Inne życie


Miło, niemiło. Milo Janáč. Przełożyła Katarzyna Dudzic-Grabińska. Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2025.

8/10


Białego Ojca nie można nie polubić. Gość jest w moim wieku, na luzie pykający trawkę. W hamaku obmyśla nowe numery, np. jak sprzedać kilogram dobrego słowackiego siana.

A poza tym lubię wszystkich gości z tej zabawnej lektury. Obawiam się, że to, co przeczytacie, wydarzyło się naprawdę. A gdy ma się w zanadrzu słowackie poczucie humoru, to sympatia czytelnicza gwarantowana.


Nie dziwota, że Milo Janáč za swoją powieść otrzymał nagrodę czytelników w najbardziej prestiżowym słowackim konkursie literackim Anasoft Litera. Gdyby ktoś mnie zapytał o „polecajkę” na jeden długi wieczór, to wskazałbym „Miło, niemiło”. Każdy, kto mi uwierzy, jest stracony, bo gdy ktoś z Was zacznie czytać, to noc zarwana, jak nic. To trzeba i należy przeczytać jednym haustem. Suchy kac gwarantowany, ale coś za coś!


Miło się czyta. Głośny rechot. Niemiło, bo główny bohater to ćpun, alkoholik i leń.

Miło, bo napisane jest to z pomysłem, a przetłumaczone wybornie. Niemiło, bo tekst jest lustrem dla takich nicponi jak ja.


Mocna ósemka dla książki, której autor pisze i zachowuje się jak Sergiej Dowłatow. „Rzeczpospolita” promując książkę „Krótkie życie” (Warszawa, 2004), napisała: <<Dowłatow był Hamletem, a podawał się za Szwejka>>. Milo Janáč jest dokładnie taki sam!

Książkowe Klimaty promują fabułę tak: „Milo Janáč w debiutanckiej powieści tworzy mitologię rodzinnej Gelnicy, prowincjonalnego słowackiego miasteczka, którego życie tętni w przesiąkniętych alkoholem barach. Życie głównego bohatera toczy się od knajpy do knajpy, od kieliszka do kieliszka, wyznaczają je godziny otwarcia miejscowych spelun. Autor właśnie w tych miejscach zbiera satyryczną i awanturniczą opowieść o niepokojach społecznych i środkowoeuropejskim półświatku”.


Krótkie, szarpane i bardzo gęste akapity, a wszystko się łączy i klei w niewielkich rozdziałach. Narrator wraz z kompanem zastawiają plazmę w miejscowym lombardzie, następnie zapożyczają się u miejscowego bossa i obstawiają u bukmachera, że reprezentacja Słowacji zremisuje z Liechtensteinem. Wszystko idzie jak z płatka. Otwierają knajpę, kolejną w Gelnicy, jednak na tyle wyjątkową, że miejscowi pijacy po godzinie 22 traktują to miejsce jako wyjątkową przystań. Konkurencja zamknięta, no i dobrze, bo gdzieś trzeba się upodlić do spodu. Mistrzem ceremonii jest nasz przewodnik, autor – narrator, którego pensja mierzona jest w małpkach... literatkach.

Każdy ma tutaj swoją ksywę, zależną od profesji – niektórzy uprawiają trawkę, inni parają się produkcją amfetaminy, kolejni to miejscowi przestępcy, ale są też biznesmeni, którzy sprzedają gazety wraz z rozwodnionym destylatem.


„A teraz się skupcie, coś wam powiem.

Jestem względnie szanowanym obywatelem – może i wielokrotnym przestępcą, ale zdecydowanie niegroźnym. W porównaniu z tymi ohydnymi zbrodniami moje postępki były niewielkie i bez znaczenia.

Tak, handluję środkami odurzającymi. Handlowanie środkami odurzającymi jest czynnością jak każda inna, być może nawet ważniejszą od innych. Najlepsza rzecz, jaką można zrobić, gdy się jest na tym świecie, to wyjść z niego, prawda?

Z czasem człowiek wyrabia sobie nawyk sprzedaży, podobny do nawyku zażywania. To sprawdzona informacja” - tak zaczyna się rozdział XXVII, ale o tym, że piekła nie ma i raz się żyje stanowi cała książka.

