Paprochy
71. Jacek Bierut. Wydawnictwo j. Wrocław 2019, 160 stron.
Co
nam proponuje Jacek Bierut? Otwarcie bebechów!
„Niewydarzony”
Hłasko, ugłaskany Stachura, wczesny Nowakowski, rozbity
Iredyński.
To
w skrócie. A w malignie szczegółów składowisko bólu i rozlazłe
metafory.
To
bardzo nierówny zestaw nowel. Niektóre chwytają za gardło i nie
chcą puścić, ale są i takie, które drażnią
wydumaniem.
„Paryże Północy”,
tekst, który otwiera książkę, jest opisem bólu kobiety pewnej
siebie tylko z pozoru; cierpiącej po aborcji, wściekłej na
przeszłość, zirytowanej teraźniejszością.
A
potem jest coś, co trudno zdefiniować. Krótka forma „Zamglonego
brzegu” wybija czytelnika z rymu. Mikro esej? Mikro sen? Mikro
odrzut…
Moja
dolegliwość to umiłowanie krótkiej formy. Jestem piewcą
opowiadań. W noweli odnajduję prawdziwą wartość warsztatu
pisarki lub pisarza. Arcymistrzowski zestaw: „Twoja kaczka jest
moją kaczką” (Cyranka, Warszawa 2022), to jest to, co mnie
zadowala, co mnie zniewala. Deborah Eisenberg nakazuje
mi myśleć. A to dobra rada.
Jacek
Bierut momentami zwalnia mnie z obowiązku myślenia, rozmyślania,
analizowania. Podaje mi na tacy szkolne rozprawki, a tego nie znoszę.
Czuję się urażony.
„71”
to książka, którą należy przeczytać, z którą należy
dyskutować. Trzeba też stawiać pytania; dlaczego ta proza jest tak
nierówna, dlaczego tak dużo w tym pisaniu naśladownictwa,
które wypacza (momentami) sens przesłania, które
jest ukryte w tym
zestawie.
Esencją
opowiadań Jacka Bieruta jest przeszłość. Bo właśnie czas
przeszły jest tym stanem, który nie pozwala nam ruszyć z kopyta.
Znowu się zakochać, zmienić pracę, założyć (kolejną) rodzinę,
przestać chlać… Uwolnić się od Potwora
o imieniu „WCZORAJ”.
Próbując
być adwokatem zbioru „71”, można użyć tanich chwytów.
Przykładowo: - To uznany twórca. (On) może eksperymentować. (On)
stworzył tak wiele dobrych tekstów, że czepianie się po prostu
nie uchodzi.
Hahahha!
Mnie uchodzi wszystko, bo z natury wredny ze mnie typ. Lubię Jacka
Bieruta, cenię jego twórczość, ale czarną książkę (71) uważam
za niewydarzoną.
Niedopracowaną.
Tłumaczenie
„tak właśnie miało być” jest kalekie i liche. Zabawa formami,
łamanie konwencji też wymaga dyscypliny. Posłuchu wobec „my”,
a nie tylko „ja”.
Dlaczego
czytałem teraz „71”? Bo miałem ochotę. Ostatnio zbyt wiele
nowości mnie dopadało i poczułem się zniewolony. A to stan,
którego nie cierpię. Zaczynam się wówczas dławić. Zarzucanie
mnie nowalijkami jest urocze, ale ma swoje granice.
Zatem
– nawet gdy marudzę – sięgam po książkę wydaną trzy lata
temu i nie żałuję.
Wątek
– Akcja – Fabuła, szkolna formułka dla Jacka Bieruta to
igraszka – zabawka. On wszystko wie, rozumie, ale opowiada po
swojemu. Kłopot polega na tym, że jako autor zaczyna się gubić.
Mówi do siebie, a nie na zewnątrz.
W
noweli „Kiedy ranne wstają sfory” Marek Nowakowski „spotka”
się z Markiem Hłasko. Stare dialogi z „bazy”. W tle wóda,
człek zalany w trupa, samcze przekomarzania. Jakiś fotograf, pewien
biznesmen, „awanturujący się” klient”.
