Proszę o dystans


 

Skutki uboczne, Iwona Sztachelska. Wydawnictwo ANAGRAM, Warszawa 2021. 50 stron.


Dane WHO rzekomo wykazują, że szczepionki na covid mają znacznie więcej skutków ubocznych niż inne szczepionki. To nieprawda.”

Podobno…


Czy imbir może szkodzić? Tego pytania raczej nie zadaje sobie nikt, kto często pije herbatkę z imbiru lub dodaje do potraw świeży, starty imbir. Tymczasem imbir - choć jest bardzo zdrowy, a jego spożywanie w dowolnej formie daje szereg korzyści - może również szkodzić. Jakie są skutki uboczne stosowania imbiru? Kto powinien z niego zrezygnować?

Może każdy…


Krótkotrwałe skutki picia alkoholu to, między innymi:

  • Wymioty.

  • Problemy z równowagą i koordynacją.

  • Zanik zahamowań społecznych, co może prowadzić do złych decyzji.

  • Znika umiejętność osądu, co również może skutkować złymi decyzjami.

  • Osłabione zmysły, szczególnie wzrok.

  • Utrata przytomności.”

    Skutkiem ubocznym jest śmierć…


Podobno każdy może przeczytać wiersze Iwony Sztachelskiej, z tomu „Skutki uboczne”. Czy ktoś umiera? Czasami podmiot liryczny. Ofiarą pośrednią jestem ja. Ale będę żył. Nie z takich opresji wychodziłem.

Ale po kolei.

Lubię, gdy autorzy znajdą te dziesięć sekund, które poświęcają na wypisanie dedykacji. Niektórzy, zanim zamaszystym zawijasem. skwitują relacje
autor-czytelnik”, dopytują „dla kogo?”. Inni kochają
ludzkość i dają upust empatii. Dlatego, otwierając książki z przeszłości, czytam: z sympatią, Wiernemu Czytelnikowi lub tradycyjne „kochajmy ludzi, bo tak szybko odchodzą” – czy coś w tym stylu.

Z sympatią” to miłe określenie. Czułe. Przyjacielskie. Ale najczęściej to wierutne kłamstwo.

Wierny Czytelnik” jest dobrym chwytem marketingowym. Autorka lub autor, nawet, gdy to debiut, liczy, że chociaż ludzie, z takim dedykacjami będą zaczytywać się w kolejnych drukowanych kartach. Poza tym wierność kojarzy mi się głównie ze zwierzętami. Na pewno nie z ludźmi.

Z cytatami z wierszy księży lub innych nawiedzonych mędrców, dajmy sobie po prostu spokój. Dzisiaj Sylwester, a nie 1 listopada.

Ten – JAKŻE – przydługi wstęp właśnie się kończy. Bo Iwona Sztachelska poszła po bandzie mocniej i dosłowniej. Na „Kobiecość” mnie łapie. Pisze do mnie, żebym w tzw. kobiecej poezji znalazł swoje emocje i refleksje.

I jestem oburzony, ale dopiero po lekturze „Skutków ubocznych”. Bo Iwono, gdybyś była facetem o imieniu „Iwo”, to naprawdę, nie miałoby to dla mnie znaczenia.

Bo, Iwono, ta poezja wcale nie jest kobieca. Ona jest przyzwoita.


Kilka z tych wierszy znałem z Facebooka. Autorka jest „głośna” w sieci, zatem tylko ślepiec nie natknąłby się na jej pisanie. Coś mnie ujęło, coś zirytowało, ale suma obserwacji (powierzchownej) wychodziła na plus.

Po lekturze debiutanckiego tomu stwierdzam, że analogii, dopuszczalnych zapożyczeń w tej poezji jest na tyle dużo, że całość nabiera charakteru. Ale charakteru tymczasowości. Większość z tych wierszy nie wytrzyma próby czasu. Chyba?! Tak, jeśli jakiś kreatywny kopyrajter, powołując się na „kobiecy charakter” tego pisania, wymyśli kampanię (dla resortu sprawiedliwości) o konieczności nierozerwalności związków męsko-damskich.

Lapidarność poezji – często jest jej siłą. Ale lakoniczność – czyni z niej wydmuszkę. I niby przywołane słowa są w słowniku synonimami, to ja bliskoznaczność ich obalam, palę na stosie lenistwa.

Tak, zarzut z gatunku populistycznych, ale jestem o tym przekonany, że Iwona Sztachelska jest twórczo leniwa. I od razu, wyjaśniam: - Nie wykluczam, że poetka napisała już milion wierszy, ale w „Skutkach” są skutki nieodrobionych lekcji.

Dwie, trzy zgrabne frazy w wierszu wcale, a wcale nie czynią z tekstu – utworami, które szumnie nazywamy poezją.

Poniżej wypiszę, jak nauczyciel języka polskiego lub religii, kilka przyzwoitych - zręcznych fraz, które samodzielnie zachwycają, a w wierszach są tylko „rodzynkami w serniku”, za którymi nie wszyscy przepadają.


