Oko zezowatych
Zadupia. António Lobo Antunes.
Przełożył Wojciech Charchalis. Oficyna Noir Sur Blanc,
Warszawa 2021. 222 strony
„Zadupia” to książka, z
którą „TRZEBA” się zmierzyć. Używam cudzysłowu, bo … nic
nie trzeba. Nikt nic nie musi. Nie ma nakazu, rozkazu,
przymusu. Ale jest – niepohamowana – potrzeba
ogarnięcia tego pisarstwa.
António Lobo Antunes próbuje
w poezji ukryć dramat prozy. Rutyna... cierpienia rozpisana na
wyjątkowe głosy i odgłosy.
Wszystko ma tu swój cień i odcień. Okrucieństwo utkane w
wyobrażenia i... fakty.
António Lobo Antunes pisze
o sobie. Stawia się w centrum. Jesteś przewodnikiem, spowiednikiem,
grzesznikiem. Święta trójca czasu wojny.
Portugalski
pisarz siada naprzeciwko kobiety. Ona ma słuchać, ale też odwracać
uwagę. Być figurą retoryczną.
Wspomnienia
podróży, powidoki zbrojnej batalii, psychicznego wycieńczenia.
Suma złych doświadczeń. Cytując wydawcę: „Zadupia” opowiada
historię portugalskiego lekarza nękanego wspomnieniami z wojny,
który jak dawni żeglarze, opowie swoją historię każdemu, kto
zechce jej posłuchać.
Jeśli
komuś przyjdzie do głowy, by przeczytać „Zadupia” w jeden
wieczór, to… nie ma problemu. Bo to tylko 222 strony. Tylko
szybkość jest w tym wypadku złym doradcą. Prędkość jest
zwodnicza. Czyni z naszego czytania tylko i wyłącznie „proces
pochłaniania słów”. Tej książki nie można, nie powinno czytać
się nagle… Ona wymaga czasu i poświęcenia.
Rację
ma Wojciech Charchalis.
Tłumacz przekonuje, że lektura „wymaga szczegółowego
skupienia”. Trudno polemizować z takim osądem. Bo kontemplacja,
podobnie jak ołówek, jest przedmiotem. Przedmiotem zmagań z tą prozą.
Zakreśliłem
całą książkę. Wypełniłem „całą” głowę. Pomysłami,
frazami, bólem.
Rozpętaniem
myśli i uczynków...
„Zadupia”
to nie tylko rozpis wojennej
tułaczki. To próba rozrachunku.
Z mitem kolonializmu, z bestialstwem wojny w Angoli, zdziczeniem
Portugalii Antonio
de Oliveira Salazara.
Odkrywanie
zakrytego. Krytyka magicznego myślenia aparatczyków, politykierów,
satrapów.
Empatia
wobec słabości ducha. Dziwaczne
zrozumienie dla
racji diabła...
Książkę
pewnie bym przegapił. Gdzieś uleciałaby mi jej wyjątkowość. W
ubiegłorocznych zestawieniach premier, koleżanki i koledzy uznali,
że trzeba „Zadupia” wymienić i zaznaczyć. Książkę, która
„została napisana”… w 1979 roku…
I
tu zżera mnie ciekawość; skoro to takie „dobro”, to dlaczego
na polskim rynku wydawniczym, przez tyle lat, była pustka? Dlaczego
nikt tej książki nie wydał wcześniej?
Czy
zeszłoroczne rekomendacje to swoisty wyrzut sumienia?
Mam
nieprzeparte wrażenie, że wielu krytyków uwiodła legenda pisarza,
a nie sama fabuła...
*
Antonio Lobo Antunes (ur.
1 września 1942 w Lizbonie), portugalski pisarz, tłumaczony na
wiele języków.
Antunes z
wykształcenia jest lekarzem psychiatrą, brał udział w wojnie w
Angoli. W swoich najgłośniejszych książkach mierzy się z
kolonialną przeszłością Portugalii. Debiutował w 1979
powieścią Memória de Elefante.
