-na-wyspach-owczych