Niech się dzieje. Tylko po co?

 


Korporacja Kościół, wyznania księdza. Piotr Babiński. Seria NIE-FIKCJA. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020, 247 stron.

W kłopotach z dostarczaniem nowych książek radzę sobie niebywale dobrze. Tu zadzwonię, tam napiszę, gdzieś pożyczę, w innym miejscu zabiorę. Mam co czytać.

I jak wspominałem niedawno „czytam jak leci”. Widzę w tym coraz większy kłopot. Bo jestem pojemny, ale czy jestem śmietnikiem?!

Skąd taki wstęp, a no pojawiła się w moich rękach „Korporacja Kościół”, napisana przez byłego księdza rzymskokatolickiego, który skrywa się pod pseudonimem Piotr Babiński. I oto ten Don Kichot, za Sancho Pansę wziął sobie Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Podąża ta para niestrudzenie wśród wrogów i tylko Dulcynei brak.

Kocham Cervantesa. Nie rozumiem natomiast w ogóle twórczości Piotra Babińskiego i decyzji Krytyki o wydaniu takiego gniota.

Ale po kolei.


Nie jestem Katolem. Raczej częściej wołają do mnie „ty Żydzie” (chociaż chyba robią to z małej litery). Nie jestem też wielkim zwolennikiem wszelakich przymusowych dialogów religijnych, bo najczęściej są one oparte na chłodnej kalkulacji, cynicznej manipulacji, a w skrócie są obarczone grzechem pierworodnym – nikt nigdy nie jest zadowolony.

Czy ja się tłumaczę? A jakże. My się zawsze tłumaczymy…

Wracając do – jak to piszę autor prawdopodobnie najważniejszej książki jego życia – sięgnąłem po nią, nie tylko z braku laku, ale dlatego że na przykład przepadam za słowami Stanisława Obirka czy Tomasza Polaka. Ci byli duchowni są pewni swojego przekazu, a jeśli dotykają wątpliwości, to warto wraz z nimi pochylić się nad szeregiem pytań, które zadają.

Oczywiście wśród byłych czy o byłych księżach mamy także takie „manifesty” jak: „Porzucone sutanny”, „Moja walka o prawdę”, „Byłem księdzem”. Zostawmy jednak tamto „pisarstwo”. Zajmiemy się dzisiaj dziełem Piotra Babińskiego.


Nie jestem pewien czy ktoś autora namówił, by został „pisarzem” czy sam wpadł na ten idiotyczny pomysł. Jedno jest pewne – skoro korporacja Kościół – nie jest dla niego, dlaczego wchodzi do rzeki, o której w ogóle nie ma pojęcia. Ostro? W sam raz!

Dawno nie czytałem – poza prawicowym dziennikarstwem – takiego jadu, zgryzoty, cynizmu. A wszystko to pod flagą wartości i walki o wolność. Był ksiądz, teraz nauczyciel, chcąc obnażyć podłości Kościoła, ukazał swoją małość, wręcz miałkość.

Nic co ludzkie, nie jest nam obce. Dlatego współczuję autorowi „KK”. Współczuję głównie dlatego, że zamiast pogłębionej terapii, wybrał pisanie. Rozumiem, że za pierwsze trzeba płacić, a drugie może przynieść potencjalne zyski, ale na Boga! - kogo interesuje, że były (zakonnik, ksiądz, prawnik kanoniczny) musiał wstawać w nocy, by nosić cegły, które były liche, a jednak stanowiły budulec nowej siedziby zakonu?! Co w tym do cholery takiego niezwykłego, że jego pierwszym przywódcą duchowym był facet, który – jak twierdzi Babiński – swoje przywództwo budował na byciu chamem z nutką wystudiowanego cynizmu?

Korporacja Kościół nie jest żadną analizą funkcjonowania formacji. Nie daje żadnego nowego światła na życie hierarchów i świeckich. Jakieś kalki z gazet, o pijanym Głódziu czy innym alkoholiku w sutannie, niczego nie dowodzą, poza tym czego byśmy już nie widzieli, nie słyszeli, nie obejrzeli.

Męczarnie jakie przeżywałem podczas lektury trzymają chyba mnie nadal. Bo nic nie minęło, nie cie nie zmieniło. Refleksja wciąż jest ta sama: w Polsce wydaje się zbyt wiele książek złych.


Piotr Babiński żali się, że gdy pracował w Sądzie Biskupim został oszukany. Finansowo to jedno, ale również jego duma ucierpiała. Zatem z pychą opisuje dyrdymały jak dostawał pod stołem więcej niż na umowę zlecenie. Wcale w tym kontekście nie pisze o swojej nieuczciwości. On biadoli jak mu źle, jak był niedoceniony. I tak jest od pierwszych stron tej przydługiej litanii.

Autor zwłaszcza bawi mnie, gdy żongluje kwotami, jakie podobno należy zapłacić – dać (!?) za objęcie nowej parafii lub unieważnienie ślubu kościelnego. Gdybym pewnych rzeczy sam nie wiedział i nie widział, to może nawet bym uwierzył w te domysły. Ale nic z tego. To jest zbyt słabo uszyte overlockiem.


Największy żal mam do Wydawnictwa Krytyki Politycznej. To naprawdę świetna oficyna. Ale po co marnować farbę drukarską na wszystko co ma „wydźwięk antykościelny”? Zgadzam się, że tytuł książki jest trafiony. Nawet nie ma co dyskutować, że 2 plus 2 jest cztery. Ale co dalej? Jak dalej? Przecież ta opowieść nie trzyma się kupy. To są fiszki, które nie mają żadnego, ani literackiego, ani publicystycznego kleju. To jest papka.

A już utyskiwania Babińskiego, że ksiądz, który decyduje się zrzucić sutannę – mimo dobrego wykształcenia (hmmm) – ma ciężko na rynku pracy, uznaję za użalanie się nad sobą, niegodne kogoś kto chce nazywać się pisarzem.

Kończę. Bo się rozpędziłem. A przecież czekają na mnie i dobre opowieści.

Do zobaczenia. Do przeczytania, Moi Drodzy, niebawem.

2/10

popularne