Zmiana czasu przyszłego
Schron przeciwczasowy.
Georgi Gospodinow. Przełożyła Magdalena Pytlak. Wydawnictwo
Literackie, Kraków, 2022. 349 stron.
Dystopia
rozłożona na czynniki pierwsze. Wyłożona z werwą, nieznaczenie
przegadana, ale ujmująca i zajmująca. A z drugiej strony,
paradoksalnie, aktualna lektura.
W
finale czytamy, że autor zakończył pisanie „Schronu
przeciwczasowego”
w 2020 roku. Wcześniej był research, ogarnięcie myśli i
tematu, a czyta się to jako samospełniającą się przepowiednie.
Jakby Georgi Gospodinow miał
dar jasnowidzenia.
Europa
upadku. Stary kontynent, na którym
panoszy się nacjonalizm i tępa tęsknota za czasami
minionymi.
Jedni
wybierają lata osiemdziesiąte, część wraca do sześćdziesiątych,
jeszcze inni – jak to zwykle Szwajcarzy – postanawiają wobec
czasu być neutralni.
„Schron”
to książka przygnębiająca, pełna literackich odwołań, jednak
do bólu prawdziwa, nawet ze swoim bajkowym kluczem, w którym
pojawia się mędrzec, który wszystko widział, wiele przeżył i
kręci w tym kotle czasoprzestrzeni, najpierw by pomóc, a potem by
zepchnąć świat w przepaść.
Jeśli
ktoś czytał „Anomalię”,
to spamiętał, że Herve Le Tellier bawi
się czasem. Dalej:
-
kto sięgnął po „Krótką
historię czasu”,
to rozumie dylematy i osądy, którymi szafuje Stephen
Hawking.
Zresztą, gdy rozpisuje się o „czarnej dziurze”, to też krąży
między „wczoraj, dziś i jutro”.
A
czy Olga
Tokarczuk w Biegunach
nie roztrząsa odwiecznego pytania o przemijanie. Ciała, myśli,
ludzkiego całokształtu.
Nie
jest tak, że Georgi Gospodinow, znany z zapożyczeń, zebrał
kilka lektur do kupy i napisał pastisz lub pamflet. Nic z tego!
Bułgarski pisarz jest osobny. Jest konkretny, a sposób, na który
wpadł, by opowiedzieć nam historię upadku Europy, zasługuje na
aplauz.
Platonowi
przypisuje
się znane powiedzenie, że „celem naszych czynów powinno być
czynienie dobra”. A Gospodinow postępuje
tak, by zadać kłam tej myśli. Pokazuje świat bez lukru i
pudru.
Bułgarski
pisarz to pisarz wszechstronny. Lubiany i nagradzany. Jego „Fizykę
smutku” przeżywam dotąd. Jego „Powieść naturalna” irytuje
mnie do dzisiaj. Siła literacka tego sposobu narracji tkwi nie tylko
w psychologi, socjologii. W tym pisarstwie jest złożoność
prostoty. Tematy, które nas otaczają, są rozchwytywane przez
pisarza. Bierze na warsztat pojedyncze aspekty, a potem molekuła po
molekule. I dzieją się cuda!
„Schron”
jest pełen złotych myśli. Niektóre rażą banalnością, ale
większość z nich brzmi, jakby padały z ust Kasandry.
Dialogi
w zapisie amerykańskiego wywiadu, czyli w większości opisowe.
Monologi płynące z myślowych dywagacji. To wszystko stanowi nie
tylko o sile tej książki, lecz pokazuje, jak
bardzo autor przyłożył się do tego pisania.
Ukochana
Apollina jest tłem. Jej rolę przejmuję najpierw sam autor, a potem
chór grecki, złożonych z narodów i europejskich społeczności.
Zagubienie i zapętlenie polityczne prowadzi świat na deski teatru.
Rekonstrukcja przeszłości staje się tak bardzo realna, że
przeraża.
W
resentymentach nie ma żadnego piękna. Jest tylko ból, kłamstwa i
pogarda. A powidoki szczęścia są jak karki ze szkolnego
pamiętnika. Wyblakłe.
Nadszedł
czas, by znowu zacytować Platona: „Demokracja prowadzi do
dyktatury”.