W jego utworach można odnaleźć ślady techniki pisarskiej Williama
Faulknera, sam Antunes twierdzi,
że wielki wpływ na jego twórczość wywarli także francuscy
pisarze, tacy jak: Celine, Sartre, Camus oraz Malraux. Jest
laureatem wielu nagród, m.in. Związku Pisarzy Portugalskich i
prestiżowej Asturia's Prize for
European Literature. Jego twórczość została uhonorowana
Jeruzalem Prize roku
2005. Był rywalem José Saramago do literackiej Nagrody Nobla. W
2007 wyróżniony Nagrodą Camõesa.
Fraza, która mnie zwerbowała, pokonała, to „oko zezowatych”.
Patrzałki
ludzi zaślepionych, którym wydaje się, że widzą. Antunes przenika
ich próby patrzenia, ich głupie działania, ich idiotyczne
zwichrowanie. Dlatego jest tak wiarygodny, a jego „dziwaczny”
styl się broni.
Zwłaszcza
gdy padają takie słowa (strona 158):
„Miałem
dosyć wojny, nachylania się od rana nad towarzyszami w agonii, pod
pionową żarówką zaimprowizowanej sali operacyjnej, dosyć naszej
krwi tak okrutnie przelanej, wychodzenia na zewnątrz i
zapalania papierosa zanim jeszcze
nadejdzie dzień, w kompletnie czarnej nocy poprzedzającej dzień, w
kompletnej gęstej, nieograniczanej nocy poprzedzającej dzień, i
patrzenia nagle na spokojne i krągłe niebo zasypane nieznanymi
gwiazdami, nie lawedowo-naftalinowe niebo Benfiki
a nie granitowo-sosonowe twarde
niebo Beiry, ani nawet nie niebo burzliwej wody Praia das Maçãs,
po której dryfowało jak łódka, lecz spokojne i wysokie, i
niedostrzegalne niebo Afryki oraz jego migoczące konstelacje,
geometryczne niczym pełne ironii źrenice”.
Tak!
Takie jest to pisanie! Gęste. Wszędobylskie. Poetyckie, a z drugiej
strony, ostre jak brzytwa. Twarde jak dębina i
miękkie jak leszczyna.
Czy
mamy w tym utworze semantyczne innowacje? Tak i nie. Bo taki styl,
taka rozwiązłość formy i treści to żadne novum. A z drugiej
strony; pisanie o traumie wymagało od autora znalezienia złotego
środka. By nie zwariować, by nie oszaleć, a jednocześnie posiąść
umiejętność przekazu. Relacjonowania obrazów pola bitwy i
rozstrzępionego „ja”.
Ta
literacka koncepcja wyrasta, nie tylko z inteligencji autora, ale
przede wszystkim z terapeutycznej lekcji, którą sam musiał
odrobić, przerobić. Dlatego „łatwiej” opowiadać, niż
uczestniczyć…
Perspektywa
czasu przeszłego — nadal nasączona krwią, łzami — umożliwia
pisarzowi ciągnąć opowieść, ale czy jednak nie ułudą jest jego
„gadka”? Czy forma, której się chwycił, tak
naprawdę nie wskazuje, że kamufluje swoją rozpacz w gęstwinie
opisów, poetyckich chwytów?
Strona
121:
„Oficerowie
spadochroniarze, surowi i ponurzy jak laiccy seminarzyści, tulili do
piersi krucyfiksy broni, z niesmakiem patrzyli na to pandemonium
beknięć i skorup, bezgłośnie poruszając ustami podczas recytacji
wojskowego Ojcze Nasz. Kapitan, w którym mieszkał duch w stylu Moda
& Haft skrupulatnej gospodyni domowej, trzepotał wokoło jeszcze
nietkniętych naczyń, rzucając kielichom i talerzom rozdarte
spojrzenia miłości pozbawionej nadziei”.
Teoria,
że jest to literackie arcydzieło, pewnie się broni, ale dla mnie
jest to przede wszystkim pisarski lament. Kakofonia portugalskiej
historii.
8,5/10
*Zdjęcie
Pisarza -
https://www.camoes.pl/2021/11/02/zadupia-antonio-lobo-antunesa-po-polsku/?lang=pl