To dzieje się naprawdę



Cichoborek – Urszula Stokłosa, 248 stron (Wydawnictwo JanKa, Pruszków 2019)

Maryjo i wszyscy święci – że pozostanę w retoryce „Cichoborka” – jakże to się dobrze czyta. Jakże wyraźnie są nakreślone postaci, jakże właściwie ta powieść oddycha. Jakże wykwintne poczucie humoru posiada autorka.
Nie powinienem w pierwszych zdaniach piać z zachwytu, ale co mam zrobić? Udawać wstręciucha, która czepia się na przykład, że Justyna mogła być lepiej rozpisana? Może i mogła, ale to chyba jedyny niedosyt, jaki czuję po lekturze „Cichoborka”.
Jest jakiś nienazwany powiew świeżości w tym pisaniu. Bo oczywiście można (i należy) szukać odniesień w literaturze. Ale nudne to zajęcie za każdym razem – spisując swoje reminiscencje – mądrzyć się, że to na przykład wczesna Olga Tokarczuk i jej „Prawiek i inne czasy”. Ale skoro wymieniłem nazwisko noblistki, to wspomnę jeszcze dwa nazwiska. Tak, odnajduję w tym pisaniu pejzaż fraz Wiesława Myśliwskiego i Jakuba Małeckiego. A może jeszcze jedno? Tak, pisarski dystans Zyty Rudzkiej też można w „Cichoborku” dostrzec.

Zanim zacznę pisać o ludziach z tej powieści, a tych naprawdę jest w niej sporo, zacznę od duchów, a potem przejdę do psów, bo i te w pisaniu Urszuli Stokłosy znaczą wiele.
A zatem duchy. Są nadal ludzkie, nie dostają skrzydeł, nie gadają przez innych, ale innym się ukazują i innym podpowiadają, że warto żyć, że warto próbować. Autorka swoje spirytystyczne wtręty bardzo gładko umieszcza w całej fabule. Czytelnik nie dziwi się, że pojawiają się umarłe dziwy. Tak po prostu jest, a jeśli ktoś nie wierzy, to po przeczytaniu tej książki zacznie. Chociażby tylko na potrzeby tej jednej lektury. Takie wsi jak Cichoborek są wszędzie, są w nas samych. Takie społeczności i ich problemy. Ludzkie tęsknoty i dywagacje. Prostota i skomplikowanie życia. Skoro tak jest wszędzie, to może wokół nas na co dzień łażą umarli, którzy od razu do bram raju nie mogą trafić?
Duchy to jedno. Ważniejsze – przynajmniej dla mnie – w tej narracji są psy. Miałem siedem, a może osiem lat, gdy w naszym domu pojawił się owczarek niemiecki. Wabił się Beju. Był całym moim światem, a gdy tragicznie zginął, ten mój niedojrzały świat runął w gruzach. Wspominam o tym dlatego, że rozumiem to psie trwanie i umieranie, które pojawia się w powieści. Jest symboliczne i znakomicie rozpisane na (ludzkie) głosy. Pies to nie tylko wierny przyjaciel, to przede wszystkim świadek naszych ziemskich potyczek. We wsi Cichoborek żyją i mieszkają same kundle, są podobne do swoich właścicieli. Tak samo im się powodzi i tak samo odchodzi z tego świata. Bo pies wie, kiedy powiedzieć „dość”, wie lepiej od człowieka.

Stop! Wyjaśniam, że to nie jest kynologiczna przypowieść z duchami w tle. Jednakże to, jak autorka świadomie użyła zwidów i czworonogów, budzi – podkreślam – uznanie. Do mnie to gada, do mnie to przemawia.

A o czym w takim razie jest „Cichoborek”? A na przykład o „błądzeniu myślami po innych, bardzo dalekich światach”. Realnych i rzeczywistych. Wśród dulszczyzny, dwulicowości, zdrad małżeńskich i obłudy jest spora porcja marzeń. Społeczność wioski męczy się w okowach granic swojej miejscowości. Ich aż nosi. Chcieliby do Hiszpanii, Chile, na islandzkie fiordy, do Nepalu, Burkina Faso, Macedonii, Indii, Kambodży, Chin. No – chcieliby się wydostać, uwolnić, poznać. Rozwinąć skrzydła. Ale życie jest życie. Szare, bure, niedostanie. Często udawane.

Urszula Stokłosa kładzie swoich bohaterów pod wielki mikroskop i co widzi, to opisuje. A robi to jak ich dobra znajoma. Są bardzo rzeczywiści, przez co też wiarygodni. Nie mają życia i pomysłów z księżyca. Są podobni do nas, do naszych znajomych, sąsiadów, krewnych. To, że myślą o wygranej w lotto czy podróżach zagranicznych, można uznać za fanaberię? Przecież codziennie myśli tak tłum naszych rodaków. Jednym udaje się to spełnić, innym pozostają rojenia.
A skoro tak, to nasze skrywane tajemnice powierzamy literackim i filmowym bohaterom. Każdy ma jakiegoś idola, jak Piotruś Pan i Dzwoneczek. Ułuda często jest fundamentem egzystencji. Wyobrażenia o lepszym życiu to nie tylko oznaka nadziei, to znak firmowy normalności. Gdy przestajemy marzyć, dopada nas zniechęcenie, które przeradza się często w samotność, pustkę i co najgorsze – w depresję.

Cichoborek” jest przykładem dobrze napisanego czytadła, które chłonie się szybko, lecz nie bezrefleksyjnie. Nie da się wobec tej prozy przejść obojętnie. Emocje są w bohaterach, emocje pozostają także w czytelniku. Słodko-gorzka opowieść o życiu, takim, jakie jest naprawdę. Z całym jego bólem, tęsknotami i radościami. Dlatego nawet pojawienie się duchów wydaje się zupełnie naturalne. Bo i one nadal są ludzkie, nadal z krwi i kości. Bo jak pisze autorka: Smutek jest silniejszy od strachu i że skoro ani nie widzi, ani nie słyszy tych przybyłych nie wiadomo skąd dusz, a one nie kwapią się, żeby się (jej) objawić, to nie ma powodu do niepokoju.

Dobrze się stało, oj, dobrze, że Wydawnictwo JanKa zdecydowało się opublikować tę powieść. Bo warto czytać polskich autorów i warto im zaufać.

Nota: 8,5/10

Fot pisarki: Michi Baumann


popularne