Przemowa anarchisty


 

Zaklęty w szerszenim gnieździe, Jarosław Błahy. Wydawnictwo FORMA. Szczecin, Bezrzecze 2021. Seria KWADRAT. Zdjęcia i grafiki w książce: Katarzyna Tchórz. 136 stron


Pisząc o prozie Jarosława Błahego nie powinienem w ogóle silić się na recenzję. To zajęcie straceńca. Może tyrada, może esej? Ale „jestem za krótki”, nie ten tygrys, nie ten treser.

Jeśli kogoś dotknęła depresja, to wie, że to pies dziki. Wychowany na swoich prawach, porzucony, a gdy znajdzie swojego pana, to już go nie opuści; będzie go kąsał, gryzł. Szarpał za nogawki, za duszę. Na kawałki. Depresja pies, jest moim „przyjacielem” od lat. Stwierdzona, udokumentowana, podpięta pod rozporządzenia i paragrafy. Tak już zostanie. Mój pies już nie jest dziki, ale też nie jest udomowiony.

Kilka lat temu, na oddziale męskim afektywnym I, w poznańskim szpitalu; paliłem papierosa nerwowo, samotnie; w małej kanciapie, zamienionej w palarnię. Nagle poza mną, poza psem ujawnił się pacjent, który był świecie nierealnym, obcym. Widział w tej palarni szerszenie. Kilka małych, niewielkich brzdąców i jednego wielkiego, prawie dwumetrowego. Tym szerszeniem byłem ja. Zaatakował mnie. Powalił. Pies mu pomógł. Trafił w pasy, ja do zabiegowego. Po kilku tygodniach miłośnik szerszeni mnie nie rozpoznał. Zapomniał. Tyle przeszłości. A cała psia anegdota po to i dlatego, by przywołać finał rozważań, zawartych w książce Jarosława Błahego.

Susan Sontag nie powstydziłaby się takich realnych wynaturzeń, jakimi dzieli się z nami pisarz ze Szczecina. Specjalnie popadam w przesadę, by dowieść, że jego zabawa przy użyciu paraleli, by opowiedzieć o życiu, opowiadając o sposobach walki pszczół z szerszeniami mi odpowiada, bawi mnie, ale też mnie nuży i wkurwia. Paleta emocji, bo takie jest to pisanie. Pisanie Anarchisty.

Jarosław Błahy to typowy (tak, typowy!) buntownik. Czy z wyboru, czy z przepicia, czy z depresji, melancholii? Tego nie wiem. I nic mi do tego. To druga jego książką, którą najpierw czytam „po łebkach”, by później usiąść i zamachnąć się na te słowa w jeden, góra dwa razy. Inaczej się nie da. To jest tak meczące, to jest tak złe, że aż dobre. To jak ostatnia wypita w życiu wódka. Wspomnienie zostanie na zawsze. Jakiekolwiek by nie było, ale w zamku pamięci, będzie tkwiło. Robak podłego życia. Pierwiastek radosnego upadku.

Jarosław Błahy to wreszcie erudyta. Oczytana bestia, która chełpi się, że wie to i owo, i chce się tym chwalić. I chwali się. Czasami przesadnie, innym razem z umiarem. Tak jak z piciem. Tak jak z życiem, tak to już jest, bywa.

Poglądy na „trwanie” pisarza są – jak wspomniałem – anarchistyczne. Jest do obłędu wściekły na Kościół, polityków. Wszystko co zorganizowane i ma co jakąkolwiek Centralę. Bo przecież w anarchii jest swobodnie, luzacko – nawet nie lewacko.

Zgadzam się na takie „wycie”, ale: Drogi Jarosławie, gdy piszesz o średniowiecznym, patriarchalnym podejściu do Kobiet, do ich macic i uderzasz w stół, że nożyce buntu kobiet ci odpowiadają, by po chwili wszystko zdeprecjonować, unieważnić, to ja po prostu się z Tobą nie zgadzam. O prawdę nie zawsze da się walczyć bez „centrali”, bez pajęczyny powiązań, bez krwiobiegu politycznego.

