Pajęczyna


Złodziejka matek. Magdalena Genow, Biuro Literackie. („Połów. Prozatorskie debiuty 2023”). Kołobrzeg, 2025.

7,5/10


Terapia wspomnień i codzienna dieta uczuciowości, gdzie las, gdzie woda, gdzie koty… Jak pachnie matka?

Matka z żółtymi papierami i matka uwięziona w mieszczańskiej skorupie. Matka pożyczona, kupiona i sprzedana. Matka z krótkim i długim terminem przydatności. Matka, żona, kochanka, czyjaś córka. Cała zgraja!

Wyrazisty portret kreślony piórem Magdaleny Genow.



Debiut (sic!) udany, ale nie wszystko tu gra i współgra. Bo? Bo to coś więcej niż świat wyobrażony.

Wymowna, liryczna okładka, a potem pewnego rodzaju niezdecydowanie prozatorskie, a raczej pewnego rodzaju niekonsekwencja.


Nieźle brzmiący tytuł, ale nie dajcie się zwieść. To jest tylko i aż jeden z elementów opowieści o kobietach w rodzinnym tyglu.


Mieszanie czasów i przestrzeni. Narratorka zalicza samą siebie do grona „złodziejek matek”, stąd cała narracja skacze na trampolinie; góra – dół i to „coś” wyjątkowego, co wisi w powietrzu. Kobieta. Od dziecka po staruszkę.

Dywagować, czy autorka chciała napisać książkę o roli matki, czy hardo podchodzi do tematu polskiej rodziny w ogóle? Czy jest tak, jak pisze Anna Cieplak, autorka bezpardonowo rozpoznaje, jakie są bolączki klasy średniej? A może to wielki uczuciowy handel i twierdzenie, że matkę można ukraść, sprzedać, ale także kupić jest najwłaściwsze?


Powieść Magdaleny Genow toczy się w Poznaniu i jego okolicach. Znam te tereny dość dobrze, bo wiele lat mieszkałem w stolicy Wielkopolski i też chodziłem do tego samego kina Wilda, które stało się Biedronką. Zawsze też lubiłem Dębiec czy tereny Murowanej Gośliny, ale to anturaż, to tylko scenografia, bo cały opisany spektakl mógł się dziać w każdym innym rejonie Polski. Zresztą czas przeszły nie jest tu uprawomocniony.  To jest także o "tu i teraz". 


Największym plusem tej książki jest jej język; poszczególne akapity tworzą poetyckie miniatury, bo na przykład: „Zrobię ci matkę z lego” lub „Dwa żurawie codziennie zmieniają geometrię nieba. Obserwuję ich taniec – kąty ostre, rozwarte, zbliżenia, mijanki, pauzy, półpauzy”. Lub: „[...] wstałam z łóżka, storczyki łapczywie pochłaniały dwutlenek węgla. Widziałam ich ruch, choć pewnie to moja powieka drżała od niedoboru magnezu”.

W tej lirycznej gęstwinie proza pruje brzegi naszywanych łat. Matka w matce. Córka w córce. Mieć czy być?!

Dziecko, niczym kukułcze jajo podrzucane innym, innej. Jest „melodia ciał”, jest rytm uczuć i odczuć. Jest poczucie, że każdy z rozdziałów zazębia się z kolejnym, ale jest także refleksja wątpiącego: - Czy taki był scenariusz tej książki od początku, od zamysłu do jej powstania? A może to redaktorzy, bądź sama autorka zdecydowała, że momentami ta narracja się rozłazi?

Początkowo wydaje się nam, że fabuła jest oparta na pomyśle, gdzie mamy dwie czasoprzestrzenie wtedy i teraz, a z czasem robi się więcej tego teraz, jednak „przypominam sobie o płaszczu babci. Jest w schowku, tam, gdzie trzymamy odkurzacz, marynarki Karola i inne rzadko używane rzeczy”. No właśnie – chodzi o "używanie" babki, matki własnej i tej przyszywanej, Elwiry. I do tego grona zalicza się, a jakże, wścibska teściowa. Chodzi o "używanie" narratorki, wtedy, gdy była dzieckiem i wtedy, gdy zostawia swoją córkę i pomieszkuje w pustym mieszkaniu przyjaciółki.


