Nie interesują mnie dylematy
Nadzieja (i inne opowiadania). John Maxwell Coetzee. Przełożyła Aga Zano, Wydawnictwo Znak, Kraków 2025.
8/10
Warto, nie warto? WARTO,
chociaż pozorna prostota przekazu może zadziwiać. Z zebranych
krótkich tekstów złożono książkę, która jest niezłym
uzupełnieniem tego, co pisarz stworzył do tej pory. Jeśli
„Nadzieja” jest dla kogoś tą pierwszą, to J. M. Coetzee może
być mało przekonywający. Jeśli ktoś jest – jak ja – fanem
tego pisarza, to „Nadzieja” stwarza możliwości do rozmyślań i
wymyślań... domyślań.
Nic
się nie zmieniło. Przy okazji „Polaka”, poprzedniej na polskim
rynku, książce Coetzee pisałem m.in.: „Jestem (trochę)
bezkrytyczny wobec tego pisarstwa, ale towarzyszy mi zawsze głęboka
refleksja; zwłaszcza gdy pisarz podejmuje temat starości i miłości.
A czyni to na tyle często, że obraz tego pisarstwa jest tak bardzo
malarski, iż próbuję odtworzyć sobie kolejne literackie
obrazy”.
Do kanonu miłości, starości, należy dopisać
(dołączyć) nasze relacje z Bogiem, ze zwierzętami. Pytania o to,
czy np. kot ma twarz, co z jego duszą, co z cierpieniem? Co z ludzką
próżnością, co z relacją matki z dziećmi, co z wolnością?
Czego od świata oczekuje kleszcz, a czego pragnie człowiek?!
John
Maxwell Coetzee! Przeczytałem wszystkie jego książki.
Napisałem zaledwie o dwóch (o esejach i „Polaku”). I teraz
„Nadzieja”. Kontekst! Bez tego aspektu, polegniemy!
Autor
uhonorowany Literacką Nagrodą Nobla w 2003 roku i dwukrotnie
Nagrodą Bookera (1983 i 1999) może pozwolić sobie na wydawanie
takich książek jak ta. Podobnie jak Elizabeth Costello – ulubiona
postać pisarza – wie i rozumie, że jest bliski końca, że jest u
kresu, zatem swoje notatki, krótkie formy podaje nam w takiej, a nie
innej formie.
Książka składa się z ośmiu miniopowiadań,
esejów. Początkowo zdaje się, że każda „notatka” będzie
opowieściami z przeszłości, a łącznikiem będzie płeć, czyli
kobieta w różnym wieku ze swoimi refleksjami, a jest inaczej, bo
zdecydowana większość to życie Elizabeth Costello. Życie u
kresu, które może skończyć się samobójstwem, bo lekarska
diagnoza jest przerażająca. Początkowa demencja! Tylko że tutaj
wszystko, każde słowo ma tutaj wiele znaczeń. Eufemizmy do
kwadratu.
I tak zaczyna się od „Psa”, zdawałoby się
niewinnej relacji młodej kobiety i psa, który wściekle i zażarcie
reaguje na każde spotkanie. Na linii człowiek – zwierzę panuje
zażarta walka oparta o chęć dominacji. Niezrozumienie pełną
gębą, zażartym pyskiem. A na końcu spór pokoleń.
Potem
jest „Historia”. Opis radości z wolności i... zdrady. „Co
ludzie powiedzą” schodzi na dalszy plan. Na froncie jest (nie
ostatni raz w „Nadziei”) rozprawa na temat wyższości obrazu nad
słowem (s) pisanym. Jest też krótka wymiana zdań między córką
a matką. Młodość nie pojmuje starości. Skąd ten ciągły
uśmiech na twarzy, skąd ta radość? Tajemnica nie uwiera
bohaterki, wręcz przeciwnie, to jej siła, to jej prawdziwa
twarz.
W „Próżności” (, której w tej książce jest
sporo), dorosłe dzieci, ale i wnukowie, nie mogą nadziwić się, że
ich matka i babka przefarbowała włosy, że zrobiła makijaż.
65-letnia kobieta tłumaczy się, że chce być zauważona. Dzieci
nie pojmują tej przemiany i posądzają matkę o...
wariactwo.
Potem mamy „Kiedy kobieta się starzeje”, czyli
zazębiający się tekst. Francja, Australia, Stany Zjednoczone.
