Poszukiwanie Innego


 

Nietakt, Mira Król. Fundacja Duży Format, Warszawa 2021. 50 stron


Gdy ostatni raz spoglądałem w lustro, to nie dostrzegłem zmarszczek, podpuchniętych powiek, zapadniętych policzków. Spoglądałem, by się nie zaciąć, by przystrzyc bródkę. Pozbyć się wąsów. Potem prysznic. Młody Bóg. Pięćdziesiąt lat na karku, ale po antydepresantach jakby lepiej. Rytualna ablucja dłoni, które zaraz potem dotknęły poezji Miry Król.

Kilka dni temu pewien, wściekle oburzony, recenzent napisał do mnie krótki, dosadny list. Wydźwięk tej korespondencji jest taki: - Że jestem jakiś nieswój, skoro krytykuję książki, przez innych chwalone i przez jury konkursów nagradzane. W puencie padło pytanie: - Kurwa, czy ty nie czytasz tekstów innych blogerów, krytyków i znowu kurwa; nie nie czytam. To znaczy przeglądam, ale dopiero, gdy opublikuję swój tekst. Nie sugeruję się opiniami, poglądami, względami innych. Koniec. Kropka.

Nie wiem zatem co inni sądzą o tomie Miry Król. Czy go chwalą, czy się dąsają, wzdrygają.

Nietakt” przeczytałem szybko. Prędko wróciłem do łazienki. Spojrzałem. Ujrzałem prawdę. Stary jestem. Cały przeorany.

To przez Mirę Król. Ona jest winna. Jej pisanie. Poezja, która cofnęła mnie o lata świetlne, gdy miałem lat dwadzieścia. 18 – może? Z natury jestem infantylny. Podstarzały Piotruś Pan. A po lekturze „Nietaktu” nabrałem powagi.

Niewiele wiem o autorce. Sięgnąłem wprawdzie po jej teksty do „Helikoptera”; ale to za mało. To kalekie poszukiwania. Nie wiem w jakim jest miejscu swojego życia, kto ją przytula, a kto na nią wrzeszczy. Wszystkiego muszę się domyślać. Dedukcja. Edukacja. Szukam tropów, poszlak. Obraz zagmatwany, poraniony.

Negatyw. Pozytyw. Analogowa ciemnia.


jest taka fotografia, na której się całujemy
niebieski wchodzi w czerń
mam dreszcze na samo wspomnienie
mrowienie tam, wiesz
w tym miejscu,
o którym nam nie wolno mówić na głos


(Fragment wiersza „Lokomotywa” Miry Król, Helikopter 5/2021)


Tom „Nietakt” składa się dwóch pakietów. Pierwszy zatytułowany „mała” to poezja wątrobowa, pisana z trzewi. Bolesna, okrutna, samotna, rozczarowująca. Piękna. Zajebista.

Natomiast „wiersz po końcu świata” to teksty słabsze, ale wilgotne od łez, mokre od deszczu, zalane rozczarowaniem. Wątroby już nie ma. Odzywa się Serce. Pompa, której przypisujemy niewyobrażalną rolę jest tutaj jak moja twarz „pomarszczona”. (To zapożyczenie z wiersza M. Król – „statue of liberty”)

Nietakt” jest nietaktowany. Momentami wulgarny. Bez filtra i konwenansów. Ale nie jest – co mnie ujmuje, przekonuje – prostacki. Jest liryczny. Jak niektóre wyczyny Doroty Masłowskiej. To nazwisko pada tu nie nieprzypadkowo. Bo mam fantazję, że Mira Król mogłaby pisać Coś dla teatru. W jej poezji jest dramatyczna wyobraźnia. To wszystko jest tak bardzo żywe, pootwierane. Poranione.


Skoro inny patrzy na mnie, to jestem za niego odpowiedzialny, nawet jeśli w jego oczach nie podjąłem żadnych zobowiązań ( Emmanuel Lévinas)


Tak. Właściwie dlaczego nie? Czytając wiersze Miry Król pomyślałem, że to mocne, wstrząsające pisanie ma w sobie pierwiastek „Innego”. Cały czas jest wyobcowanie, żal, utyskiwanie, tęsknota. Mira Król zaprasza do rozmowy, do dialogu. Nie chcę zagnieżdżać się w dziupli. Chce zrzucić kokon.

Ona w swojej poezji aż wyje. To wycie słychać, czuć. Rozwarstwienie potrzeb, oczekiwań i bólu, którego doświadczyła, jest tak naprawdę „wołaniem o pomoc”.

Ale tortury można zamienić w debatę. Inny nie zawsze musi być zły. Inny może usłyszeć to cierpienie. Zdobyć się na empatię.

Tom otwiera niesamowity wiersz „nietakt”. To jest o przyjaźni, o odchodzeniu, o chorobie, o ulotności, przemijaniu. I niby brzmi to jak tanie frazesy, ale napisane jest to w formie wybornej. Mistrzowskiej.

Kolejny „run” mnie rozbawił. Parafraza w finale tytułu „Biegnij, Lola, biegnij” urzekająca. A w „5/7/5” maska opada. Tak, jest nagość; a wszystko za sprawą takiej oto narracji”


nie próbuj udawać strachu,

nie ma czasu na tremę”


W „35 stopniach” serce jest zanieczyszczane. Zatem wracamy do innego. On nie musi być „chujem”, może być „wybawcą”. Odkrywcą nowych słów. Jednak „lalka” musi poddać się reanimacji. Musi wyjść do żywych z tego teatru. Taplanie się w przeszłości nie ma sensu. „Balkon porośnięty winem” (wiersz „kiedy”)? To brzmi jak starzenie się. Kapitulacja?! Trzeba „psa spuścić z łańcucha” (wiersz „słowa”)

Przebieram nogami czekając na kolejne wiersze Król. Na papierze, w sieci. W teatrze.

Jestem w uniesieniu. Boli mnie wszystko. Moja twarz stała się starsza. Moje serce wciąż młodnieje.

Bije.

8/10


popularne