Ma to swój urok, ale to już grano. Zbyt wiele razy, by takie tekst
mogły urzekać, zniewalać, poruszać…
Jacek Bierut (ur. 1964) – poeta, prozaik, krytyk literacki. Studiował filologię polską na uniwersytetach we Wrocławiu i w Lublinie, absolwent polonistyki UMCS. Publikował m.in. w „Odrze”, „Kresach”, „Czasie Kultury”, „Akcencie”, „Studium”, „FA-arcie”. Jeden z założycieli Fundacji Na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza i księgarni Tajne Komplety. Mieszka we Wrocławiu. On włada Wydawnictwem j.
Gdy czytam wiersze pana Jacka, bywam zaskoczony, gdy się sięgam po prozę, jestem skonfundowany. Nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Bo sympatia wobec autora przeradza się w nierozpoznaną złość.
Twórca powinien budzić emocje, ale… Właśnie o to
„ale” „się rozchodzi". To jest często pisanie sobie a muzom.
Szkoda!
Na
pewno podoba mi się numer kierunkowy do Wrocławia, na Dolny Śląsk.
„71” jest zatem na swój sposób regionalne, osadzone
TU. Ale imperatyw
artystyczny nie jest przecież „samorządowy”. Pisarz wykłada
nam swoje poglądy i osądy dotyczące dwóch zasadniczych kwestii –
życia i śmierci. Inne kwestie to „odpryski”, to pochodne TYCH
„potworności”.
Hamletyzowanie
w wykonaniu Bieruta ma swoje uroki, a jednak jest zasadniczo
odtwórcze, a założenie (przecież – na pewno) było
inne.
Nazwałbym
ten zestaw inaczej; Paprochy! I nie ma w tym krzty złośliwości.
Żadnego pejoratywnego znaczenia. Uznaję, że „71” to paprochy
życia, które zalęgły się w szufladzie pisarza. W folderze „inne”
na pulpicie komputera. W zakamarkach „tekstów rozpoczętych”.
A
jednak te „Paprochy” mają swoją wartość. Są osobliwe, często
niewydarzone.
„Literatura
»z jajami«, tyle że nie na swoim miejscu? Dyndającymi bezradnie
przed oczami?” - tak o twórczości Bieruta pisał Łukasz
Plata.
I trudno nie zgodzić się z tą „figurą retoryczną”. Jacek
Bierut bowiem chadza drogami, którymi już wielu przeszło, ale on
wciąż na tych ścieżkach znajduje coś, co poprzednicy pominęli,
zostali, roztrwonili.
Plata
pisze jeszcze, że Bierut skupia się w swoim pisaniu na losach
mężczyzn. Równolatków. Słowa te odnosiły się do wcześniejszej
twórczości autora „71”, ale i w tym zbiorze nie jest inaczej.
Bierut
wciąż pisze „o sobie”. O paprochach egzystencji.
Paprochy
to samotność, to odrzucenie, to wędrówka. To także; skrawki,
trociny, trucizny, fragmenty, okruchy, drobiny. Pozostałości na
polu bitwy!
Lubię
czasownik „gapić się” (jest z w nim bezpośredniość – brak
niuansów).
I
Bierut gapi się, nieprzesadnie, ale z premedytacją. Czasami wprost,
innym razem w sposób zakamuflowany. Bo „gapienie się” to nie
jest zwykłe literackie spojrzenie, patrzenie. To jest użycie
brzytwy zamiast pióra. Bohaterowie tekstu „Hieny” nie mogą
oglądać, spoglądać, widzieć. Oni wyłącznie muszą i potrafią
się GAPIĆ.
I
to gapienie się jest wszędobylskie. Rozgościło się w całej
książce. Jest punktem odniesienie do… i dla… paprochów.
Groteska groteski…
Tak
jak w „Niebie nad Wrocławiem”, gdzie między słowami rodzi się
pragnienie zamienione w śmieszność. W niewinny obłoczek.
Lub
w „Stryjku”, gdzie defekacja urasta to problemu „być czy
mieć”. Cienka granica między „tu i tam”. Jarmarczna zabawa w
niebo i piekło.
I
w tych opowiadaniach Bierut chwyta mnie za serca, trzyma… za
jaja.
Bierut
nie jest mistrzem suspensu. Jest gawędziarzem, który czasami działa
pobudzająco - „psychoaktywnie”,
a innym razem bardzo sennie. Raz góra, raz dół. Z rzadka
środek.
Jacek Bierut ma jednakże ważną zaletę; on naprawdę czuję SŁOWA. Wie i rozumie jak opisać życie wewnętrzne człowieka styranego…
6,5/10