Żywa, do bólu (i to piękne) w pisaniu Błahego jest Katarzyna Tchórz. Jego Muza. Kobieta, która uzupełniła ‘Szerszenie” swoimi grafikami, obrazami. Swoją myślą. Zastanawia mnie jednak, bo starzy już jesteśmy, czy gdy piszesz swój manifest, nie za bardzo podpierasz, opierasz się na Pani Swego Serca. Czy nie jest wytrychem, który ma tłumaczyć Twoje wybory, osądy, oskarżenia. Bo pisanie w liczbie mnogiej, u anarchisty zawsze jest kalekie. Skoro tak, to tak. Jak nie, to nie. A ty tu piszesz „my z Katarzyną”…

(Nie znam osobiście Błahego. A czuję, jakbym go znał od stuleci. Hmmm)

Czym tak naprawdę jest zbiór „Zaklęty w szerszenim gnieździe”? Urywkami, rozprawkami, pamiętnikiem, śmietnikiem, otwartą szufladą? Ciężko się połapać. Autor z jednej strony chce być bardzo aktualny, a z drugiej oniryczny. Między snem, a jawą jest miejsce (jak najbardziej) na literaturę. Ale niektóre z tych tekstów mogłyby być wygłoszone na wiecach, inne w zapyziałych pubach. Są i takie, które swoim poetyckim rytmem budzą skojarzenia z Charlesem Bukowskim, którego autor ma głównie za upadłego anioła, niebieskiego ptaka.

W tym zbiorze ujmuje mnie szczerość. Nie skrywana, nie objęta cynizmem. Na stronie 24 są fragmenty, gdzie stawiane pytanie „dlaczego?” brzmi jak nawoływania młodzieńca bądź starca. Jedni i drudzy nie wiedzą co mają zrobić ze swoim życiem. Z czasem minionym i jak kreślić przyszłość, bez wódki, złych kobiet, głupiego Kościoła i zidiociałych polityków.

Naiwnie w tym sosie smakuje dosyć natrętne przywoływanie Chrystusa. Jakby on był tutaj czemuś winien, za coś odpowiedzialny. Akademickie dywagacje na papierosie.

Błahemu nie można odmówić odwagi. Eksperymentując „”NA SŁOWIE”; doświadcza czegoś w rodzaju katharsis. Tak mu się zdaje. Ale gówno prawda. To ułuda. W klatce piersiowej nadal czuć niepokój, pieczenie i „rozkurwienie”.

Jarosławie, a może zen? Oczywiście „zen nigdy nie organiczna się do tylko jednego punku widzenia” (Alex Kerr, Inne Kioto, Karakter 2021), ale może to właśnie zen potrafiłby ci się skupić. Bo rozproszone ja, o którym najczęściej w Polsce mówił Wiktor Osiatyński, w Twojej literaturze, jest cholernie widoczne, Za bardzo.

Gdyby w pisaniu Błahego nie było takiego nadęcia, to jestem w stanie uwierzyć, że z groteską, z dystansem mógłby pisać tak jak np. Łukasz Orbitowski. Taka „Inna dusza” w wykonaniu autora ze Szczecina, albo jeszcze lepiej: „Kult” – to byłoby COŚ. Tylko, że Błahy jest ponad TO. On przemawia. On urządza świat. Niczym Chrystus, a jak wiemy ten miał nikłe poczucie humoru, chyba, że na poważnie brać jego chodzenie po wodzie.

Ego Jarosława Błahego upoważnia do latania. I jest lepszy od Ikara. Żadnego wosku. Lecimy na przekonaniu wiary w siebie. W nieomylność. W mesjanizm. Co to na to Książę Ciemności, Jarosławie? Czy to nie on, jest ci bliższy?

Pijackie dywagacje…

John Updike "W krasie lilii” (Muza, 1998) w tłumaczeniu Zbigniewa Batko, pisze tak: „Dla większości ludzi (…) religia była – uprawianym jakby mimochodem hazardem, grą, w której nie ma nic do stracenia, oprócz godzinki czy dwóch w niedzielne przedpołudnie”. Książce Błahego poświęciłem trochę więcej czasu, ale co jest jego religią, nadal nie wiem. Chyba chciałby zamknąć się w świątyni słowa. Ale i ta jest dla niego za ciasna, uwiera i doskwiera. Rani.

A jednak „Kocham was, o Mewy, Szerszenie, Modliszki”.


7/10


popularne