Oczywiście, że trzeba i nie należy brać „tego – takiego” życia jako receptę na szczęśliwe życie. To groteska, to pamflet i ironia do kwadratu. Napisana z przymrużeniem oka opowieść o utracjuszach, którzy nie cierpią na depresję. Suszy ich na tyle, że zdarza się im popijać wodę z muszli klozetowej.

A pijany barman po nieskutecznym wyproszeniu gości, zamyka budę na cztery spusty i wraca do siebie, by odpocząć, by zasnąć, bo jest tak pijany, że asertywnie wychodzi z pracy, o czym dowiaduje się szef, czyli barman powinien wylecieć na zbity, przepity psyk. Ale nic takiego się nie dzieje. Panowie robią inwentaryzację i spijają alkohol ze wszystkich otwartych butelek. Taka pijacka gruba kreska...


I wtedy dopada nas „Książę ciemności” Charlesa Bukowskiego. Życie w nałogu 24 h.

A potem „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla. Zbyt poważnie? No, tak. Zatem królestwo pijackiej, a raczej piwnej opowieści ma swoje źródło w Czechach i Rosji.

Anton Czechow, Władimir Wysocki i Bohumil Hrabal – mistrzowie picia i pisania, lecz tylko Hrabal sprzedaje nam śmiech przez łzy. Pozostali piją na smutno, na smutno piszą i śpiewają.

Kiedy byłem szczylem w trzeciej i czwartej klasie liceum, to głosiłem światu, że „Buszujący w zbożu” i pieśni Wysockiego utorują mi drogę ku sławie i brałem udział w różnych konkursach recytatorskich i grałem, udawałem buntownika, który pije od rana do kolejnego świtu. Niektórzy nabierali się na moje sztuczki, ale gdybym wtedy trafił na „Miło, niemiło”, to kolportowałbym bryki, streszczenia, które miałby cechy pijackiego, narkotycznego dekalogu.

A jakby było mało, to kserowałbym „Moskwę-Pietuszki”, jedną z najlepszych pijackich anegdot, które przeczytałem w swoim ponad pięćdziesięcioletnim życiu. Wieniedikt Jerofiejew rządzi! Pisał wiele głupich rzeczy, ale ta książka wyszła mu jak nic. „Miło, niemiło” będzie u mnie leżeć obok rosyjskiego dzieła. Bo „Moskwa-Pietuszki” opowiada o podróży pociągiem alkoholika Wieniczki z Moskwy do Pietuszek, podczas której snuje on pijackie monologi i filozoficzne rozważania. Książka jest satyrą na radziecką rzeczywistość, pełną absurdu i groteski.

Tyle lat minęło, a Jerofiejew odwiedza mnie w snach. Jedziemy, pijemy, gadamy i orientujemy się, że nie kupiliśmy biletów, że jedziemy na gapę, ale nie bój nic, konduktor zaczyna pić z nami i nagle pojawia się słowacki barman... Jest miło!


Uwaga! Należy pamiętać, że przedstawianie pijaństwa w literaturze może utrwalać stereotypy na temat Słowaków.

Uwaga! To samo dotyczy (na pewno) Polaków, Czechów, Rosjan.
Uwaga! Przeczytajcie „Pijaństwo” Ignacego Krasickiego.

Uwaga! (i tu Was zaskoczę) – wróćcie do Prusa, do „Lalki” i na pewno do Jerzego Pilcha!

Uwaga! Kabaret Hrabi i „Kultura picia alkoholu”.

Uwaga! Pan Bielanek, czyli panoptikum grochowskie – słuchowisko radiowe z udziałem Krzysztofa Kowalewskiego, Mariana Opani i Stanisławy Celińskiej!


Uwaga! Milo Janáč napisał świetną książkę. Fabuła jest gęsta jak las, który widzę z okna. Wyjść na spacer i zapomnieć o problemach. Żyć tu i teraz, na trzeźwo, bez użalania się nad sobą.

Warto być miłym, nawet wtedy, gdy wokół dzieją się rzeczy niemiłe. 

"Tak to jakoś było i mój szef już nie jest moim szefem"'.

Idziemy i już nas nie ma...

 

popularne