A
może to jednak nie Kasandra, lecz Puszka Pandory, o której zresztą
wspomina pisarz, jest odpowiednim porównaniem i oddaje właściwie
zapis myśli zawartych w „Schronie”.
„Puszka
została otwarta…”. Nie ma już dla nas ratunku! Tego
spodziewajcie się w ostatnich rozdziałach powieści. Wcześniej
grają werble, które są przepowiednią nadchodzącej
katastrofy. Tylko że te
ślady, znaczenia może dostrzec
pisarz lub mędrzec. Reszta oszalała. Pozostali zwariowali i oddaje
ciało i duszę demagogom.
„Czy
to możliwe, że pomieszanie czasów następuje tylko dlatego, że
Bóg przewija taśmę do tyłu? Jesteśmy w niepewnym wspomnieniu
jakiegoś boga, który zaczął zapominać. Tracić pamięć tego, co
powiedział na początku”.
W
tym fragmencie pisarz wprost odwołuje się do zapisków
Dostojewskiego. Ale jego
duchowe wątpliwości są raczej rzadkie, płynne. Na wierzch
wychodzi, wyłazi zło w ludzkiej skórze, z którym i bóg na dałby
sobie rady.
„Gdzieś
w Andach do dziś się wierzy, że przyszłość znajduje się za
człowiekiem. Wynurza się zza pleców, zaskakująca i
nieprzewidywana, a przeszłość zawsze kroczy przed twoimi oczami,
bo już się wydarzyła”.
To
jest clou programu! Przeszłość nas niszczy, wyzyskuje, wysysa z
nas soki. I żeby się z nią uporać, bo strach przed tym,
co jutro
jest zbyt wielki, decydujemy się oswoić bestię. Żyjemy w
przeszłości. Tak nam wygodniej. Ona – o paradoksie! - jest
bardziej przewidywalna.
Punktami
odniesień do przedstawionych wydarzeń są dwa miejsca; Bułgaria i
Szwajcaria. Jądro
nacjonalizmu, radykalizmu, resentymentów rozlewa się po całym
kontynencie. Opis schorowanych staruszków, cierpiących na demencję
i Alzheimera przenosi nas
w świat polityki i socjologii. Okazuje, że większość
dotknęła wszechogarniająca demencja. Tak silna, że ją
oswoiliśmy.
I
żeby było jasne; to nie jest żadna fantastyka. To się dzieje tu i
teraz.
„Nieustannie
produkujemy przeszłość. Jesteśmy fabrykami przeszłości. Żywymi
maszynami do produkcji przeszłości, czymże innym?”.
No
właśnie? Czymże jesteśmy. Teraz, zwłaszcza teraz, gdy trwa
wojna?!
Bo
– cytując dalej zdania ze „Schronu”: „Wielką iluzją,
samooszukiwaniem się jest to, że narody i ojczyzny szukają
szczęścia. (…) Co
zrobić z jego ulotną materią, z tak lekką marą, bańką mydlaną,
która pęknie ci przed nosem, pozostawiając lekko szczypiącą
pianę w oczach?”.
„New Yorker”
w
2015 pisał, że „:Po dwóch dobrze przyjętych tomikach
poetyckich, publikacja „Natural
Novel” w
1999 r. postawiła go na czele swojego pokolenia bułgarskich
pisarzy, pierwszych po przejściu kraju na demokrację”.
Tylko
że Gospodinow teraz
dostrzega jasno i wyraźnie zmierzch bułgarskiej demokracji, Jego
kraj staje się przykładem potworności. To nie jest „dobry”
Lewiatan, to jest zła (!) hydra.
Hydra
z parzydełkami zacofania i wycofania. Z brutalną, nacjonalistyczną
butą zamienia Bułgarię w skansen przeszłości.
Książka
pełna konfrontacji, które nie kończą się negocjacjami – mimo
że w Europie dochodzi do fali krajowych referendów – w których
obywatele wybierają najlepszą formę przeszłości. I to jest
dystopia. Szkielet powieści, który obrasta martwym ciałem
teraźniejszości.
Wiara
w tożsamość jest ślepa. Wiara w język porzucona. Wiara w
przyszłość poległa. Jest dekonstrukcja systemu wartości. Utopia,
która wyznacza kierunki rozpadu i upadku.
9/10