„Płaszcz” to rozdział (jeden z kilku), w którym autorka posługuje się stereotypami i łatwymi alegoriami. Najwyraźniej widać, to gdy mąż narratorki, by zachować dobre relacje z matką, nie staje po stronie żony. I to urasta do rangi problemu zasadniczego, bo staje się głównym powodem chwilowego rozpadu małżeństwa. To jest zbyt gazetowe, zbyt pisane przez kalkę. „Nie umiem w matkowanie” – to wyznanie powinno bardziej wybrzmieć. To jak przyznanie się do winy, a opis relacji z własną matką – jak użalanie nad sobą.

Chociaż, czy na styku dziecko – rodzic, istnieje coś takiego jak wyolbrzymiona wina? Nie. Ona zawsze będzie z tyłu głowy i zawsze będzie gigantyczną. Dziecko zawsze ma prawo mieć pretensje, a ich skala często decyduje o tym, jakimi się stajemy; czym się stajemy, gdy (i czy) dorośliśmy, by stać się opiekunem dla swoich dzieci.

A co dzieje się, gdy zamieniamy się rolami, gdy dzieci matkują swoim matkom i ojcom? Jaka i czy roszczeniowość wtedy „wygrywa”?


„Złodziejka matek” nie jest paradokumentem. Nie jest też poradnikiem, zatem moje „anse” i wątpliwości może rozwiać tylko i wyłącznie drugi czytelnik. Moja opinia zginie w gąszczu. Najważniejsze jest to, że mamy podstawy do dyskusji, że ten prozatorski debiut jest udanym wejściem na literacką scenę.


Czy jest to tylko wyłącznie obraz macierzyństwa, czy obraz rodziny? A czy te dwa pytania ze sobą nie współistnieją? Bo jak je rozerwać, przerwać? To kwestia semantyki i światopoglądu. 


Samo Biuro Literackie książkę promuje tak:

„Powieść o kobiecie, która została matką, ale nie rozprawiła się z demonami własnego dzieciństwa. Czy skoro według staropolskich wierzeń poród miał łączyć z zaświatami, to możliwe jest, że Emma urodziła nie tylko dziecko? Bohaterka eksperymentuje, a czasem bezmyślnie naśladuje, by zrozumieć siebie i poczuć się autentyczną. Jednak czy reszta świata jest autentyczna?


„Złodziejka matek” to sensualna i przejmująca opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, dorastaniu w latach 90., a także o samotności w czasach dobrostanu i kryzysu klimatycznego. Książka dla wszystkich, którzy mimo lęku próbują przezwyciężać fatum „braku przynależności” oraz zakotwiczać się w rolach społecznych na własnych warunkach i zasadach”.


Macierzyństwo i postać matki w rodzimej literaturze, jest rozbudowana do granic wytrzymałości, dlatego należy postawić pytanie: - Czy Magdalena Genow jest odważna, czy nieroztropna?

I tu, bez kluczenia, odpowiadam: - JEST WIARYGODNA. Tak, wiarygodność i język to najmocniejsze strony tej prozy. 


Dla tych, którzy chcą się zderzyć „z tematem”, przygotowałem krótką, międzynarodową ściągawkę. Otóż: temat macierzyństwa od zawsze był szeroko eksplorowany w literaturze światowej. Krótka lista, którą spisywałem dzisiaj o świcie, gdy noc walczyła z dniem i też wtedy, gdy wspominałem swoją mamę.


- "Biała Masajka", Corinne Hofmann – Autobiografia, w której pisarka przedstawiła własne  doświadczenia w zupełnie obcej kulturze, zmagając się z różnicami i wyzwaniami.

- "Czarna Madonna", Toni Morrison – W tej powieści autorka bada relacje matki i córki, ukazując walkę o tożsamość oraz wpływ przeszłości na życie współczesnych kobiet.

- "Mała księżniczka", Frances Hodgson Burnett – Choć nie jest to bezpośrednio opowieść o macierzyństwie, postać matki pojawia się jako symbol miłości i poświęcenia, które kształtują życie głównej bohaterki.

- "Duma i uprzedzenie", Jane Austen – W tej klasycznej powieści relacje między matkami a córkami są kluczowe, a matki często wpływają na decyzje życiowe swoich córek.

- "Sztuka bycia matką", Maya Angelou – Zbiór esejów, w którym autorka dzieli się swoimi doświadczeniami jako matka oraz refleksjami na temat miłości i poświęcenia.

- "Kobieta w białym", Wilkie Collins – W tej powieści matka odgrywa kluczową rolę w fabule, a jej relacje z dziećmi są centralnym wątkiem.

- "Pani Dalloway", Virginia Woolf – Choć nie jest to główny temat, postacie matki i jej wpływ na życie bohaterów są obecne, ukazując złożoność relacji rodzinnych.




popularne