Dzieci w średnim wieku chcą wywrzeć presje na matce, chcą, by
przeprowadziła się z antypodów do Europy lub USA. Intencje mają
dobre, ale żadna ze stron siebie nie słucha, nie słyszy. Każdy ma
swoją opowieść, a w tle kwestia CZASU, tego, który upływa i
wpływa na podejmowane decyzje, którymi zawodowo zajmuje się John,
czterdziestoletni nauczyciel akademicki.
W „Starej kobiecie
i koty” dowiadujemy się, że matka zamieszka w Hiszpanii, a wokół
bezdomne koty i „wioskowy głupek”, który kolekcjonuje wycinki
prasowe na temat Jana Pawła II. I w tej opowieści autor
zdecydowanie nawiązuje do swojej twórczości; Elizabeth Costello i
duchowość zwierząt. Niby cały czas o tym samym, a jednak w
problem opisany w różnoraki sposób.
„- John, nie
interesują mnie dylematy. Ani ich rozwiązywanie. Brzydzę się
takim myśleniem, postrzeganiem życia jako serii następujących po
sobie problemów, które należy intelektualnie rozwiązywać. Kot to
nie dylemat. Kot w rynsztoku do mnie zaapelował, a ja odpowiedziałam
bez wahania, bez operowania moralnym liczydłem”.
W
„Kłamstwach” wciąż poruszamy się na tym samym terytorium;
upływający czas w kotlinie półprawd i przemilczeń, bo jak
powiedzieć najbliższej, najbliższemu, że koniec jest na
wyciągnięcie ręki? Że „ta ręka” jest coraz bardziej sucha, a
jej poświata przypomina wosk.
„Szklana rzeźnia” to jak
nic „Żywoty zwierząt”, to los człowieczy. To notatki, to
szpargały, to głośne myślenie, to ciche czytanie oparte o rozmowy
telefoniczne, które są... są klejące, ale nie kojące. I w finale
„Nadzieja”. Samo słowo pojawia się wcześniej, ale tutaj mamy
cudowność prostoty, a pytania mnożą się jak gromy na niebie
podczas burzy. Kto decyduje o końcu i jaki ma być ten koniec, czyj;
osobny, prywatny czy wspólnotowy, rodzinny?
O co można
prosić syna, czym i w jaki sposób przekonać matkę?
Przygodę
z jego pisarstwem zacząłem (oczywiście) od „Hańby”, ale to
wcale nie ta narracja noblisty pasuje/leży mi najbardziej. „Mam w
swoim sercu” trzy książki, za które jestem w stanie się pokroić
i bronić tych fabuł przed każdym trybunałem literackim. Wspominam
o „Wieku żelaza”, „Mistrzu z Petersburga” oraz „Czekając
na barbarzyńców”.
Może dziwić wybór właśnie tych książek,
ale jestem przywiązany do swojej selekcji. Cenię całą twórczość
południowoafrykańskiego i australijskiego twórcy, jednak to „Wiek
żelaza” jest moim numerem jeden. A „Nadzieja”? To lektura
uzupełniająca, dopełniająca.
Trzeba „to” czytać
uważnie, bo słowa klucze w polskim tłumaczeniu, robią całą
robotę. Zbyt szybkie czytanie może doprowadzić do konkluzji, że
John Maxwell Coetzee idzie na skróty i wykorzystuje swoją
sławę, rozdrabniając się na drobne.
Nie wszystkich w
Polsce przekonały „Późne eseje” (Karakter, Kraków 2020). A
„Późne eseje” to spis opublikowanych wcześniej tekstów
monograficznych lub krytycznych. Wybór zadziwiający. Bo jest
Zbigniew Herbert, ale i Patrick White. W sumie 23 perły, które
oddychają literackimi płucami. A patronem, zdecydowanym patronem
zestawu jest Samuel Beckett. A wspominam o tej pozycji, dlatego że
„Nadzieja” w konstrukcji jest tekstem podobnym. Z publikowanych
tekstów powstała książka, która ma sens i myśl
przewodnią.
Literacki klej i zawarte porozumienie ze stałymi
czytelnikami całego, pełnego portfolio tego świetnego pisarza.
W
„Późnych esejach”, na które składają się teksty
opublikowane w latach 2006 – 2017 i w „Nadziei” (teksty z lat
2003 – 2023) zwraca uwagę erudycja autora. To jednak nie nowość,
żadne odkrycie. Ważny jest osobisty pogląd, ogląd sytuacji.
O czymkolwiek, o kimkolwiek pisarz by nie pisał, nigdy nie zapomina
o kontekście. Cień rzucany przez słowa, przez sylwetki twórców
jest inny od tego śmiertelnego, przemijającego.