  • bilbordy wykrzykują, jak żyć z fasonem”

  • i ciał wyrwanych z kontekstu

  • i ulegam biodegradacji jak przegniłe liście

  • O czwartej nad ranem mówię Ci szeptem: przecież nie umiem umierać

  • skutki uboczne jak fizjologia

  • czas który wypadł mi z rąk przestaje ciążyć

  • Mam cię na skórze i pewność pod skórą., choć urojoną, którą łatwo rozłupać na dwie równe części.


Zaczyna to wyglądać (z mojej strony) na tortury. Na poetycką wiwisekcję zbędności.

Na swoją obronę: dopiero się rozkręcam.

Te cytaty, które mają dowodzić tezie o lakoniczności tej poezji, to wyimek z pierwszych, otwierających książkę, tekstów.

Dalej jest podobnie. Z premedytacją nie będę ich wymieniał, ale zapytam: czy wytarte frazy typu: „zacieki słów” – „mandale na brzuchu” – „trupie światło” – „wrócę do siebie” – „tanio sprzedałam ci skórę” – mają dowodzić o świeżości tej poezji? Raczej to dreptanie w miejscu, po utartych szlakach, na których język jest „gibki, zwinny”, ale nie jest „żywy”. Nie dzieje się nic, co miało chociaż poświatę oryginalności.

A jednak – nadal – będę dowodził, że jest to poezja przyzwoita. Ma pewnego rodzaju klej, które te wytarte slogany, zlepia w całość. Zjadliwą. Przyswajalną. Zgrabną. Są jak rap.

Rap, hip-hop składa się ze zwrotek. Musi być w tekście tempo, by całość współgrała z „bitem”. Koniecznie z 16 lub 32 taktami. Tego nie ma w poezji Sztachelskiej, ale jest ten sam zamysł. Ta dźwięczna melodia słowa, wpadająca, zapadająca w ucho. Czasami w duszę.

Najlepszym dowodem, że muzyczna zadziorność tych tekstów jest silna, a nawet wytrawna – stanowią chociażby utwory „Pod wpływem” czy „Źródło”. Gdyby były dłuższe, można by je zaśpiewać od razu. Natychmiast. I jestem pewien, że te piosenki zyskałyby aplauz.

Śmiem jednak wątpić, że autorka taki miała właśnie zamysł.

W jej pisaniu raczej dostrzegam pewność siebie, nawet gdy tematem przewodnim są „skutki uboczne” życia – miłości – relacji – (za)wierzeń.

Iwona Sztachelska czasami pisze jak znawczyni anatomii, a nie ludzkiej duszy. Bo strach naprawdę powoduję drżenie. A kości się kruszą. Ta niby poetycka pryncypialność powoduje, że zamiast nowych form, napotykamy się na sprawdzone i wypróbowane przepisy na sklecenie „czegokolwiek”.

Bo, Iwono, „gdzieś między niebem a podłogą” jest pustka, która już dawno została zapełniona. Przestrzenie, które na ciebie czekają – liczę na to – mają inny wymiar, taki, który podkreśli, określi twój styl i pozwoli na dokładne zmierzenie tętna tej poezji.

Strach w różnych wymiarach samotności”, przecież to bom mot, nawet nie dygresyjny, tylko rujnujący poezję. Niech tymi aspektami – tak rozpisanymi – zajmują się specjaliści od psychoterapii.

Samotność, Strach, Odrzucenie, Śmierć, Miłość, Ulga, Ciało, Skóra, Bielizna. Itp. Itd. To katalog wykrzykników, które zawsze – na zawsze – są i będą w poezji. Ale wierszowanie, to nie maglowanie wciąż tego samego, w tak podobny sposób.

To jest debiut. Wiele debiutów czytałem. Ten utrzymuje się w stanach średnich wód niskich, a ja zapraszam autorkę na mokradła, na grzęzawiska, a nawet – by zanurzyła się w słonych falach oceanu. Niech stanie się wiarygodna, nie małostkowa, li tylko poprawna.

Z pazurami, które rozszarpują, takich malkontentów jak ja.

Bo – z całą pokorą, dla każdego twórcy – gdy czytam „o nadziei z terminem ważności”, to nawet nie muszę gmerać w wyszukiwarkach, by powiedzieć, orzec, że ten tekst od lat jest wykorzystywany w memach. To samo dotyczy się frazy „puszyste myśli”. Rozumiem zabiegi, rozbiegi i wybiegi – ale gdy do tego dołączę „tańczącą wariatkę” Agnieszki Osieckiej, to robi się trochę jakoś ciasno. Jakoś – co najmniej – ułomnie.

Dramatyczne myśli” mi nie towarzyszą. Musiałbym wrócić do Horacego (Intactis opulentior) w przekładzie Jana Kochanowskiego, a tego nie będę sobie robił. Będę zatem wypatrywał rozsądku i stanowczości w nowych próbach poetyckich, Iwony Sztachelskiej.


5,5/10

popularne