Moja wina, Twojej winy krewna


Żertwy. Antonina Tosiek. Biuro Literackie, Kołobrzeg, 2024.


8/10

Namawiam was do zdobycia tego tomu. Gdy rozbieramy te słowa na czynniki pierwsze to mniej, jest miło-, a bardziej -ość. Intrygująco jest od początku, bo tytuł pobudza wyobraźnię.

Żertwa – u dawnych Słowian ofiara całopalna, ze zwierząt oraz ludzi, składana na cześć bóstwa przez żercę. Tu mamy liczbę mnogą, a to otwiera pole do interpretacji. Bo „żer”, bo „ty”, bo „wy”, bo „żywy i martwy”. A wszystko podane w sosie empatycznym, którego wielu brakuje, gdy chodzi o zajmowanie się najbliższymi, o przyjmowanie odpowiedzialności za innych.
Opieka nad starszymi, chromymi; nad śmiercią i życiem.

(...), ale ktoś wtedy bierze cię za rękę
i na moment przed tym, zanim
posikałabyś się w pościel,
prowadzi pierwszy raz
tego dnia do łazienki”
(drugi wiersz o miłości)

Liryka paliatywna? A co miałoby to znaczyć, oznaczać? Może zwrócenie uwagi na tematy niełatwe, a może pójście na poetycką łatwiznę?! Bo miłości, starości, bliskości łatwo pisać, a o wiele gorzej działać. Czyżby?
Moim zdaniem autorka robi nam uczuciowy kipisz, przewraca i wywraca nazwy empatycznych stygmatów.

Pytałam o to także inne kobiety;
odpowiadały podobnie:
źle zapamiętujemy.

To nie wydech, głuptaski,
pierdolone konfabulantki,
a wdech bez finału.

Moje: plamy wosku na mrozie,

zupełnie, jak kiedy
unosząc coś w górę,
spodziewasz się ciężaru
i prostujesz przedramiona albo tężejesz;

dziś oskarżam pamięć ciała”.

Jakby nie patrzeć: „liście wiatru uwolnione nocą” (Bianka Rolando), jakby nie czuć: „Witaminy, na które cię stać nie smakują” (Marcin Sendecki).
Dlaczego tak bardzo przekonały mnie „Żertwy”, dlaczego próbuję was namówić do przygody z tą poezją? Bo jest ona wymagająca, piecząca i stresująca!
Jakby tego nie czytać: po kolei, na wyrywki, od końca do startu, to kontekstu nie da się pominąć. Gdy książkę odkłada się na moment, ona wzywa do powrotu, do rozdrapywania ran. Żer twa! Między nami żywymi i półmartwymi. Coś za coś, coś pomiędzy. Ty, wy i my.
potoki wściekłych suk plączą się pod nią
pętlą pętają a lasy marsz marsz
gwałt zadany mopom”
(współczesny wiersz napisany przez kobietę)


To nie pierwszy mój kontakt z tą poetką, z tą poezją. Autorka debiutanckiej książki „storytellingnominowanej do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius namieszała mi już w głowie, a jestem pewien, że „Żertwy” są lepsze od premierowego wejścia na arenę.
Wyjątkowo zgadzam się z notą wydawcy. Zgadzam się w całej rozciągłości i szerokości. Otóż: „W drugim tomie poetyckim Antonina Tosiek rozpisuje na wiersze całe spektrum trosk: od tej »na wysokości« (jak ironizuje w tytule jednego z utworów), przez różne poziomy systemów opiekuńczych oraz sploty niepokojów ekonomicznych, społecznych i politycznych, po konkretne czynności pielęgnacyjne cierpliwie spełniane „na niskości”: tam, gdzie zawodzi fizjologia, niedomaga ciało, wkrada się śmierć. Podmiotka tych wierszy trwa przy bliskich chorych, próbuje pogodzić się z ich odchodzeniem, ale jej uważne spojrzenie obejmuje też osoby krzywdzone, marginalizowane, poddawane systemowej i jednostkowej przemocy. Tosiek nie popada jednak ani w ton bezradnego lamentu, ani w pięknoduchowskie współodczuwanie: zmęczona bohaterka „żertw” pozwala sobie często na silniejsze, często nieakceptowane społecznie (zwłaszcza u kobiet) afekty – wściekłość, odrazę, sarkazm – dzięki czemu udaje się jej ostatecznie zatroszczyć o samą siebie, nie kończyć w roli ani męczennicy, ani ofiary”.

nie robimy kroku, kiedy
krok by wystarczył,
nie kończymy blistra,
chociaż lubimy, jak trzaska

co mnie dzieli -
co
 mnie scala -

osiem lat temu widziałam,
jak facet w kutaisi kopnął psa,
codziennie o tym myślę
(siostrzyczki, braciszkowie, co nami powoduje, że jednak)

Co dziwne, to bardzo dziwne, ale poranek obudziłem poezją Rafała Wojaczka. Dawno nie sięgałem do tego zbioru, który przed laty dostałem od młodszego brata. Książka zdezelowana, a jednak uparcie po nią sięgam co kilka miesięcy, a wspominam o tym dlatego, że kładłem się spać z wierszami Antoniny Tosiek i nastąpiło zespolenie tych narracji. Bo poniższy fragment z Wojaczka jest pełnoprawnym dopełnieniem „Żertwy”.
(„Moje słowo, Twego słowa pogłos Jakże wątły, przecież sprzymierzony Z wiernym rymem, rytmem wspomożony, Bywa czasem nie tylko ulotką. Moja nędza, Twojej nędzy siostra Młodsza, jeszcze jej sukienki nosi, Lecz doprasza się — pilnie podnosi — Ręki, która by do szczętu zwlokła”).

Łazikuję z tomem Tosiek od niemal dwóch miesięcy. Pierwsze czytanie powolne i swoboda interpretacji, a potem zmiana tempa i już nie mogłem uwolnić się od podpowiedzi podanej przez Biuro Literackie. Próbowałem poszerzyć „miejsca w tekście”, starałem się dopasować do innych pomysłów, ale pisanie o braku lub potrzebie empatii jest tu tak silne, że nieakceptowalne jest szukanie innych terenów eksploracji.
Najlepiej To czytać powrotami, pętlami.

Przeżywajcie „Żertwy”. Oddychajcie oddechem bliskich, którzy zostali i tych, których straciliście.

popularne